Wiadomość przed wizytą — koszt spokoju

polregion.pl 5 godzin temu

List przed przyjazdem — i cena spokoju

Do trzydziestego piątego roku życia Katarzyna uważała się za naprawdę szczęśliwą kobietę. Ukochany mąż Marek, syn Tomek i córka Agnieszka, skromna, ale mocna rodzina. Wszystko się zmieniło, gdy Marka zwolniono z fabryki. Nie mógł znaleźć pracy w mieście, więc postanowił wyjechać do pracy w Niemczech.

— Katarzyna, koledzy namówili. Płacą nieźle — powiedział pewnego dnia.

— A my? Ja tutaj, ty tam. To już nie rodzina — zawahała się.

— To tylko na chwilę. Wytrzymamy. Jak stanę na nogi, wszystko wróci do normy.

Ale inaczej nie znaczyło lepiej. Marek przyjeżdżał coraz rzadziej, był ponury i zdystansowany. Aż pewnego dnia, gdy Katarzyna szykowała się na jego powrót, w skrzynce znalazła list. Od niego.

Uśmiechnęła się — myślała, iż to wyznanie tęsknoty i miłości. List dotarł w dniu jego przyjazdu. Schowała go do torby, a w domu otworzyła. I zawalił się jej świat.

„Katarzyna, wybacz. Nie umiałem powiedzieć ci w twarz. Pokochałem inną. Nasze małżeństwo to błąd. Chcę rozwodu. Dzieciom pomogę. Żegnaj”.

Czytała raz po raz, nie wierząc własnym oczom. Łzy zasłaniały wzrok. Wtem do pokoju wszedł dziesięcioletni Tomek.

— Mamo, piekarnik się pali. Co robisz?

Zerwała się, wyłączyła gaz, rozpędzała dym. Uśmiechała się do syna, ale w piersi palił się ból.

Miesiąc później rozwiedli się. Marek odszedł na zawsze. Pieniądze przysyłał, ale do domu już nie wrócił. Po dziesięciu latach Katarzyna dowiedziała się, iż zginął w wypadku. A ona została sama z dwojgiem dzieci i ciężarem odpowiedzialności.

Minęły lata. Katarzyna nie wyszła ponownie za mąż — nie chciała wprowadzać obcego mężczyzny do domu. Całe jej życie to dzieci. Tomek dorósł, ożenił się z Martą. Zamieszkali w jego dawnym pokoju, a Katarzyna z Agnieszką — w drugim. Urodził się wnuk Jakub. Ale ani Marta, ani Agnieszka nie spieszyły się, by wyprowadzić się od matki. Dom stał się ciasny i pełen napięć.

Pewnego dnia Agnieszka oznajmiła:

— Mamo, jestem w ciąży. Z Darkiem trochę u ciebie pomieszkamy.

— Gdzie? — zdziwiła się Katarzyna. — W jednym pokoju — Tomek z żoną i synkiem, w drugim — my z tobą. Gdzie ty jeszcze ludzi zmieścisz?

— Na kuchni jest kanapa. Chyba nie jesteś przeciw?

I Katarzyna przeprowadziła się do kuchni. Pierwsza noc tam była koszmarem. A potem tylko gorzej. Krzyki, kłótnie, spory między domownikami. Kto zjadł kiełbasę, kto hałasował w nocy, kto komu zabrał notes — wszystko było powodem awantur.

Aż w końcu Katarzyna zauważyła zaokrąglony brzuch Marty.

— Jesteś w ciąży?

— Tak. Będziemy mieli drugie dziecko.

— A gdzie będziecie mieszkać?

— Już nas wypędzasz?! — wybuchnęła Marta.

— Nikt was nie wyrzuca. Ale w jednym pokoju będzie was czworo!

— To niech twoja córka się wynosi, ma przecież męża! — odcięła się Marta.

— Ty też masz! — nie wytrzymała Katarzyna.

Rano przyszedł Tomek:

— Mamo, uraziłaś Martę. Wypędzasz nas?

Agnieszka, jak na komendę, weszła:

— A ty powiedz mężowi, żeby wam mieszkanie znalazł!

— Wiecie co?! — wybuchnęła Katarzyna. — Dość! Wyprowadzajcie się wszyscy! I ty, Tomek, z żoną i dziećmi. I ty, Agnieszka, ze swoim Darkiem. Już nie daję rady. Mam dość. Zamieniliście mój dom w rynsztok, nie szanujecie ani mnie, ani siebie. Koniec. Wynocha!

Powiedziała to stanowczo, głośno i bez wahania. choćby sama zdziwiła się swojej determinacji. Ale nie żałowała. Ani na sekundę.

Po trzech dniach się wyprowadzili. Padły słowa: „Nie zobaczysz więcej wnuków”, „Nie będziemy utrzymywać kontaktu”. Katarzyna milczała.

A wieczorem usiadła w kuchni — sama. Bez krzyków, bez kłótni. Tylko cisza.

Rozejrzała się i pierwszy raz od dawna poczuła się prawdziwą panią domu. Zrobiła remont. Odświeżyła meble. A w następnym roku — po raz pierwszy w życiu — wyjechała na wakacje za granicę.

I niech ktoś powie, iż myśli tylko o sobie — nie. Oddała życie dzieciom. Teraz wreszcie żyje dla siebie. I dobrze jej z tym.

Idź do oryginalnego materiału