Wąska wygnali. Znowu. Trzeci raz w jego krótkim życiu. Jakoś mu się nie wiedzie.

polregion.pl 5 dni temu

Felka wyrzucili. Znów. Trzeci raz w jego krótkim życiu. Nie miał szczęścia.

Miał zaledwie rok, a już trafił do trzech rodzin. No, nie tyle trafił, co przekazywano go z rąk do rąk. A potem

Potem po prostu wynieśli go przed dom, odeszli kilka kroków i wrzucili do śmietnika. Żeby nie znalazł drogi powrotnej. Ale on choćby nie próbował.

Wszystko zrozumiał. Od razu. Po wyrazie twarzy mężczyzny. Żona bardzo się zdenerwowała, gdy Felka podrapał nową, skórzaną sofę.

Bardzo drogą. To ona wydała wyrok. A mąż? Cóż, mąż zawsze się z nią zgadzał.

Wziął pod pachę rocznego kota i poszedł do śmietnika w sąsiednim podwórku.
Felka choćby nie pobiegł za nim. Nie. On widział wyrok w jego oczach i wiedział.

Wszystko na próżno. Mógłby go przynajmniej pożegnać po ludzku. Pogłaskać. Przeprosić. A tak

Wyszło jakoś nieludzko. Jakby wylał wiadro śmieci.

Felka westchnął i zaczął szukać w odpadach czegoś do jedzenia, skubiąc stare kawałki kurczaka. Wyszedł i usiadł obok wielkiego, zielonego kontenera. Patrzył na słońce.

Mrużył oczy, ale nie odwracał wzroku. Od tej wielkiej, jasnej kuli biło ciepło. I bardzo mu się to podobało.

To były ostatnie promienie. Promienie lata, jesieni, zimy. Niewielkie ocieplenie. I cienka warstwa lodu stopniała.

Ale w duszy Felki zamarzła.

Wieczór i noc były zimne. Po zachodzie słońca wiatr i mróz wzięły się do pracy.

Rudy kot marzł. Nie miał pojęcia, dokąd iść ani gdzie się schować, więc
Znalazł wielką kupę zeschłych, rudych liści i wtulił się w nie. Zwinął się w kłębek. Najpierw było bardzo zimno i trząsł się, ale potem

Potem, gdy jego futro zesztywniało od mroźnego wiatru niosącego lodową krupię, zrobiło mu się jakoś cieplej i przestał drżeć. Głos w głębi szeptał mu dobre słowa.

Kołysały go i namawiały, by zamknął oczy i zapomniał o wszystkich przykrościach i nieszczęściach.

Zwiń się jeszcze mocniej i śpij. Śpij, śpij, śpij. Czuł też ciepło.

Ciepło rozlewało się po jego zesztywniałym ciałku.

To takie proste. Wystarczy się poddać, a wszystko minie. I nadejdzie spokój, wieczność. Odejdą urazy i smutki.

Felka westchnął po raz ostatni i zgodził się. Po co walczyć? Dla czego?

Przecież jutro czeka go ten sam mróz i głód. I ta sama chęć, by zamknąć oczy i nigdy, przenigdy ich nie otworzyć.

Latarnie na ulicy zapaliły się najpierw tam, w oddali. Felka spojrzał na nie po raz ostatni. Często patrzył na ich światło ze swojego okna. Rudy kot wchłonął je w siebie, a jego oczy błysnęły w gasnącym mroku.

Ten ostatni błysk przyciągnął uwagę małej rudej dziewczynki. Ona i jej tata wracali do domu. Szarpnęła go za rękaw.

Tam powiedziała. Tam, w liściach, ktoś jest.

Nikogo tam nie ma burknął tata, zmarznięty. Chodźmy już do domu. Zamierzam.

Spróbował odciągnąć ją od wielkiej, ch

Idź do oryginalnego materiału