Tożsam-ość

tablicaodjazdowhome.wordpress.com 15 godzin temu

Jak ktoś jeszcze nie poczuł, co to znaczy Prostestanci i Katolicy w Belfaście teraz, to proszę:

Oczywiście Kneecap robi to na wesoło, ale podziały etniczne przekładają się na rzeczywistość od przedszkola po grób – kiedy weszliśmy na Short Strand, krótką uliczkę republikańską w morzu lojalistów, pojawiły się dzieci w koszulkach Celtic Glasgow – zielone paski na białym tle. Czy to ważne? Bardzo, jak pokazuje Connolly et al.: katolickie dzieci zapytane który chłopiec mógłby być twoim przyjecielem? częsciej wybierają dziecko ubrane w zielone paski, niż w niebieską koszulkę Rangersów, kojarzoną z Protestantami. Już w wieku trzech lat dzieci katolickie są bardziej skłonne lubić KÓŁECZKO z kolorami zielony, biały i pomarańczowy, niż niebieski, czerwony i biały, protestanckie dzieci oczywiście odwrotnie.

Nasze tożsamości ryją nam mózg od małego, to jest chyba powód dla którego nie identyfikuję się silnie z Polskością i Polską – silna narodowościowa identyfikacja, taka, która jest centralna dla tożsamości wzmacnia podziały. Ale to skomplikowane, bo co innego jest trzymać się swojej grupy w odpowiedzi na prześladowanie, odwrócić znaczenie i być dumnym z czegoś, co inni uważają za poniżające (tak np robili aktywiści LGBT) – na przekór, w obronie siebie – a czymś innym być dumnym z bycia częścią imperium i narzucania swojej tożsamości innym. MacGreil pisze o obronnym etnocentryźmie – kiedy mniejszość musi się bronić – i etnocentryźmie ofensywnym, kiedy grupa dominująca narzuca swoją wizję świata. Ale (moim zdaniem) są jeszcze przypadki, kiedy obronny staje się ofensywnym – jak obronna tożsamość żydowska przemieniła się w zwycięską Izraelską, która jednak ciągle stara się udawać defensywną, żeby nie stracić moralnej przewagi (Niemcy też się czuli pokrzywdzeni po I WS, tak tylko mówię). Takie to wszystko niejednoznaczne (jak ktoś chce prosto, to nie u mnie).

Na Short Strand poszliśmy z Mo, którą odebraliśmy od F i dziewczyn. To zdjęcie gwiazd jest właśnie już na tej ulicy.

Poszliśmy sobie wzdłuż rzeki,

skręciliśmy w lewo i na końcu Short Strand okazało się, iż zaparkowaliśmy 30 metrów dalej, na tanim parkingu:D Ma się to wyczucie!

(Parkowanie jest oczywiście w centrum miasta drogie, bo wyrzucają samochody z centrum, co całym sercem popieram, ale bije po kieszeni – za pięć godzin pod muzeum nauki zapłaciliśmy 10 funtów. Następnego dnia znaleźliśmy tańszy Park & Ride po wschodniej stronie, gdzie za 8 godzin tylko 3 funty).

Jedną z przyjemności odwiedzania nowych miejsc jest odkrywanie smaków. W Belfaście pierwszego dnia jedliśmy w Ragin’ Ramen, bo lubimy kuchnię japońską. Jest to mała, ale bardzo oblegana knajpka w centrum, ale niestety okazało się, iż wolę ramen klasyczny, bo tu była wersja z indyjskim podkrętem – curry, frytki w zupie i makaron, bardzo bardzo ostre, ciekawe, ale dla mnie raczej jako jednorazowe doświadczenie. Drugiego dnia byliśmy tylko we dwójkę na swoim politycznym spacerze, więc kiedy pani w lokalnej kafejce, gdzie chcieliśmy usiąść, ale akurat nie było mleka owsianego, poleciła nam miejsce ‘tuż za rogiem’ i miejsce się okazało świątynią irlandzkości – były kościół z którego zrobiono centrum kulturalne i restaurację – usiedliśmy też na coś do jedzenia. Ja oczywiście wzięłam ‘soup of the day’, bo kocham zupy, podano warzywiankę z kaszą jęczmienną i tradycyjnym irlandzkim soda bread, tym razem w wersji czarnej, bo pieczonym na piwie guiness. Rewelacja. Mi dostał wegański hamburger z wegańskim majonezem, też dobre. Niestamowite, jak popularny stał się weganizm – kiedy Mi się przechrzcił 11 lat temu, było to wyzwanie i często ryzykował w nowych miejsca, iż dostanie tylko chleb, frytki i sałatę z pomidorami. Teraz choćby w malutkich dziwnych bistro nikt się nie dziwi i przeważnie w menu jest jakaś jedna potrawa fully vegan, oprócz frytek.

Idź do oryginalnego materiału