Wczoraj miałem urodziny – nie wiem, czy to była totalna porażka, czy najwspanialsza impreza życia.

polregion.pl 1 dzień temu

Dzień dobry, mój dzienniku. Wczoraj miałam urodziny i… szczerze? przez cały czas nie wiem, czy to była totalna klapa, czy najlepsza impreza w moim życiu.

Wszystko zaczęło się od tego, iż w swojej naiwności powierzyłam organizację najlepszej przyjaciółce, Kasi. Przysięgała, iż będzie „na najwyższym poziomie”, iż stół będzie uginał się od przysmaków, a goście będą zachwyceni. Oczywiście, Kasia! Gdy wróciłam z pracy, zobaczyłam scenę rodem z kiepskiej komedii o nieudanych imprezach.

W salonie panował chaos. Na stole leżały resztki wędlin i sera, już lekko wyschnięte, pomieszane z oliwkami, których chyba nikt choćby nie tknął. Warzywa — ogórki, pomidory i jakaś wiotka papryka — wyglądały, jakby zostały pokrojone w zeszłym tygodniu. Podejrzewam, iż Kasia po prostu wyrzuciła na stół wszystko, co znalazła w lodówce, i nazwała to „urodzinową ucztą”. Butelki z winem, sokiem i czymś gazowanym stały w przypadkowym porządku, a niektóre były już do połowy puste. Wygląda na to, iż ktoś zaczął świętowanie beze mnie.

Kasia przywitała mnie w drzwiach, promieniejąc jak choinka w Wigilię. „No jak? Super, prawda?” — zapytała, dumna wskazując na ten kulinarny armagedon. Skinęłam tylko głową, ukrywając zdumienie. Nie chciałam urazić przyjaciółki, która ewidentnie starała się najlepiej, jak umiała. W głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: „Kto je wyschniętą kiełbasę na urodzinach?”

Mój brat, Krzysiek, jak zwykle postanowił dorzucić swoje trzy grosze do tej absurdalnej zabawy. Przyniósł tort, który najwyraźniej przeszedł prawdziwą odyseję. Pudełko było pogniecione, krem rozmazany po pokrywce, a napis „Sto lat!” przypominał raczej abstrakcyjne dzieło sztuki. „Sam wybierałem!” — oznajmił dumnie, stawiając tort na stole. Spojrzałam na to „arcydzieło” i pomyślałam, iż zapalę świeczki w półmroku — może nikt nie zauważy jego stanu. Ale Krzysiek był tak zadowolony z siebie, iż nie miałam serca go zawieść. W końcu to mój brat, a jego entuzjazm zawsze przewyższa wszelkie wpadki.

Ania, moja koleżanka z pracy, też się postarała. Dała mi prezent — zestaw kosmetyków, który, sądząc po lekko zniszczonym opakowaniu, od miesięcy zbierał u niej kurz. „Pomyślałam, iż ci się spodoba!” — powiedziała z tak szczerym uśmiechem, iż choćby nie miałam ochoty się obrażać. No cóż, przynajmniej coś nowego wyląduje w łazience. Choć podejrzewam, iż ten krem o zapachu „kwitnącej wiśni” będzie zbyt kleisty, a tuszka — zaschnięta. Ale to szczegóły.

Goście też dodali smaczku. Ktoś przyniósł karaoke i już po pół godzinie cały dom rozbrzmiewał nieharmonijnym śpiewem hitów z lat 90. Kasia, pod wpływem paru kieliszków wina, uznała się za reinkarnację Whitney Houston i zaczęła wyśpiewywać „I Will Always Love You” z takim zapałem, iż sąsiedzi pewnie do dziś o tym rozmawiają. Krzysiek, nie chcąc być gorszy, dołączył z „Osiemdziesiątym Szóstym” do łez rozbawiając całe towarzystwo.

O północy stół wyglądał jeszcze gorzej, ale humory były świetne. Śmialiśmy się z absurdalnych prezentów, wspominaliśmy dawne historie i choćby zorganizowaliśmy konkurs na najzabawniejszy toast. Wygrała Ania, życząc mi „tyle szczęścia, żeby nie zmieściło się do walizki, ale żeby nie ciążyło jak walizka z cegłami”. Do dziś nie wiem, co miała na myśli, ale brzmiało genialnie.

Gdy goście zaczęli się rozchodzić, spojrzałam na pobojowisko w salonie i zrozumiałam, iż tych urodzin nie zapomnę. Tak, stół był daleki od ideału, tort wyglądał jak ofiara trzęsienia ziemi, a prezenty budziły więcej pytań niż zachwytu. Ale było tyle śmiechu, ciepła i absurdalnych chwil, iż nie zamieniłabym tego wieczoru na nic innego. Kasia, Krzysiek, Ania i reszta sprawili, iż moje urodziny były takie, jakie powinny być — prawdziwe, spontaniczne i trochę szalone.

Następnym razem pewnie sama zajmę się organizacją. Albo przynajmniej schowam wyschniętą kiełbasę przed przyjściem gości. Ale szczerze? Takie imprezy to właśnie prawdziwe życie. I już czekam na kolejne urodziny, by zobaczyć, czym jeszcze mnie zaskoczą przyjaciele i rodzina.

Idź do oryginalnego materiału