W wieku 55 lat zrozumiałam, iż najstraszniejsze to nie puste mieszkanie, ale dom pełen obojętnych ludzi.

twojacena.pl 1 miesiąc temu

**Dziennik, 12 maja 2023**

Dopiero w pięćdziesiątym piątym roku życia zrozumiałem, iż najstraszniejsze to nie puste mieszkanie, ale dom pełny ludzi, dla których jesteś nikim.

Znowu kupiłeś niewłaściwy chleb głos synowej Kasi wbił się w uszy, gdy rozpakowywałem torby w kuchni. Prosiłam bez drożdży. Już po raz piąty.

Demonstracyjnie wzięła kajzerkę, którą przyniosłem, i obracała ją w dłoniach, jakby to była jakaś trująca gąsienica.

Kasiu, przepraszam, zapomniałem. Zawieruszyło mi się.

Zawsze ci się coś zawierusza, Stanisławie. A my to potem mamy jeść. Bartek może dostać alergii.

Rzuciła chleb na blat z miną, jakby wyświadczyła mi łaskę, nie wyrzucając go od razu do śmieci.

Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle. Mój wnuk Bartek ma sześć lat i nigdy w życiu nie miał alergii na zwykły chleb.

Do kuchni zajrzał syn.

Tato, nie widziałeś mojego granatowego swetra?

Widziałem, Wojtku. Jest w praniu, wczoraj

Po co? przerwał, choćby nie słuchając. Przecież chciałem go dziś założyć! No, tato!

Zniknął, zostawiając mnie z tym zirytowanym no, tato, które ostatnio bolało bardziej niż policzek. Uprałem jego rzecz. Zaopiekowałem się. I znów byłem winny.

Powoli poszedłem do swojego pokoju, mijając salon, gdzie Kasia już głośno opowiadała koleżance przez telefon, iż teść znowu odleciał. Śmiech w słuchawce był równie kłujący jak jej słowa.

Mój pokój wydawał się jedynym bezpiecznym miejscem w tym dużym, niegdyś przytulnym domu. Teraz brzęczał jak ul.

Ciągłe rozmowy, dziecięce wrzaski, telewizor nigdy nie wyłączony, trzaskanie drzwiami. Hałas. Tłoczno. I do szaleństwa samotnie.

Usiadłem na skraju łóżka. Całe życie bałem się zostać sam. Bałem się, iż dzieci dorosną i odlecą, a ja będę siedział w pustych pokojach. Jaki byłem głupi.

Dopiero w pięćdziesiąt pięć lat zrozumiałem, iż najstraszniejsze to nie puste mieszkanie, ale dom pełny ludzi, dla których jesteś niewidzialny.

Jesteś dla nich darmowym dodatkiem. Chodzącą funkcją, która ciągle się psuje. Podaj, przynieś, upierz ale tylko tak, jak każą. Krok w lewo, krok w prawo i już przeszkadzasz, irytujesz, zawadzasz.

Wieczorem spróbowałem jeszcze raz. Syn siedział nad laptopem, nachmurzony.

Wojtku, może porozmawiamy?

Tato, nie widzisz, iż jestem zajęty? choćby nie podniósł wzroku.

Chciałem tylko

Później, dobrze?

Ale to później nigdy nie nadeszło. Oni z Kasią mieli swoje życie, swoje plany, swoje rozmowy. A ja byłem tłem. Jak stara kanapa albo lampa, która już się znudziła. Obecny, a jednak nieobecny.

Zapukano do drzwi. To był Bartek.

Dziadku, poczytaj podał mi książkę.

Serce zabiło radośnie. Oto on, mój promyczek. Jedyny, dla którego

Bartek! nagle w drzwiach stanęła Kasia. Mówiłam, żeby nie zawracać dziadkowi głowy! Idź, masz czas na tablet.

Zab

Idź do oryginalnego materiału