Przed ślubem mieszkałam z mamą. Wychowywałam się bez ojca, w domu zawsze brakowało pieniędzy – ledwie starczało na jedzenie, ubrania i rachunki. Mama starała się, jak mogła, ale na remont nie wystarczyło już sił ani środków. Tak więc przez 20 lat w domu nic się nie zmieniało.
Po ślubie mój mąż wprowadził się do nas. Od początku nie mógł pogodzić się z tym, iż mieszkanie wygląda staro i zaniedbanie. Wstydził się zapraszać gości. Sama też, jako dziecko, unikałam zapraszania koleżanek do domu – było mi po prostu wstyd.
Mój mąż z zawodu jest fachowcem od remontów. To jego chleb powszedni. Kiedy szykowaliśmy się do ślubu, wyremontował nasz pokój. W pierwszych latach małżeństwa zrobił remont kuchni, łazienki i toalety.
Byłam naprawdę szczęśliwa widząc, jak zmienia się nasz dom. Dziękowałam mu wielokrotnie, mówiłam, iż gdyby nie on, z mamą nigdy nie doczekałybyśmy się remontu. Ale od tamtej pory, przy każdej okazji, mąż mi to wypomina. Chwali się, iż zanim przyszedł, był tu „chlew”, a teraz dzięki niemu dom wygląda jak należy. Obwinia też moją mamę, iż przez tyle lat sama nie zrobiła nic, aby poprawić stan mieszkania.
Bardzo mnie to boli. Cała moja wdzięczność gdzieś wyparowała. Czuję się, jakbym była mu coś winna tylko dlatego, iż zrobił remont. Jakbym była nieudacznicą, bo to nie ja zarobiłam na fachowców i nie ja go przeprowadziłam.
Na dodatek mąż ciągle narzeka, iż w naszym domu prawie nigdy nie ma gości. On dorastał na wsi, w dużej rodzinie, gdzie każda okazja była powodem do spotkań przy stole – z biesiadą, piosenkami i śmiechem. Jego mama miała pełno sąsiadek, które codziennie wpadały na kawę i ploteczki. On przywykł do takiego życia, do gwaru i ludzi w domu.
A ja dorastałam inaczej – gości było mało, zaledwie kilka razy w roku. Rodziny praktycznie nie mieliśmy. Była tylko jedna krewna, której mąż nie polubił. Powiedział jej kilka niemiłych rzeczy, ona się obraziła i przestała z nami utrzymywać kontakt, choć prosiłyśmy ją z mamą o wybaczenie. Teraz nie odwiedza nas już nikt z rodziny.
Nie mam też przyjaciółek, a mój mąż nie nawiązał bliższych znajomości w moim mieście przez te wszystkie lata. Kiedy odwiedzaliśmy jego rodzinne strony, zorientowałam się, iż i tam nie ma własnych przyjaciół – wszyscy znajomi to raczej przyjaciele jego mamy niż jego samego.
A jednak to ja słyszę wyrzuty, iż „u mnie w domu nigdy nie było remontu i dlatego nikt nie przychodził”. Odpowiedziałam mu, iż może zapraszać swoich znajomych, jeżeli ich ma – tylko jakoś ich nie widzę. Przypomniałam też, iż to on zraził jedyną moją krewną. Powiedziałam mu, iż nie jestem winna temu, iż nie mam rodziny ani bliskich przyjaciółek. I iż brak remontu nie ma tu nic do rzeczy.
Mąż się obraził i udaje, iż to ja jestem w błędzie. A mnie boli i jego ciągłe wypominanie, i ten nieszczęsny remont. Czy mam teraz do końca życia czuć się mu za to zobowiązana? Przecież mieszka tu już 10 lat – zrobił remont we własnym domu, więc gdzie tu wyczyn? Inni mężczyźni budują całe domy od zera i nie robią z tego powodu takiego wielkiego halo, jak mój mąż z kuchni i łazienki.