Mam na imię Jadwiga, mam 48 lat i stoję przed bolesnym wyborem, który rozdziera mi serce. W naszym spokojnym miasteczku nad Wisłą mój syn Tadeusz oznajmił, iż zamierza ożenić się ze swoją dziewczyną Bronisławą. Oboje pełni nadziei marzą, by zamieszkać w mieszkaniu, które my z mężem wynajmujemy. ale ja stanowczo się sprzeciwiam, a powód tego gryzie mnie od środka. Ta decyzja może na zawsze odmienić nasze relacje z synem, ale nie mogę postąpić inaczej, boję się o swoją przyszłość i powtórzenia cudzych błędów.
Tadeusz i Bronisława błagają nas, byśmy pozwolili im żyć w naszym kawalerku. My z mężem, Stanisławem, mieszkamy teraz w dwupokojowym mieszkaniu razem z Tadeuszem. Kawalerkę kupiliśmy kilka lat temu, biorąc kredyt, który spłaciliśmy dopiero niedawno. To mieszkanie to nasz plan na emeryturę. Wynajmujemy je, by odkładać pieniądze i godnie żyć, gdy przestaniemy pracować. Teraz dochód z wynajmu nie jest kluczowy, ale za kilka lat stanie się naszą jedyną poduszką bezpieczeństwa. Bez tych pieniędzy czeka nas bieda, a ja nie chcę spędzić starości, licząc każdy grosz.
Bronisława mieszka w ciasnym dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami, młodszą siostrą i chorą babcią. Jej rodzina marzy, by wyszła za mąż, bo wtedy w ich domu zrobi się przestronniej. Rodzice Bronisławy nie mają możliwości kupienia młodym mieszkania i pokładają nadzieję w nas. Ale ja nie mogę się zgodzić. jeżeli wpuścimy Tadeusza i Bronisławę do naszego mieszkania, nigdy nie będę mogła ich stamtąd wyprosić – szczególnie jeżeli urodzi im się dziecko. Ta myśl dręczy mnie jak drzazga, bo wiem: dobroć może zamienić się w katastrofę.
Moja przyjaciółka Wiesława wpadła w taką samą pułapkę. Pozwoliła córce i zięciowi zamieszkać w mieszkaniu, które wynajmowała, uprzedzając, iż to tymczasowe. „Oszczędzajcie na swoje mieszkanie, potem się wyprowadzicie” – mówiła. Ale oni nie oszczędzali. Zamiast tego wydawali pieniądze na wakacje, drogie ubrania i elektronikę. niedługo urodziły im się dzieci i teraz Wiesława nie może ich wykurzyć. „Jak mam wyrzucić córkę z maluchami?” – płakała mi w rozmowie. – „A i pieniędzy od nich nie wezmę, córka jest na macierzyńskim. A ja ledwo wiążę koniec z końcem z emeryturą!” Jej łzy i rozpacz stały się dla mnie przestrogą. Nie chcę powtórzyć jej losu.
Boję się, iż Tadeusz i Bronisława, dostawszy mieszkanie, odpuszczą sobie. Będą żyć wygodnie, nie myśląc o przyszłości. Po co im oszczędzać na własne lokum, skoro mają je za darmo? A my z Stanisławem zostaniemy z niczym. Gdy pójdziemy na emeryturę, będziemy musieli przeżyć za marne grosze, odmawiając sobie wszystkiego. Ta myśl napawa mnie przerażeniem. Nie chcę, by moja starość była walką o przetrwanie, gdy nie będę mogła sobie pozwolić choćby na leki.
Tadeusz patrzy na mnie z urazą, nie rozumiejąc, dlaczego się upieram. „Mamo, nie mamy gdzie mieszkać” – mówi. – „Bronisława nie może zostać u rodziców, tam jest ciasno.” Jego słowa ranią, ale ja nie ustępuję. „Wynajmijcie mieszkanie, zbierajcie na swoje” – odpowiadam. – „My z ojcem daliśmy radę, i wy dacie.” Ale w jego oczach widzę rozczarowanie, a to rozrywa mi serce. Bronisława milczy, ale jej wzrok pełen jest wyrzutu, jakbym niszczyła ich marzenia. Czuję się jak potwór, ale ustąpić nie potrafię.
Każdej nocy leżę bez snu, przewracając w myślach naszą ostatnią rozmowę. Wyobrażam sobie, jak Tadeusz i Bronisława wynajmują maleńkie mieszkanie, licząc każdy grosz, i serce ściska mi się z żalu. Ale wtedy przypominam sobie Wiesławę, jej łzy, jej nędzę, i wraca we mnie stanowczość. My z Stanisławem pracowaliśmy całe życie, by zapewnić sobie spokojną starość. Dlaczego mamy poświęcać wszystko dla ich wygody? Oni są młodzi, mają czas i siłę, by budować swoje życie.
Wiem, iż moja odmowa może odepchnąć Tadeusza. Może przechować urazę, a nasza bliska dotąd więź pęknie. Bronisława pewnie nastroi go przeciwko mnie i zostanę bez syna. Ta myśl to jak nóż w piersi. Ale nie mogę ryzykować swojej przyszłości, nie mogę powtórzyć błędu Wiesławy. Chcę, by Tadeusz i Bronisława nauczyli się brać odpowiedzialność za siebie, tak jak my z Stanisławem. My też zaczynaliśmy od zera, braliśmy kredyt, oszczędzaliśmy, ale osiągnęliśmy swój cel. Dlaczego oni nie mogą?
Siedząc przy oknie, patrzę na zaśnieżone uliczki miasteczka i czuję, jak w środku szale burza. Kocham swojego syna, ale nie mogę poświęcić wszystkiego dla jego chwilowego szczęścia. Niech wynajmują mieszkanie, niech uczą się walczyć o swoją przyszłość. Wierzę, iż dadzą radę, ale strach przed ich utratą mnie prześladuje. Czy postępuję słusznie? Czy moja twardość stanie się murem, który na zawsze nas podzieli?