Danuta smażyła kotlety, gdy zadzwonili do drzwi. Wyszła z kuchni, aby otworzyć.
„Mamo, to do mnie” — zatrzymał ją głos córki. — „Ja otworzę.”
„Dobrze. Nie wiedziałam…”
„Po co stoisz? Idź smażyć swoje kotlety” — odpowiedziała rozdrażniona córka, odwracając się od drzwi wejściowych.
„Dlaczego *swoje*? Kupiłam mielone w Delikatesach Centrum…”
„Mamo, zamknij drzwi.” — Weronika przewróciła oczami.
„Od razu tak nie powiedziałaś.” — Danuta wróciła do kuchni, lekko zatrzaskując za sobą drzwi.
Podeszła do kuchenki, wyłączyła gaz pod patelnią. Stała chwilę, zdjęła fartuch i wyszła.
W przedpokoju Weronika zakładała kurtkę. Obok stał Krzysztof, jej kolega, patrząc na nią z zachwytem.
„Dzień dobry, Krzysztof. Dokąd się wybieracie? Zostalibyście na obiad.”
„Dzień dobry” — uśmiechnął się chłopak, spoglądając pytająco na Weronikę.
„Śpieszymy się” — odparła, nie patrząc na matkę.
„Może jednak zostaniecie? Wszystko gotowe” — powtórzyła Danuta.
Krzysztof zawahał się.
„Nie!” — ostro rzuciła córka. — „Chodźmy.” — Chwyciła go pod rękę i otworzyła drzwi. — „Mamo, zamkniesz?”
Danuta podeszła do drzwi, ale nie zatrzasnęła ich do końca, podsłuchując rozmowę na klatce.
„Czemu tak do niej mówisz? Pachnie przepysznie, ja bym nie odmówił.”
„Chodźmy. Przekąsimy coś w kawiarni. Mam dość jej kotletów” — mruknęła Weronika.
„Jak mogą się znudzić? Uwielbiam kotlety twojej mamy, mógłbym je jeść codziennie” — odparł Krzysztof.
Reszty Danuta nie dosłyszała. Głosy oddalały się.
Zamknęła drzwi i weszła do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.
„Waldemar, chodźmy na obiad, póki gorące.”
„Co? Dobrze.” — Wstał z kanapy i ruszył do kuchni, siadając przy stole.
„Co dziś jemy?” — zapytał stanowczo.
„Ryż z kotletami, sałatkę” — odpowiedziała Danuta, odkrywając patelnię.
„Ile razy mam mówić, iż nie jem smażonych kotletów?” — skrzywił się.
„Dodałam wody, są prawie gotowe na parze.” — Zastygła z pokrywką w ręce.
„Dobrze, niech będzie. Ale ostatni raz.”
„W naszym wieku odchudzanie nie jest zdrowe” — zauważyła, stawiając przed nim talerz.
„W jakim *naszym wieku*? Mam ledwie pięćdziesiąt osiem lat. To dla mężczyzny wiek rozkwitu.” — Wbił widelec w kotleta, odgryzając połowę.
„Co się dziś z wami dzieje? Weronika uciekła, ty się wymądrzasz. Jak przestanę gotować, zobaczycie. Myślicie, iż w kawiarni lepiej was nakarmią?”
„To nie gotuj. Tobie też by schudnąć nie zaszkodziło.” — Skubnął drugi kawałek.
„Aha? Więc jestem gruba? A ja się głowię, czemu się tak stroisz. Nowe dżinsy, skórzana kurtka, czapka z daszkiem. Głowę ogoliłeś, żeby łysiny nie było. Dla kogo się tak starasz? Na pewno nie dla mnie! Masz z kim porównać?” — odparła z goryczą.
„Daj mi spokojnie zjeść.” — Waldemar nabrał ryżu, ale nie zjadł, opuścił widelec. — „Podaj keczup.”
Danuta wyjęła butelkę z lodówki, postawiła ją z impetem na stole i wyszła w milczeniu. Jej talerz został nietknięty.
Zamknęła się w pokoju córki, siadła na łóżku. Łzy napłynęły do oczu.
*Gotujesz, starasz się, a oni… Wszystko dla nich, a w zamian zero wdzięczności. Mąż się młodzi, patrzy na inne. Jestem dla niego za gruba. Córka traktuje mnie jak służącą.
Na emeryturze to już można mną pomiatać? Pracowałabym, gdyby nie zwolnili. Doświadczeni pracownicy niepotrzebni, tylko młodzi. A co oni adekwatnie umieją?
Wstaję pierwsza, choć nie pracuję, żeby zrobić śniadanie. Kręcę się cały dzień, nie ma kiedy usiąść. Sama sobie winna, rozpieściłam ich. Teraz siedzą mi na karku.* — Łzy spływały po policzkach. gwałtownie otarła je dłońmi.
Dotąd myślała, iż mają dobrą rodzinę. Nie idealną, ale nie gorszą niż inni. Córka studiuje, mąż nie pije, zarabia. W domu czystość, smaczne jedzenie. Czego mu jeszcze brak?
Podeszła do lustra, przyjrzała się. *No tak, przytyłam, ale nie jestem gruba. Za to zmarszczki mniej widoczne. Zawsze lubiłam jeść. Gotuję dobrze. A im to niepotrzebne. Kiedy pracowałam, układałam włosy. Teraz zbieram je w kucyk. Wygodniej. Co, mam w szpilkach sprzątać? Chociaż… może schudnę. I włosy odświeżę.*
Nazajutrz nie wstała pierwsza. Udawała, iż śpi. *Jestem na emeryturze, mam prawo odpocząć. Niech sami sobie śniadanie zrobią.*
Zadzwonił budzik. Przewróciła się na bok.
„Co się stało? Chora jesteś?” — spytał Waldemar. Zero współczucia w głosie.
„Mhm.” — Wtuliła twarz w kołdrę.
„Mamo, źle się czujesz?” — Weronika zajrzała do pokoju.
„Tak. Zjedzcie sami” — odparła słabym głosem.
Córka prychnęła i wyszła. niedługo Danuta usłyszała czajnik, trzask lodówki, stłumione głosy. Nie otwierała się, udając chorą.
Waldemar wszedł, niosąc zapach drogiej wody po goleniu. Kupiła mu ją sama. niedługo oboje wyszli. Cisza. Danuta odsunęła kołdrę, ale nie wstała. Zasnęła.
Obudziła się po godzinie, przeciągnęła i poszła do kuchni. W zlewie brudne kubki, stół w okruchach. Chciała posprzątać, ale się powstrzymała. *Nie jestem służącą.* Wyszła pod prysznic, zadzwoniła do przyjaciółki z lat szkolnych.
„Danusia!” — ucieszyła się Bożena. — „Jak się masz? Nie znudziłaś się emeryturą?”
Danuta powiedziała, iż tęskni, iż ma dość siedzenia w domu, a na groby rodziców dawno nie zaglądała. Czy mogłaby u niej zamieszkać na kilka dniPo powrocie do domu Danuta zrozumiała, iż czasem trzeba się zatrzymać, by inni dostrzegli, jak wiele znaczy ich obecność.