Dziś znowu było ciężko. Teściowa nie oszczędzała słów.
„Jesteś tylko PASOŻYTEM!” wrzeszczała, nie wiedząc, kto naprawdę rządzi w tym domu.
Na ulicy Lipowej, w samym sercu malowniczego Mińska Mazowieckiego, wśród skromnych parterowych domków i zadbanych ogródków, stał dwupiętrowy dom z białymi kolumnami, szerokim gankiem i wypielęgnowanym ogrodem jak żywcem wyjęty z katalogu o wiejskim życiu. To nie był zwykły dom. Był symbolem uporu, pracy i dumy Cecylii Nowak, sześćdziesięciodwuletniej kobiety o siwych włosach spiętych w surowy kok i oczach, w których tlił się ogień dawnych zwycięstw. Była dyrektorką przedszkola, zasłużoną pracownicą, człowiekiem o nieskazitelnej reputacji. Ten dom zbudowała w trudnych latach dziewięćdziesiątych czasach, gdy każda cegła była wywalczona, każda złotówka wyciśnięta z potu. Teraz, patrząc na idealnie wyprasowane firanki w salonie, czuła, jak serce wypełnia się ciepłem. Ten dom to jej życie, jej osiągnięcie, jej twierdza.
„Krysiu!” rozległ się jej dźwięczny, nieco ostry głos, od którego drżały szyby w oknach. „Grzegorz zaraz wróci! Nie każ mężowi czekać na obiad! Natychmiast na stół!”
Z kuchni dobiegł cichy, ledwo słyszalny szept:
„Tak, pani Cecylio.”
Krystyna, trzydziestopięcioletnia kobieta o łagodnych rysach i zmęczonych oczach, stała przy kuchence, mieszając gęsty żurek, którego zapach kminek, czosnek, duszona wieprzowina wypełniał cały dom. Była żoną Grzegorza od pięciu lat, ale wciąż czuła się obco w tych ścianach, gdzie każde słowo teściowej brzmiało jak wyrok, a każdy ruch jak sprawdzian wartości.
„I w ogóle” rozległ się głos za jej plecami. Cecylia weszła do kuchni jak generał na pole bitwy „kiedy będzie ta twoja porządna praca? Siedzisz tu jak biedna krewna, w domu mojego syna, jesz moje jedzenie, korzystasz z moich udogodnień. A Grzegorz? On haruje dzień w dzień w fabryce, a ty? Co ty dajesz tej rodzinie poza garami z zupą?”
Krysia milczała. Jej dłonie drżały, ale nie podniosła wzroku. Cztery lata temu straciła pracę księgowej w lokalnym oddziale banku firma padła, jak dziesiątki innych w tym prowincjonalnym miasteczku. Od tamtej pory szukała czegoś odpowiedniego, ale w Mińsku, gdzie ledwo mieszka dwadzieścia tysięcy ludzi, ofert nie było. A jeżeli już się pojawiały płaciły najwyżej cztery tysiące złotych miesięcznie. Za co z tego żyć?
„Pani Cecylio, ja szukam” zaczęła cicho.
„Nie szukasz!” przerwała jej teściowa. „Wygodnie ci tak! Żyjesz w moim domu, jesz moje jedzenie, Grzegorz cię utrzymuje. Prawdziwy darmozjad! Pasożyt, który przyczepił się do naszej rodziny!”
W tej chwili drzwi się otwarły. Do domu wszedł Grzegorz trzydziestosiedmiolatek o szerokich barach, w roboczym kombinezonie, z zmęczeniem w oczach i uśmiechem na ustach. Mistrz w fabryce materiałów budowlanych, każdego dnia wracał z hukiem maszyn w uszach i pyłem we włosach. Widząc napiętą scenę, westchnął:
„Mamo, znowu? Znowu Krystynę?”
„A co ja? Mówię prawdę!” wybuchnęła. „Cztery lata ta kobieta żyje na nasz koszt! Mój syn haruje jak wół, a ona jak pijawka wysysa nasze siły!”
Grzegorz spojrzał na żonę. Krysia stała ze spuszczoną głową, jakby przygniatał ją ciężar tych słów. Wiedział, iż nie jest leniwa. Wiedział, iż utrzymuje dom w idealnym porządku, gotuje, dba o niego. Ale nie wiedział, co kryje się za tą ciszą.
Bo Krysia nie tylko „siedziała w domu”. Każdej nocy, gdy wszyscy zasypiali, włączała laptopa, zakładała słuchawki i zanurzała się w cyfrowym świecie: rachunkowości, deklaracjach podatkowych, konsultacjach dla przedsiębiorców z Siedlec, Garwolina, choćby z Warszawy. Przez dwa lata zbudowała sobie markę „Krystyna Księgowa Mińsk”, cicha, ale niezawodna, z nieskazitelną reputacją. Jej zarobki? Od pięciu do dziesięciu tysięcy złotych na rękę miesięcznie. Czasem więcej.
Ale najważniejsze pół roku temu zrobiła coś, o czym nikt nie śmiał marzyć.
„Mamo, zjedzmy spokojnie kolację” poprosił Grzegorz, wyczerpany, siadając przy stole.
Przy kolacji Cecylia nie ustawała:
„U Weroniki Kowalskiej synowa to dopiero kobieta! W urzędzie pracuje, zarabia dwanaście tysięcy, a ta” wskazała na Krystynę „tylko potrafi wydawać pieniądze mojego syna.”
„Nie wydaję tylko waszych pieniąd

















