Udowodnię, iż poradzę sobie sama.

newsempire24.com 2 dni temu

No i już, udowodnię, iż dam sobie radę bez niego.

Kiedy mój mąż, Marek, rzucił mi w twarz: „Kasia, ja bez ciebie przeżyję, ale ty beze mnie – nie”, poczułam, jak świat się wali. To nie było tylko przykre – to był wyzwanie rzucone prosto w serce. Myśli, iż jestem słaba, iż bez niego się rozpadnę? No to zobaczymy! Od tamtej chwili postanowiłam: koniec bycia cieniem w jego świecie. Znalazłam pracę na pół etatu, żeby zacząć budować swoje życie – bez jego „opieki”. Niech wie, iż nie tylko przetrwam, ale stanę się silniejsza, niż sobie wyobrażał.

Z Markiem jesteśmy razem osiem lat. Zawsze był „głową” rodziny: zarabiał, decydował, mówił mi, co mam robić. Pracowałam jako recepcjonistka w salonie kosmetycznym, ale po ślubie zażądał, żebym rzuciła: „Kasia, po co się męczysz? Ja cię utrzymam”. Zgodziłam się, myśląc, iż to troska. Z czasem zrozumiałam: to nie troska, tylko kontrola. Decydował, co noszę, z kim się spotykam, choćby jak gotuję obiad. Stałam się gospodynią domową, która żyje dla jego aprobaty. A potem, po kolejnej kłótni, rzucił to: „Beze mnie jesteś nikim”. Te słowa paliły jak rozżarzony węgiel.

Poszło o głupstwo – chciałam wyjechać na weekend do przyjaciółki, a on zakazał: „Kasia, masz być w domu, kto zrobi obiad?” Wkurzyłam się: „Marek, nie jestem twoją służącą!” Wtedy padły te słowa. Stałam jak rażona piorunem, a on po prostu poszedł do drugiego pokoju, jakby nic się nie stało. Ale dla mnie to był punkt zwrotny. Całą noc przewracałam się w łóżku, analizując jego słowa. Ma rację? Naprawdę sobie nie poradzę? A potem obudziła się we mnie złość. Nie, Marek, udowodnię ci, iż się mylisz.

Następnego dnia wzięłam się do roboty. Zadzwoniłam do przyjaciółki Ani, która pracuje w kawiarni, i spytałam, czy nie mają wolnego miejsca. Ona zdziwiona: „Kasia, ty od lat nie pracowałaś! Po co ci to?” Odpowiedziałam: „Żeby udowodnić, iż potrafię”. W tydzień później zaczęłam jako kelnerka na pół etatu. Praca niełatwa – noszenie tac, uśmiechanie się do roszczeniowych gości – ale to moje pieniądze, moja niezależność. Kiedy dostałam pierwszą wypłatę, choć niewielką, mało nie płakałam z dumy. Ja, Kasia, która według męża „do niczego się nie nadaje”, zarobiłam swoje!

Marek, gdy się dowiedział, tylko prychnął: „I co, będziesz teraz tacznymi tacami? Śmieszne”. Śmieszne? Uśmiechnęłam się: „Zobaczymy, komu będzie śmieszno, jak stanę na nogi”. Myślał, iż rzucę po tygodniu, ale trzymam się. Praca wykańcza, ale każdego dnia czuję się mocniejsza. Zaczęłam odkładać – na razie grosze, ale to mój „fundusz wolności”. Planuję zapisać się na kursy, może na stylistkę paznokci albo księgową. Jeszcze nie wiem, ale jedno jest pewne: nie wrócę do życia, w którym Marek decyduje, kim jestem.

Mama, gdy się dowiedziała, pokiwała głową: „Kasia, po co ci to? Pogadaj z Markiem, pogódźcie się”. Pogodzić? Nie chcę się godzić z kimś, kto uważa mnie za zero! Ania zaA teraz, patrząc w lustro, widzę już nie tylko żonę Marka, ale Kasię – kobietę, która sama decyduje o swoim losie.

Idź do oryginalnego materiału