Walizka na kółkach
– Mamo, jestem już dorosła. Nie mogę choć raz zrobić tego, co chcę? – denerwowała się Ola.
Kłóciły się od kilku dni, odkąd Ola oznajmiła matce, iż chce na tydzień wyjechać do Wrocławia ze swoim chłopakiem.
– A studia? Sesja już wkrótce.
– Uczę się dobrze. Nadrobię. No proszę, mamo – błagała Ola.
– Znasz go ledwie chwilę. A co potem? – Halina nie miała już sił ani słów, by odwieść córkę od pomysłu.
– jeżeli mnie nie puścisz, ucieknę z domu i nigdy nie wrócę – krzyknęła Ola, rzuciła się na kanapę, przycisnęła poduszkę do brzucha i odwróciła się do okna.
„A jeżeli naprawdę odejdzie?” – niepokojąca myśl wpełzła do serca Haliny i rozrosła się do rozmiarów paniki. Córka była sensem jej życia, jedyną bliską osobą na świecie. Nie mogła jej stracić.
– Mamo, ty zawsze byłaś rozsądna i zostałaś sama. Chcesz, żebym skończyła tak samo? – W głosie Oli zabrzmiały histeryczne nuty.
– Córciu, wszystko przyjdzie w swoim czasie, nie śpiesz się… – mówiła Halina, choć wiedziała, iż córka jest zakochana i jej nie słucha.
Ola wtuliła twarz w poduszkę i rozpłakała się.
„Czy ja naprawdę jestem wrogiem własnego dziecka? Czasy się zmieniły. Wszystko dzieje się szybciej. Może gdybym w swoim czasie była odważniejsza, w porę zrozumiała, rozczarowała się przyszłym mężem, moje życie potoczyłoby się inaczej?” Halina westchnęła.
– Niech ci będzie. Jedź. Ale żebyś dzwoniła codziennie. Nie mogę dać ci dużo pieniędzy. Wiesz, iż oszczędzam na remont – uległa zmęczona kłótnią Halina.
Ola odrzuciła poduszkę, podbiegła do matki i mocno ją przytuliła.
– Mamusiu, dziękuję. Nie potrzeba mi pieniędzy. Kamil ma swoje. Będę dzwonić codziennie, choćby kilka razy. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – szczebiotała radośnie.
„Jak się nie martwić? Jak będziesz miała własną córkę, zobaczysz, jak się nie martwić” – pomyślała Halina, ale głośno nie powiedziała. I tak by nie zrozumiała.
Córka pobiegła do pokoju i wróciła z walizką.
– Już spakowanaś? Naprawdę byś uciekła? – Przypuszczenie odbiło się bólem w sercu.
– Wiedziałam, iż mnie puścisz. Znam cię. Zaraz zadzwonię do Kamila. – Ola złapała telefon, ale nie wybrała numeru, tylko podeszła do matki.
– Może i ty byś gdzieś pojechała? Na przykład do cioci Ewy. Co ty tu będziesz robić sama? Przecież masz urlop – powiedziała już łagodniej Ola.
– Znajdę sobie zajęcie. Ty tam uważaj. Wiesz, o czym mówię? – burknęła Halina.
Nastrój miał się taki, iż aż chciało się wyć.
– Mamo, jestem dorosła. Wiem, o co chodzi. – Ola wybrała numer chłopaka.
Serce Haliny ścisnęło się. Z rozmowy zrozumiała, iż córka zaraz wyjedzie.
– No to już, mamo, taksówka czeka na dole. – Ola z walizką podeszła do przedpokoju.
Halina ruszyła za nią.
– Mamo, nie odprowadzaj. Jak wsiądziemy do pociągu, zadzwonię. Wrócę za tydzień. – Ola cmoknęła matkę w policzek i, nie zauważając łez w jej oczach, wyfrunęła z mieszkania.
„No i co, dorosła, mama już nie potrzebna. choćby odprowadzić nie pozwoliła”. Halina rzuciła się do kuchni i wyjrzała przez okno. Na dole stała żółta taksówka, obok której nerwowo przechadzał się młody mężczyzna. „Wygląda przyzwoicie. Może rzeczywiście nic się nie stanie? Nie uchronisz jej przed wszystkim”.
Halina smutnym wzrokiem odprowadziła taksówkę, poszła do pokoju i usiadła na kanapie, na której przed chwilą siedziała córka. Łzy napłynęły do oczu. „No i zostałam sama. Cicho, pusto. Zwariuję tutaj. Trzeba się przyzwyczaić. Rozstanie z dorosłą córką to udział wszystkich matek”.
Tak siedziała długo, nie mogąc nic zrobić. „A może i ja gdzieś pojadę? Na południe, na przykład. W końcu urlop. Lato już wprawdzie minęło, ale tam i tak cieplej niż tu”. Weszła do pokoju Oli, włączyła komputer i sprawdziła, czy są bilety.
Znalazła niedrogi bilet na poranny lot do Gdańska na następny dzień. Halina nie zastanawiała się długo, od razu kupiła bilet w obie strony na pięć dni. Miała dość ciągłego oszczędzania. Siedzieć i czekać na telefony córki? Tydzień wyda się wiecznością.
Zaczęła się pakować. W wirze przygotowań oderwała się od niepokoju. Ola zadzwoniła wieczorem i jednym tchem wyrecytowała, iż są na dworcu, czekają na pociąg, wszystko w porządku… – rozległ się jej szczęśliwy śmiech, po czym się rozłączyła.
Po dzisiejszych wydarzeniach Halina nie mogła zasnąć. „Nic nie szkodzi, w samolocie się prześpię” – zdecydowała i wstała, zmęczona bezsennością. Zamówiła taksówkę, założyła jesienny płaszcz i pojechała na lotnisko.
Mimo wczesnej godziny lotnisko huczało jak rozdrażniony ul. Ludzie żegnali się, biegali, dzwonili.
Minęła parę, która stała pośrodku hali w objęciach. Dziewczyna o zapłakanej twarzy wpatrywała się w chłopaka i powtarzała bezdźwięcznym głosem:
– Wrócisz? Obiecujesz? Kocham cię… – Zaszlochała i wtuliła się w jego ramiona.
On coś szeptał, całując jej włosy na czubku głowy. Halina odwróciła się. Ich pożegnanie wydało się jej zbyt intymne i wzruszające.
Przeszła odprawę i usiadła czekając na boarding. Znów pomyślała o córce. Głupie dziewczyny, zawsze się spieszą, boją się, iż nie zdążą, rzucają się w miłość jak w przepaść. Ile jeszcze w życiu będzie rozstań, wyznań, rozczarowań. Czy starczy łez, by je wszystkie opłakać?
Halina też miała taką miłość. Też rzuciła się w związek bez zastanowienia. I gdzie teraz jest? Mąż nie był gotowy na ojcostwo ani odpowiedzialność. Rozstali się zaraz po narodzinach Oli. Były przelotne związki, ale Halina nie szukała już męża. Wychowywała córkę, bała się o niąHalina otworzyła drzwi i zobaczyła przed sobą uśmiechniętego Kamila, który trzymał w ręku bukiet róż i mówił: „Przepraszam, iż tak późno, ale teraz już wiem, iż chcę spędzić resztę życia z Olą”.