Wczoraj się pobrali, jutro się przeprowadza – oznajmił syn na korytarzu

newskey24.com 3 tygodni temu

Drogi Dzienniku,

Wczoraj mój syn Andrzej wpadł do korytarza i z takim trudem w głosie powiedział: Rozstaliśmy się wczoraj, ona przeprowadza się jutro. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.

Pani Zofia, popatrzcie na te ceny! krzyknęła sąsiadka Wanda Nowak, wskazując palcem na wystawę w sklepie przy ulicy Jana Pawła II. Za kilogram pomidorów żądają trzydzieści złotych! To już prawdziwy napad w biały dzień!

Życie to już nie spokój, a nieustanne kłopoty odparłam, potrząsając torbą na ramieniu. Kiedyś na emeryturę można było spokojnie żyć, a teraz ledwo wiążę koniec z końcem.

A pan mieszka sama? Syn nie pomaga?

Mieszkam z synem. Andrzej jest ciągle zajęty, pracuje dużo. Przynosi pieniądze, ale w domu prawie go nie widać.

Przynajmniej tak westchnęła Wanda. Moje wnuki odwiedzają mnie tylko na święta, a moi synowie już wyjechali.

Pożegnaliśmy się i ruszyłam do mieszkania. Siłom i nogom zaczęło doskwierać po długim spacerze po sklepach. Sześćdziesiąt trzy lata coraz głośniej przypominają mi o sobie.

Mieszkanie przytłoczyło ciszą. Andrzej nie było, tak jak zwykle. Rozłożyłam zakupy, postawiłam czajnik i usiadłam przy oknie z filiżanką herbaty, patrząc na szary, jesienny podwórz.

Moje życie od lat płynie spokojnie. Po śmierci męża minęło już piętnaście lat, przyzwyczaiłam się do samotności, nauczyłam się radzić sobie sama. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie, pomogłam mu stanąć na nogi.

Andrzej ma teraz pięćdziesiąt pięć lat, pracuje programistą w dużej firmie i zarabia dobrze. Mieszkamy razem w trzypokojowym mieszkaniu, które odziedziczyłam po mężu z fabryki. Jeden pokój zajmuje on, drugi ja, a trzeci to salon. Każdy żyje własnym życiem, spotykamy się tylko przy kolacji, a czasem choćby wtedy.

Nie narzekałam. Andrzej jest dobrym synem, wspiera mnie pieniędzmi, nie pije, nie robi awantur. Jego życie uczuciowe jednak nie układa się po myśli. Jedna dziewczyna, potem kolejna, nic poważnego.

Mamo, nie spiesz się ze mną mówił, kiedy delikatnie poruszałam temat małżeństwa. Znajdę kiedyś adekwatną.

I chyba ją znalazł. Ostatnie pół roku przesiaduje późno w domu, rzadziej się pojawia. Odpowiada kręcąco, ale widzę, iż jest zakochany.

Poznasz mnie z nią? zapytałam kiedyś.

Poznam, mamo. Kiedy przyjdzie czas.

Czas przyszedł niespodziewanie. Po kolacji myłam naczynia i usłyszałam otwarcie drzwi. Andrzej wrócił wcześniej niż zwykle.

Mamo, jesteś w domu? zawołał z niepokojem.

Na kuchni! krzyknęłam.

Stał w progu, potargany, oczy płonące. Od razu wyczułam, iż coś ważnego się stało.

Muszę ci coś powiedzieć.

Mów, słucham.

Andrzej wszedł do pokoju, ja podążyłam za nim. Chodził nerwowo tam i z powrotem, szukając słów.

Rozstaliśmy się wczoraj, ona jutro przeprowadza się w końcu wstrząsnął się, zatrzymując się w środku pokoju.

Usiadłam na krześle, a świat wokół mnie się zatrząsł.

Co? wyszeptałam.

Żeniłem się. Wczoraj się pobraliśmy. Halina jutro wprowadza się tutaj.

Andrzeju, żartujesz?

Nie, mamo. To poważne.

Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Po prostu stało się spontanicznie.

Spontanicznie? Małżeństwo spontanicznie? mój głos drżał.

Mamo, nie zaczynaj. Jestem dorosły, sam podejmuję decyzje.

Nie widziałam tej Haliny!

Zobaczysz jutro. To dobra osoba, spodoba ci się.

Usiadłam, nie mogąc ruszyć się z krzesła. Szok był tak silny, iż słowa utkwiły w gardle.

Mamo, powiedz coś usiadł przy mnie na kolana.

Co mam powiedzieć? Gratulować? Kiedy nie dałaś mi choćby najgorszego ostrzeżenia?

Ostrzegam teraz.

Po tym, jak się pobrałeś! To nie ostrzeżenie, to fakt!

Przepraszam, tak się stało.

Wstałam, przeszłam do swojej sypialni, zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i przycisnęłam dłonie do twarzy. Łzy spływały po policzkach, ale starałam się nie łamać.

Nie spałam całą noc, przewracając się w myślach, martwiąc się, kim jest Halina, dlaczego Andrzej tak pośpieszył z małżeństwem. Czy może jest w ciążą? Rano wstałam z ciężką głową i czerwonymi oczami. Andrzej już w pracy, zostawił notatkę na kuchni: Mamo, wrócę wieczorem. Przygotuj coś na kolację. Kocham cię.

Kocham cię łatwo powiedzieć. A co z moimi odczuciami?

Instynktownie zaczęłam gotować. Zrobiłam barszcz, usmażyłam kotlety, przygotowałam sałatkę. Ręce pracowały same, a głowa była pełna myśli. Do wieczora umyłam podłogi, wytrąciłam kurz, nakryłam stół. Dom był czysty i przytulny, ale w sercu drapały się koty.

Około ósmej otworzyły się drzwi. Stałam przy kuchni, wycierając ręce ręcznikiem, serce waliło jakby miało wyskoczyć.

Mamo, jesteśmy w domu! radosny głos Andrzeja.

W korytarzu stała syn z dziewczyną. Wysoka, szczupła, długie blond włosy, wyrazisty makijaż. Wyglądała na lat dwadzieścia pięć, nie więcej.

Mamo, to Halina. Halina, to moja mama, Zofia Kowalska.

Dzień dobry powiedziała, wyciągając rękę z uśmiechem.

Dzień dobry skinęłam niechętną dłonią.

Halina miała na sobie drogą skórzaną kurtkę, modne dżinsy, złotą łańcuszek na szyi. Wyglądała jak z okładki magazynu.

Andrzejuś mówił, iż gotujesz obiad. Jak słodko! piszczała Halina, zrzucając kurtkę.

Andrzejuś. Pogardziłam tym zdrobnieniem. Nikt nie nazywał tak mojego syna.

Proszę, wejdźcie do kuchni odezwałam się sucho.

Podczas kolacji Halina gadała nieprzerwanie. Opowiadała o ślubie, o tym, jak wspaniały jest Andrzej, jak szczęśliwa jest. Andrzej patrzył na nią zakochany, łapczywie łapie każde słowo. Ja jadłam barszcz w milczeniu, przytakując od czasu do czasu. Nie podobało mi się to nie podobała się ta bezwstydna dziewczyna, nie podobało mi się, jak syn na nią patrzy, nie podobało mi się, iż wszystko stało się tak nagle.

Zosiu, mogę cię nazywać mamą? zapytała nagle Halina, mrugając.

Jak chcesz odpowiedziałam chłodno.

Och, to wspaniale! Nie mam już mamy, zmarła dawno. A tu taka cudowna teściowa!

Po kolacji Andrzej poprowadził żonę po mieszkaniu. Ja zostawiłam się przy stole, sprzątając. Słyszałam ich głosy, śmiech Haliny, kroki po pokojach.

To będzie nasza sypialnia mówił Andrzej.

A gdzie mama będzie spać? zdziwiła się Halina.

Jak gdzie? Ma własny pokój.

Aa, oczywiście.

Zaciśnęłam wargi. Czy Halina myśli, iż oddam jej pokój? Nie tak.

Wieczorem, gdy młodzi zamieszkiwali pokój Andrzeja, zasnęłam w swoim. Słyszałam przez ścianę ich przytłumione głosy, śmiech. Czułam się samotna i gorzka.

Rano wstałam wcześnie, jak zwykle. Poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Po godzinie pojawiła się Halina, ziewając i przeciągając się.

Dzień dobry, mamo! zaśpiewała.

Dzień dobry mruknęłam.

O, już gotujesz śniadanie? Ależ troskliwie!

Zawsze gotuję śniadanie.

Ja nie lubię jeść rano, tylko kawę.

Andrzej lubi pożywne śniadania.

Nie martw się, przyzwyczai się powiedziała, nalewając sobie kawę.

Stałam przy kuchence, przewracając serniki. Przyzwyczai się znaczyła, iż ta dziewczyna już planuje zmienić nawyki mojego syna.

Andrzej przyszedł, usiadł przy stole. Położyłam mu sernik, nalałam herbatę.

Dzięki, mamo uśmiechnął się.

Andrzejuś, naprawdę chcesz to jeść? zgrzytnęła Halina. Tyle kalorii!

Zawsze tak jem.

Nie wiem, ja bym dbała o figurę.

Andrzej spojrzał najpierw na żonę, potem na mnie. Odwróciłam się, by nie pokazać, jak bardzo boli mnie to.

Po śniadaniu Halina zaczęła rozkładać rzeczy. Przywiozła trzy wielkie walizki i mnóstwo kartonów. Rozkładała je w pokoju Andrzeja, wieszała w szafie.

Andrzejuś, gdzie schowam kosmetyki? Tu mało miejsca!

Nie wiem, znajdziemy.

Może poprosimy mamę, żeby zwolniła półkę w łazience?

Zatrzymałam się w drzwiach łazienki.

Nie ma wolnych półek.

Jakże nie? wyjrzała Halina. Tam jest cała szafka!

To moje rzeczy.

Przesuń trochę!

Nie mogę.

Halina zmarszczyła brwi, spojrzała na Andrzeja.

Mamo, proszę, uwolnij jedną półkę.

Cicho podeszłam do łazienki, przestawiłam kilka słoiczków, zwolniłam jedną półkę i wróciłam. Znowu łzy zalewały mnie. Czułam się obca we własnym domu.

Tydzień minął, Halina wprowadzała się. Przemieszczała meble, wieszała obrazy.

Zosiu, przestawmy kanapę w salonie? Będzie przytulniej!

Stała w tym miejscu od dwudziestu lat.

A co? Zmiany dobrze!

Nie potrzebuję zmian.

No dalej! Andrzejuś, powiedz mamie, iż tak będzie lepiej!

Andrzej kręcił się między żoną a mną, próbując zadowolić obie strony. Kanapę w końcu przesunięto. Nie powiedziałam nic, po prostu poszłam do swojego pokoju.

Halina nie lubiła gotować. Przynosiła jedzenie gotowe, zostawiała brudne naczynia, a ja sprzątałam po niej.

Zosiu, jesteś taka gospodarczyni! zachwycała się Halina. Ja wcale nie umiem gotować!

Mogę się nauczyć.

Po co? Ty już świetnie gotujesz!

Zrozumiałam, iż synowa wykorzystuje mnie. Nie chce się angażować, wszystko zrzuca na mnie.

Pewnego wieczoru poprosiłam ją o chleb.

Halina, idź po chleb, proszę. Jest mi ciężko.

Och, Zosiu, jestem zmęczona! Może Andrzejuś?

Andrzej w pracy.

To sama idź, zawsze to robisz.

Wzięłam torbę i wyszłam. Łzy znów przytłoczyły mnie. Nie chcę iść do sklepu za nią.

Wracając, ciężka torba ciągnęła rękę, serce pulsowało. Zatrzymałam się na klatce schodowej, złapałam oddech. W domu Halina wciąż leżała na kanapie, Andrzeja nie było.

O, wróciłam! Co kupiłaś?

Milczałam, szukałam w kuchni, ręce drżały, serce biło.

Wieczorem przy kolacji Halina ogłosiła:

Andrzejuś, zróbmy imprezę? Zaproszę znajomych!

Dobry pomysł ucieszył się Andrzej.

Mamo, nie macie nic przeciwko? spytała, ale głos miał pytanie.

Czy mój głos interesuje kogoś? spytałam zmęczonym głosem.

Mamo, proszę! błagał Andrzej. Halina chce uczcić nasz ślub z przyjaciółmi.

Ślub był miesiąc temu.

No i? Lepiej późno niż wcale!

Wstałam od stołu.

Róbcie, co chcecie. Ja pójdę do sąsiadki.

Impreza odbyła się w sobotę. Halina przyprowadziła dziesięciu młodych, hałaśliwych ludzi, butelki, muzykę. Ja poszłam do Wandy Nowak, siedziałam przy herbacie, narzekałam.

O, Zosiu, to typowa walka o teściową! kiwała głową Wanda.

Nie przeszkadzam im!

Jesteś tylko przeszkodą swoją samą. Potrzebują mieszkania, by czuć się właścicielami.

To moje mieszkanie!

Walcz o to. Inaczej zostaniesz wykopana.

Wróciłam późno, goście wciążZamknęłam drzwi na klucz, usiadłam przy oknie i w ciszy przyznałam sobie, iż pomimo burz i nieporozumień wciąż mam nadzieję, iż rodzinny ognisko kiedyś znów rozgrzeje moje serce.

Idź do oryginalnego materiału