Trzecia szansa

newsempire24.com 1 dzień temu

**Trzecia próba**

Janina założyła biały fartuch, usiadła przy biurku i odchyliła się na oparcie krzesła. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić i zebrać myśli. W drzwiach ktoś zapukał. *„Kto tam znowu?”* – westchnęła w duchu Janina Kazimierzówna. *„Nie dadzą człowiekowi chwili spokoju, od razu wchodzą…”*

Nie doczekawszy się odpowiedzi, drzwi uchyliły się, a w szparze ukazała się głowa mężczyzny.

– Mogę?

Janina spojrzała na niego surowo.

– Przyjęcia od drugiej – odcięła i udawała, iż czyta jakiś wyjątkowo istotny dokument.

Po chwili zerknęła na drzwi. Głowa wciąż tkwiła w przejściu.

– Czy ja nie mówię po polsku… – zaczęła zirytowana, ale głowa nie zniknęła.

– Już jest druga – powiedział mężczyzna i skinął głową w stronę zegara wiszącego między oknami.

Janina spojrzała na wskazówki. Rzeczywiście, duża stała na dwunastce, gotowa do nowego okrążenia. Czas na przyjęcie. I tak już kiepski humor pogorszył się ostatecznie.

– Proszę wejść – odparła, wzdychając.

Drzwi otworzyły się szerzej, a do gabinetu wszedł mężczyzna. Objęła go wprawnym, zawodowym spojrzeniem, gdy podchodził do biurka. Na pacjenta raczej nie wyglądał. Wysportowany, zadbany, starannie ostrzyżony, twarz promienna – żadnych śladów cierpienia czy złego samopoczucia.

– Nazwisko? – zapytała Janina, sięgając po stosik kart na rogu biurka.

– Nowakowski Marek.

Mężczyzna usiadł na krześle, oparł się wygodnie, łokieć kładąc na krawędzi biurka. Ta poza dobiła Janinę. *„Rozsiadł się, jak u siebie w domu”*, pomyślała.

Znalazła jego cienką kartę, otworzyła. Tylko dwie notatki od okulisty.

– Słucham pana – powiedziała niechętnie, gotowa odprawić zdrowego pacjenta z kwitkiem.

– Proszę pani doktor, źle sypiam. W dzień na pracy ziewam, ale jak tylko się położę, od razu zasypiam. A w nocy ani oka zmrużyć. Albo budzę się nad ranem i męczę do świtu.

– I od kiedy tak pan nie śpi?

– Od dwóch miesięcy, jak żona wróciła. Wyszła do kochanka, ledwie się uspokoiłem, a ona z powrotem. I wyrzucić nie mogę – mamy dziecko. Córeczkę.

– Oszczędź mi pan szczegółów. Proszę, skierowanie na prześwietlenie i badania. Jak zrobi, to wróci.

– A bez tego się nie da? – szczerze zdziwił się pacjent.

– Bywa pan u nas rzadko, profilaktyki nie robił, prawda? To niech pan teraz nadrobi. Tak trzeba. Raz w roku warto się przebadać.

– A potem znowu do pani? A co mam robić z bezsennością? – spytał Nowakowski, obracając w rękach plik skierowań.

– Wyeliminować stres. Niech pan odejdzie od żony. Bez niej chyba pan spał, tak?

– Chętnie, ale gdzie? Mieszkanie małe, nie wymienię. Żona dobrowolnie nie wyjdzie, a i dziecko też. Rodzice już nie żyją. Wynajmować w moim wieku? I po co? Niech mi pani jakieś tabletki wypisze, to pójdę.

Janina niechętnie wyjęła z szuflady blankiet recepty i zaczęła wypisywać lekkie nasenne.

– A pani sama? W sensie, nie zamężna? Wygląda pani tak… jakby też męczyły problemy – nagle zapytał Nowakowski.

Długopis w dłoni Janiny zastygł. *„Co on sobie pozwala?”*

– Co pana to obchodzi? – odcięła ostro.

– Tak tylko, z życzliwości. Lekarze też ludzie, chorują. Mąż zostawił?

Janinie przyszło na myśl, iż zostawił ją dawno temu, dziesięć lat wstecz. Znalazł młodszą i odszedł, a ona została z trójką dzieci. Starszy już wyfrunął z gniazda, wyjechał do Holandii, tam się ożenił i nie planował wracać. Programistą pracuje, tak jak ojciec. To on zaszczepił chłopakowi myśl o wyjeździe. Sam nie zdążył, to syna przepchnął.

Córka też w zeszłym roku wyjechała do Warszawy i tam została. Najmłodszy do niedawna mieszkał z nią. Ale nadzieja na niezbyt samotną starość runęła – córka przekonała brata, żeby do niej dołączył. Mówiła, iż tu nie ma perspektyw. I dziś rano, mimo protestów, wyjechał. Nikt o niej nie myślał. A ona już nie młoda – pięćdziesiątka za pasem, przed nią emerytura i pustka. Przyjaciółek brak, rodziców też, poskarżyć się nie miał komu.

Janina otrząsnęła się z myśli.

– Proszę, recepta. A badania niech pan zrobi. – Podsunęła kartkę Nowakowskiemu.

– Dziękuję – powiedział, ale nie wstawał.

– Coś jeszcze? jeżeli nie, to proszę nie zajmować miejsca, ludzie czekają. – Skinęła w stronę drzwi.

– Tak, tak. Dziękuję, do widzenia. – W końcu wstał i skierował się ku wyjściu. Obejrzał się. Janina nie zdążyła odwrócić wzroku.

Do gabinetu weszła starsza pani, jedna z tych, które chodzą do przychodni jak do pracy – by pogadać o chorobach jak o czymś bliskim i niemal przyjemnym…

Zdejmując fartuch, Janina przypomniała sobie puste mieszkanie. I znowu ogarnęło ją przygnębienie. Zagryzła wargę, by nie płakać. Powstrzymała łzy i wyszła z przychodni.

– Janina Kazimierzówno! – ktoś ją zawołał.

Obejrzała się. To był Nowakowski, jej pierwszy dzisiejszy pacjent.

– Pomyślałem… W pani oczach taka tęsknota. Też ma pani problemy? To widać gołym okiem. Mnie też nie chce się wracać do domu.

Janina zdziwiła się – aż tak było widać?

– Skąd pan to wziął? – odparła szorstko.

– No proszę, nie udawajmy twardych. Coś tam o życiu wiem i o kobietach też. Nie wszystkie są jak moja żona. Nie odmówi pani, posiedzimy w kawiarni. Tylko kawa i luźna rozmowa. Cały dzień myślałem o pani. Niech pani nic złego nie myśli, ale zobaczyłem panią i od razu wiedziałem – taką kobietę chciałbym mieć u boku. Ładnie pani wygląda, tylko smutna.

Janina milczała. Szukała słów, by grzecznie go odprawić.

– No i? Zastanawia się pani, jak kulturalnie mi odmówić? A potem dumnie pA kiedy po raz kolejny w drzwiach przychodni stanął z uśmiechem i bukietem polnych kwiatów, Janina po prostu wzięła go pod rękę, bo zrozumiała, iż czasem trzecia próba to właśnie ta, która zmienia wszystko.

Idź do oryginalnego materiału