- Dzisiejsze śniadaniówki wyglądają nieco inaczej niż te, które sama dostawałam do szkoły. Mama robiła kanapkę: z pasztetem, albo wędliną, czasem może z serem. Owijała je w gazetę. Pamiętam do dziś te plamy na papierze. Całość, by mi się to nie rozwaliło w plecaku, wkładała do jednorazowej reklamówki, która jednorazowa była tylko z nazwy. A dziś robię dzieciakom muffinki, mini tortille, jakieś placuszki. Zwykłe kanapki nie są już takie fajne. No i do tego obowiązkowo porcja warzyw lub owoców - dodaje Kamila.
REKLAMA
Zobacz wideo Socha zdradza, jak spędza wolny czas. "Chodzę na treningi, ale to nie sprawia mi przyjemności" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Śniadaniówka z ubiegłego wieku. Kanapka z pasztetem i zimna herbata
W czasach PRL-u oraz na początku lat 90. nikt nie myślał o tym, by dziecku zapewnić zdrowy, zbilansowany posiłek. Estetyka? Trudno było jej się doszukiwać, kanapki wyglądem nie zachęcały do jedzenia. Takie menu nie było skomplikowane, a składniki niekoniecznie najświeższe ani najwyższej jakości - liczyła się przede wszystkim dostępność produktów i łatwość w przygotowaniu.
Nie pamiętam, żebym dostawała do szkoły jakieś warzywa pokrojone w słupki, czy inne zdrowe przekąski. Jak był sezon na dane owoce, typu jabłka śliwki i gruszki, to się je zabierało do szkoły, ale i tak to nie było za często
- wspomina moja rozmówczyni.
Oczywiście drugie śniadanie zapakowane w foliową torebkę to nie był jedyny element śniadaniówki. Dzieci do szkoły dostawał także kompot albo herbatę.
Pamiętam jak dziś ten smak zimnej herbaty, która była wlana do plastikowej butelki. Dziś są te fancy bidony i modne termosy, a kiedyś wystarczyła zwykła plastikowa butelka po wodzie lub jakimś napoju
- wtrąca Ola, nasza czytelniczka, która dodaje, iż czasy kiedy zabierała kanapki do szkoły, skończyły się bardzo szybko. - Mama na mnie krzyczała, iż nie jem kanapek, więc potem już dostawałam tylko pieniądze, by sobie kupić coś do jedzenia. Całe gimnazjum przejechałam na słodkich bułkach i pączkach ze szkolnego sklepiku. Kupowałam też napoje. Najpopularniejszym i najtańszym z nich był tzw. sok z woreczka. Niewielki, napełniony napojem worek przebijało się dołączoną do niego plastikową rurką i już można było cieszyć się napojem - kwituje.
"Reklamówka po cebuli"
To, jak wyglądały dziecięce śniadaniówki z lat 90. ubiegłego wieku, możemy zobaczyć również na jednym z instagramowych filmów. Influencerka wiolka_gala w nieco ironiczny sposób pokazała w nagraniu "śniadanie dla dzieci z lat 90." i jak widać po komentarzach, film wywołał ogromne poruszenie wśród internautów. "Chyba wszyscy mieliśmy tych samych rodziców, bo i jak i moi znajomi, właśnie takie kanapki dostawaliśmy do szkoły na drugie śniadanie" - czytamy w komentarzu.
"Śniadania do szkoły wtedy to był prawdziwy rytuał domowy i zapachowy miks, który dziś budzi czystą nostalgię" - czytamy w opisie do nagrania. Co zatem znajdowało się w takim "lunch boxie" z ubiegłego stulecia? Autorka wymienia następujące pozycje:
Chleb z pasztetem - najczęściej zwykły pszenny, posmarowany pasztetem z puszki albo mielonką. Czasem plaster ogórka kiszonego (który w połowie dnia już zdążył przesiąknąć wszystko wokół).
Reklamówka po cebuli - bo nikt nie bawił się w modne lunch boxy! Kanapki zawinięte w kawałek papieru śniadaniowego albo w woreczek foliowy, często po jakimś wcześniejszym zakupie z warzywniaka. I wiadomo - aromat cebuli był gratis.
Herbata w butelce po napoju - najczęściej po "Ptysiu", "Helleni" albo zwykłej wodzie mineralnej. Ciepła rano, zimna i lekko mętna po kilku godzinach w tornistrze. Czasem z cukrem, czasem z cytryną, a czasem... z fusami.
A Ty? Jak wspominasz swoje szkolne śniadania i inne przekąski? Czekam na Wasze komentarze i zachęcam do kontaktu: [email protected]. Gwarantuję anonimowość!















