„Ty się bawisz, a my wpadamy w długi”: Moja emerytura, moja rodzina, moje zmagania

polregion.pl 2 godzin temu

Cieszysz się, a my tonimy się w długach tak brzmią słowa mojej córki w mojej głowie, jak nagły grzmot w słoneczny dzień. Siedzę na kanapie w naszym małym mieszkaniu w Krakowie, słońce prześwituje przez zasłony i muska zdjęcia rodzinne wieszane na ścianie. Mój mąż Paweł czyta gazetę, nie mając pojęcia o burzy, która nadciąga na mnie. Ściskam telefon, palce drżą.

Jagodo, co mówisz? szepczę, starając się nie zdradzić strachu, który ściska mi brzuch.

Po drugiej stronie linii słychać tylko jego ciężki oddech. Mamo, nie wytrzymujemy już tego. Rachunki rosną, studia Mateusza kosztują fortunę, a my z Markiem pracujemy jak szaleni, a i tak zawsze czegoś brakuje. A Ty ciągle wybiegasz, spędzasz weekendy w spa, jedziesz na obiad poza domem

Zatracam oddech. Patrzę na Pawła, który odrywa wzrok od gazety i z troską patrzy na mnie. Co się dzieje? pyta cicho.

Nie od razu odpowiadam. Wewnątrz toczy się zaciekła walka między chęcią pomocy córce a potrzebą wreszcie zadbać o siebie. Po czterdziestu latach szpitalnych zmian i bezsennych nocy, kiedy staraliśmy się ledwo związać koniec z końcem, a teraz, gdy emerytura pozwala nam na kilka małych przytulności, czy naprawdę mam z nich rezygnować?

Jagodo, wiesz, iż jeżeli możemy ci pomóc, to zrobimy wtrąca się Paweł, a jej głos pęka: Mamo, nie chodzi tylko o pieniądze! Po prostu czuję się samotna. Potrzebuję cię. Więcej czasu, więcej obecności a wydaje się, iż odchodzisz dalej.

Milczę. Czuję, jak ciężar jej słów przygniata mi klatkę piersiową. Paweł chwyta mnie za rękę, szukając mojego spojrzenia. Powiedz jej, iż jutro jedziemy do niej szepcze.

Powoli kiwam głową. Jagodo, przyjedziemy jutro na obiad. Porozmawiamy spokojnie.

Ona wzdycha, jakby trochę się ulżyło. Dobrze. Dziękuję.

Kiedy odkładam słuchawkę, wypełnia mnie pustka. Paweł mocno mnie przytula. To niesprawiedliwe mamruje mi pod włosy. Oddaliśmy im wszystko. A teraz nie możemy już cieszyć się życiem?

Odchodzę nieco na bok i patrzę w jego niebieskie oczy, poplamione zmarszczkami. Może coś źle zrobiliśmy

On kręci głową. Wypełniliśmy swój obowiązek.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie dzieciństwo Jagody: biegaliśmy po parku, odrabialiśmy lekcje przy kuchennym stole, śmialiśmy się na plażowych wypoczynkach, mieliśmy mało pieniędzy, ale mnóstwo szczęścia. Kiedy zaczęła czuć, iż nas już nie stać? Kiedy przestałam być jej schronieniem?

Następnego dnia pojawiliśmy się w ich domu z domowym ciastkiem i wymuszoną uśmiechniętą twarzą. Jagoda wita nas ze łzami w oczach, a Marek milcząco ściska nam ręce. Mateusz podbiega: Babciu! Dziadku!

Podczas obiadu atmosfera jest, jakby ktoś przycisnął guzik cisza. Marek mało mówi, a Jagoda stara się być uprzejma, choć od czasu do czasu rzuca wyrzutek patrzem.

W pewnym momencie Marek wybucha: Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, ale choć odrobinę zrozumienia! Czujemy, iż to wszystko spoczywa na naszych barkach.

Paweł zamiera: Zawsze byliśmy tu! Ale teraz musimy pomyśleć o sobie.

Jagoda łapie się za serce: Dlaczego, kiedy prosimy o pomoc, to wydaje się wam ciężarem? Czy nie widzicie, iż jesteśmy wyczerpani?

Czuję, jak ciągnie mnie w każdą stronę. Chciałabym krzyczeć, iż też jestem zmęczona, iż zasługuję na chwilę wytchnienia po całym życiu poświęconym innym. Ale widzę rozpacz w oczach córki i serce mi się łamie.

Może sprawiliśmy wrażenie, iż już nam nie zależy szepczę. Nie chcemy, po prostu chcemy trochę odetchnąć.

Obiad kończy się ciszą. Wracamy do domu z poczuciem porażki.

W kolejnych dniach Paweł zamyka się w sobie. Nie mówi już o naszych planach na jesień, nie proponuje wyjazdów ani kolacji poza domem. Ja spędzam dni, rozmyślając, jak pomóc Jagodzie, nie tracąc przy tym siebie całkowicie.

Pewnego wieczoru dzwoni do mnie moja siostra Lidia, mieszkająca we Wrocławiu.

Słyszałam od Jagody, iż masz kryzys mówi prosto.

Nie wiem, co zrobić wyznaję, łamiąc się łzami. Czuję się egoistyczna, kiedy myślę o sobie, ale gdy odmawiam wszystkiego dla nich, mam wrażenie, iż umieram.

Lidia wzdycha: W Polsce zawsze tak jest. Rodzice mają być zawsze pod ręką, choćby gdy są wyczerpani. A kto myśli o tobie?

Milczę.

Porozmawiaj, Paweł kontynuuje Lidia. I przede wszystkim, rozmawiaj z Jagodą jak matka z córką, nie jak bankomat.

Jej słowa zostają ze mną.

Następnego dnia zapraszam Jagodę na kawę do knajpki na rogu. Przychodzi znużona, z zmęczonymi oczami.

Mamo, przepraszam za wczoraj od razu mówi.

Chwytam ją za rękę: Jagodo, kocham cię bardziej niż życie samo. Ale ja też jestem człowiekiem. Muszę czuć, iż żyję, a nie tylko spełniam rolę.

Patrzy w dół: Wiem Czasem wszystko wydaje się zbyt przytłaczające.

Rozumiem odpowiadam łagodnie. Musimy znaleźć równowagę. Nie zawsze będę rozwiązaniem twoich problemów, ale mogę być przy tobie jako mama.

Rozmawiamy długo, przez łzy i nowo odnalezione uśmiechy.

Wracając do domu, czuję lżejszy ciężka w sercu, ale wciąż dręczy mnie pytanie: gdzie kończy się obowiązek rodzicielski, a zaczyna prawo do szczęścia?

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jest egoistyczne pragnąć odrobiny spokoju po życiu pełnym poświęceń? Czy to tylko strach przed utratą własnej nieodzowności?

A wy? Co myślicie: czy emerytura należy tylko do rodziców, czy całej rodziny?

Idź do oryginalnego materiału