Tutaj nie ma normalnych

polregion.pl 2 godzin temu

Tosia wysiada z łódki, w której czuć żywicę i mokre sitno, i od razu czuje, iż nie wróci już do domu. Powietrze nad jeziorem w Bieszczadach jest gęste od zapachu sosny, mchu, ryby i czegoś jeszcze jakby to była sama żywiołowa esencja, nieprzefiltrowana.

Witaj mówi przewodnik, młody w kamizelce wędkarskiej. To baza Żywe wody. Rozbij namiot, gdzie chcesz. Toaleta jest tam po lewej. jeżeli chcesz pracować, jutro o ósmej rano spotykamy się na brzegu. Sprzątamy teren z odpadów.

Tosia kiwa głową. Słowo pracować nie przeraża, przeraża cisza. Po raz pierwszy od miesięcy nikt nie zadaje jej pytań. Nikt nie pyta: Jak się masz?, Czy już się podniosłaś?, Znowu będziesz nauczycielką?. Nikt nie patrzy ze współczuciem ani niepokojem.

Rozbija namiot na wzgórzu przy brzegu. Siada na kłodzie, zdejmuje buty i zanurza stopy w lodowatej rzece. Po raz pierwszy od dawna nie płacze.

Dwa tygodnie mijają. Tosia nosi wiadra, kopie rowki, myje garnki. Ręce są pobarwione zadrapaniami, plecy bolą od ciężkiego sprzętu, ale w głowie panuje spokój. Na bazie są studenci, biolodzy, byli informatycy, artyści i wolontariusze z całej Polski. Wszyscy trochę ekscentryczni, trochę zagubieni.

Kim byłaś? pyta wieczorem Agnieszka, dziewczyna z rudymi dredami i głosem jak z radia.

Nauczycielką. Historii sztuki. Uniwersytet w Krakowie.

Dlaczego odeszłaś?

Syn zmarł rok temu. Utopił się. Nie mogłam już żyć. Słów po prostu nie zostało.

Agnieszka nie podnosi głosu, nie macha rękami, tylko kiwa:

Rozumiem. Mój ojciec miał raka. Zmarł w grudniu. Wyjechałam tutaj, bo inaczej popadłabym w obłęd.

Tu nie zwariujesz?

Tu zwariować można, ale nie jest straszne.

Tosia po raz pierwszy się uśmiecha.

Zaczyna rysować na grubym papierze z dawnych worków. Szkicuje rzekę, ptaki, ludzi przy ognisku, czasem swojego syna w kamizelce wędkarskiej z wiosłem, uśmiechniętego.

Pewnego dnia ktoś wiesza jej rysunki na sznurze przy stołówce. Wieczorem wszyscy przynoszą swoje zdjęcia, wiersze, wyroby z kory.

Ogłaszam Dzień Samowyrazu woła głośno Andrzej, wysoki, zawsze nieco rozwichrzony koordynator. Pokażcie, kim byliście, kim jesteście, kim chcecie być!

A ty? pyta Tosia.

Byłem marketerem. Teraz jestem człowiekiem z toporem. I to mi się podoba.

Oboje wybuchają śmiechem i przestają wstydzić się swoich blizn.

Trzeci miesiąc przynosi kłopoty. Nie z lasu, ale z miasta. Na łódce przybywają matka i siostra Tosi, jakby z jaskrawych kurtek, z ogromnymi torbami i twarzami pełnymi krytyki.

Tosiu! Zwariowałaś?! krzyczy matka przy jej namiocie. Gdzie jesteś? To ludzie dzicy! Jak ty wyglądasz! Boże, czy to w ogóle legalne?

Siostra, Weronika, rozejrzy się, jakby szukała, gdzie się pożalić.

Martwiliśmy się o ciebie! Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz, zniknęłaś jak nastolatka. A przy okazji masz prawie czterdzieści lat! Jesteś nauczycielką!

Tosia milczy. Ognisko cichnie. Agnieszka podchodzi od tyłu i dotyka jej ramienia:

Musisz?

Nie. Poradzę sobie sama.

Matka kontynuuje:

Jesteśmy w szoku. My i Weronika myślałyśmy, iż jesteś w depresji. Chcemy cię zabrać do domu. Rozmawialiśmy z terapeutą, mówi, iż potrzebujesz rehabilitacji.

To właśnie moja rehabilitacja, mamo.

Nie bzdurkuj. Śpisz w namiocie! Noszysz wodę! Wędrujesz z obcymi!

Oni nie są obcy. A ty już mnie nie słyszysz.

Tosiu wtrąca się Weronika. To my ci nie słyszymy. Jesteśmy twoją rodziną!

Gdzie byliście, gdy leżałam pod kocem tygodniami? Gdy nie mogłam wstać? Gdy codziennie myślałam, iż lepiej byłoby umrzeć zamiast niego?

Staraliśmy się pomóc!

Nie. Dzwoniliście i mówiliście: Zbierz się, jesteś silna. Siła to nie pomoc. To wymówka, by nie być przy tobie.

Na chwilę zapada cisza, jedynie rzeka pluska, jakby przytakiwała.

Andrzej podchodzi z kubkiem herbaty. Matka wstaje:

Kto to? Zrobił cię zombie?

To człowiek. Jeden z niewielu, którzy nie boją się mojego bólu. A ja nie jestem zombie. Jestem żywa.

Jesteś szalona szepcze Weronika. Po prostu szalona.

Może i tak, ale to mój wybór.

Rodzina wyjeżdża następnego dnia bez pożegnania. Tosia siedzi na przystani boso, trzyma słoik miodu. Agnieszka siada obok.

Jak się masz?

Jak drzewo, któremu wyrwano korzenie, a ono nagle wypuszcza nowe pędy.

Super jesteś. Nauczycielka.

Tak. Tylko teraz życia.

Pod koniec września Tosia zostaje jedną z ostatnich na bazie. Niektórzy odjechali, inni zostali na zimę. Andrzej też. Zbudował zimowy domek, rozgrzewa kominek i

Idź do oryginalnego materiału