Ty tylko PASOŻYTEM jesteś! — wrzeszczała teściowa, nieświadoma, kto tak naprawdę mieszka pod moim dachem

newskey24.com 18 godzin temu

**Dzisiaj, 15 października**
Jesteś tylko PASOŻYTEM! wrzeszczała teściowa, nie wiedząc, iż mieszka w moim domu.
Na ulicy Lipowej, w sercu urokliwego Zamościa, pośród skromnych parterowych domków i zadbanych ogródków, stał dwupiętrowy dom z białymi kolumnami, okazałym gankiem i wypielęgnowanym ogrodem, jakby żywcem wyjęty z okładki magazynu o wiejskim życiu. Ten dom nie był tylko budynkiem był symbolem uporu, ciężkiej pracy i dumy Elżbiety Stanisławowej, sześćdziesięciodwuletniej kobiety z siwymi włosami spiętymi w surowy kok i oczami, w których tlił się ogień dawnych zwycięstw. Była dyrektorką przedszkola, weteranką pracy, osobą z nieskazitelną opinią. Zbudowała ten dom w trudnych latach 90., gdy każda cegła była okupiona wysiłkiem, a każda złotówka wyciśnięta z potu. Teraz, patrząc na idealnie dopasowane firanki w salonie, czuła, jak serce wypełnia się ciepłem. Ten dom to jej życie, jej osiągnięcie, jej twierdza.
Kasia! rozległ się jej dźwięczny, nieco ostry głos, od którego drżały szyby w oknach. Marek zaraz wróci! Nie każ mężowi czekać na obiad! Jedzenie na stół!
Z kuchni dobiegł cichy, ledwo słyszalny szept:
Tak, Elżbieto Stanisławo.
Katarzyna, trzydziestopięcioletnia kobieta o delikatnych rysach i zmęczonych oczach, stała przy kuchni, mieszając gęsty barszcz, którego zapach koperek, czosnek, duszona wołowina roznosił się po całym domu. Była żoną Marka od pięciu lat, ale wciąż czuła się tu obco, jakby każde słowo teściowej było wyrokiem, a każdy ruch sprawdzianem jej wartości.
I w ogóle odezwał się głos za jej plecami. Elżbieta Stanisława weszła do kuchni jak generał na pole bitwy. Kiedy w końcu znajdziesz porządną pracę? Siedzisz tu jak biedna krewna, w domu mojego syna, jesz moje jedzenie, korzystasz z moich udogodnień. A Marek? On haruje w fabryce każdego dnia, a ty? Co dajesz tej rodzinie poza garnkami z zupą?
Kasia milczała. Jej dłonie drżały, ale nie podniosła wzroku. Cztery lata temu straciła pracę księgowej w lokalnym oddziale banku firma upadła, jak dziesiątki innych w tym prowincjonalnym mieście. Od tamtej pory szukała czegoś nowego, ale w Zamościu, gdzie ledwo mieszkało dwadzieścia tysięcy ludzi, ofert było jak na lekarstwo. A jeżeli już się pojawiały, płaciły po trzy tysiące złotych miesięcznie. Jak z tego żyć?
Elżbieto Stanisławo, ja szukam zaczęła cicho.
Nie szukasz! przerwała teściowa. Wygodnie ci tak! Żyjesz w moim domu, jesz moje jedzenie, Marek cię utrzymuje. Prawa pasożytka! Przyczepiłaś się do naszej rodziny jak kleszcz!
W tej chwili drzwi się otworzyły. Do domu wszedł Marek trzydziestosiedmioletni mężczyzna o szerokich ramionach, w roboczym ubraniu, z zmęczeniem w oczach i uśmiechem na ustach. Majster w fabryce materiałów budowlanych, wracał codziennie z hukiem maszyn w uszach i pyłem we włosach. Zobaczywszy napiętą scenę, westchnął:
Mamo, znowu? Znowu atakujesz Kasię?
A co ja? Mówię prawdę! zapiszczała. Cztery lata ta kobieta żyje na nasz koszt! Mój syn pracuje jak wół, a ona jak pijawka wysysa nasze zasoby!
Marek spojrzał na żonę. Kasia stała ze spuszczoną głową, jakby przygniatał ją ciężar tych słów. Wiedział, iż nie jest leniwa. Wiedział, iż utrzymuje dom w idealnym porządku, gotuje, dba o niego. Ale nie wiedział, co kryje się za tą ciszą.
Bo Kasia nie tylko siedziała w domu. Każdej nocy, gdy wszyscy zasypiali, włączała laptop, zakładała słuchawki i zanurzała się w cyfrowym świecie: księgowe sprawozdania, deklaracje podatkowe, konsultacje dla przedsiębiorców z Lublina, Chełma, choćby z Warszawy. Przez dwa lata zbudowała sobie markę Katarzyna Księgowa Zamość, cicha, ale niezawodna, z nieskazitelną reputacją. Jej dochody? Od pięciu do dziesięciu tysięcy złotych na rękę miesięcznie. Czasem więcej.
Ale najważniejsze było to, co zrobiła pół roku temu.
Mamo, zjedzmy spokojnie kolację poprosił Marek, siadając przy stole.
Przy kolacji Elżbieta Stanisława nie dawała za wygraną:
U Grażyny Kowalskiej synowa to dopiero złoto! Pracuje w urzędzie, zarabia dziesięć tysięcy, a ta skinęła głową w stronę Kasi, umie tylko wydawać pieniądze mojego syna.
Nie wydaję tylko waszych pieniędzy odezwała się Kasia cicho, ale wyraźnie.
A co jeszcze potrafisz? zaśmiała się szyderz

Idź do oryginalnego materiału