Oj, dzieciaczki moje posłuchajcie, opowiem wam, jak to bywa, gdy życie wyrzuca cię z rodzinnego domu, i to jeszcze tak, iż lądujesz w obcych ścianach nie z dobrej woli, ale z bezsilności.
Kiedyś też myślałam, iż rodzina to podpora. Że mąż wspiera, iż w domu będzie ciepło nie tylko od kaloryferów, ale i od serca. A wyszło no właśnie tak.
Mieszkała u nas Kinga, dziewczyna pracowita jak mrówka. I do pracy zdążyła, i dom trzymała w czystości, i obiad ugotowała, i czynsz zapłaciła. A jej mąż, Marek, leżał całymi dniami na kanapie, grał w swoje gry. Kiedyś pracował, ale potem stwierdził, iż szef to tyran, zespół beznadziejny, i zwolnił się. Obiecał, iż gwałtownie znajdzie lepszą robotę, ale już siedem miesięcy to gwałtownie ciągnie się jak zimowy wieczór.
A jeszcze w ich domu była jego matka, Wanda Stanisławowa. Oj, język miała ostrzejszy niż brzytwa. Cokolwiek Kinga ugotowała wszystko nie tak: owsianka nudna, śmietana nie ta, barszcz za kwaśny, kotlety za mdłe. I zawsze synkowi dogadzała: Ty, Marku, nie bierz byle jakiej roboty, przecież jesteś mądry, z wykształceniem!
A Kinga ciągnęła wszystko na sobie. I zarabiała, i obiad gotowała, i naczynia po wszystkich zmywała. choćby herbatę z ciastkiem nosiła do salonu, bo im wygodniej było siedzieć przed telewizorem, niż wstać.
Ile razy błagała męża, żeby chociaż tymczasową pracę wziął on w odpowiedź: Nie będę się rozpraszał na bzdury, szukam poważnego stanowiska. A jego matka tylko potakiwała: Nie naciskaj syna, i tak się stresuje.
Myślicie, iż ktoś jej słowa usłyszał? Gdzie tam! Oni mieli swoją prawdę: skoro ona pracuje to im wystarczy. A iż padła ze zmęczenia? Drobiazg.
Ja też tak kiedyś żyłam Pamiętam, jak ciągnęłam wszystko na sobie, a wdzięczności zero. Najpierw myślisz, iż trochę jeszcze i się zmieni, potem iż wytrzymasz dla rodziny. A w końcu rozumiesz: wytrzymujesz dla tych, którzy tego nie doceniają.
Mówią, iż sama jestem winna, iż trafiłam do domu opieki. Może i tak. Bo nie wyszłam wcześniej, gdy jeszcze miałam siłę, nie powiedziałam dość. A znosiłam, aż padłam zupełnie.
No i Kinga w końcu spakowała walizkę i wyszła. Nie wiem dokładnie gdzie, ale wiem dlaczego. Bo zmęczyła się byciem kucharką, sprzątaczką, kasjerką i jeszcze nie tą w oczach tych, dla których się starała.
Tak to, moje drogie Dbajcie o siebie. Bo jeżeli wy o siebie nie zadbacie nikt tego za was nie zrobi.