To nie hotel – w naszym domu częściej gościsz niż własną rodzinę!

newsempire24.com 2 dni temu

Nie chcę już widzieć twojej rodziny w naszym domu, to nie jest hotel powiedziała zmęczona ciągłymi żądaniami gości…

Nikt się nie spieszył, ale gdy tylko Kinga otrzymała dyplom psychologii, Wojtek gwałtownie się jej oświadczył, tak bardzo tego pragnęła. Ślub był skromny. Ciocia Basia i wujek Zdzisław zaproponowali, aby młodzi przeznaczyli oszczędności i pieniądze z prezentów na poprawę własnego życia.

W ten sposób Wojtek został właścicielem niewielkiej działki pod miastem. Rodzice Kingi sprzedali samochód i przekazali pieniądze młodym na budowę, tym bardziej iż w mieście auto nie było im szczególnie potrzebne.

Kinga trochę obawiała się życia na przedmieściach, sądząc, iż będzie niewygodnie: woda ze studni, przerwy w dostawie prądu, hodowla kur i palenie w piecu. Wojtek, śmiejąc się, zapewnił ją, iż to nie czasy sprzed wieku, a za mniejszą sumę, niż kosztowałoby mieszkanie w mieście, będą mieli maksymalny komfort i dużo przestrzeni.

Dom stanął zaskakująco szybko. Pomogło to, iż Wojtek dostał awans w pracy, a Kinga zaczęła już zdalnie prowadzić konsultacje. Rodzice wsparli ich finansowo, jak tylko mogli, a wujek z ciocią też nie pozostali na uboczu.

Helena Aleksandrowna często odwiedzała budowę pod różnymi pretekstami. Raz przyjeżdżała, by polecić ulubiony kolor farby, innym razem odpowiednią lampę. Zawsze działała w dobrych intencjach, ale z czasem Kinga zaczęła czuć, iż ich prywatna przestrzeń coraz bardziej się kurczy. A pewnego dnia zupełnie się załamała, gdy Marek Juriewicz zatrzymał się w ich prawie ukończonym domu bez uprzedzenia. Miał sprawy w okolicy, zastała go noc, więc postanowił przenocować u siostrzeńca.

Gdyby chociaż uprzedził, połowa problemu by nie istniała. Ale tak wystraszył Kingę swoją obecnością, iż odtąd zawsze pytała, czy w pokoju ktoś jest, zanim do niego weszła.

Dzieci, nie noście tam rzeczy Helena Aleksandrowna kierowała torbami dzieci i skierowała je do zapasowej sypialni szybciej, bo wasze jedzenie się zepsuje, zanim się tu rozgoszczecie! Kinga, zwolnij dzieciom półki w lodówce, niech swoje produkty tam ustawią zarządziła gospodyni.

Kingę zdziwiło, iż ludzie przywieźli własne jedzenie, ale pomyślała, iż może chcą je wspólnie zjeść przy stole.

Dzieci, serio, idźcie się rozpakować. Kinga da wam wszystko, czego potrzebujecie, czujcie się jak u siebie Helena Aleksandrowna wciąż krzątała się nerwowo.

Marek Juriewicz już odpoczywał, przeskakując kanały telewizyjne w salonie. Poprosił Wojtka, by nalał mu kieliszek koniaku, bo przypomniał sobie, iż w pracy dostał całkiem drogą butelkę. Wojtek wrócił z nią i dwoma kieliszkami.

Wojtek, niech dziewczyny się same martwią, chodź do nas, tu mamy swoją atmosferę! wołał Marek Juriewicz do syna.

Gdy wszyscy się już rozpakowali i rozlokowali, był późny wieczór. Kinga biegała, szukając kapci dla gości, ciepłych skarpet, jeżeli zmarzną, albo lekkiego koca, jeżeli będzie za gorąco. Z przerażeniem przypomniała sobie słowa Oli, iż przyjechali nie na długo, i miała nadzieję, iż to tylko powiedzenie. Kto przyjeżdża na tydzień świętować nowy dom? Nie podobało jej się też, iż sami zagospodarowali pokój, który Kinga planowała na dziecięcy. Tymczasem na piętrze był już gościnny pokój.

Kinga, może potrzebujesz pomocy? zapytał mąż.

W końcu ktoś się spytał cicho odpowiedziała Kinga od nich skinęła głową w stronę stołu pomocy się nie doczekasz.

No dobra, wytrzymaj, nie są aż tak nachalni uśmiechnął się Wojtek i zabrał się za obieranie ziemniaków.

Dzięki odparła Kinga z uśmiechem i mrugnęła do męża.

Do obiadu rodzinie zrobiło się nudno, wyszli na spacer, a po wędrówce po lesie rozeszli się do swoich pokoi, jak powiedziała Helena Aleksandrowna, żeby odpocząć.

Wojtku, zapukaj do nas, jeżeli do piątej się nie obudzimy, żeby do szóstej wszyscy byli przy stole zmęczona pogłaskała Wojtka po policzku i poszła do swojego pokoju.

To jest danie rybne z przyjemnością wyjaśniła Kinga trochę jak pasztet, trochę jak suflet, bardzo delikatne. Spróbuj. Podniosła talerz i podała Oli.

O nie, Wojtkowi tego nie wolno, a Sasha ma alergię na łososia!

Tam jest łosoś przestraszona odpowiedziała Kinga.

I jemu też, na wszystkie czerwone ryby ciągnęła Olga, kręcąc głową a co to za piękne rzeczy?

To skrzydełka kurczaka w słodko-kwaśnym sosie już ostrożniej odparła Kinga.

Aha kontynuowała Olga, rozglądając się po stole Wojtek, przynieś z lodówki pieczonego indyka. Tam jest w folii, duży kawałek, zobaczysz!

Wiktor posłusznie wstał, poszedł do lodówki i po chwili szperania wyjął zawinięty w folię kawałek mięsa. Rozwinął go, położył na desce i zaczął kroić na cienkie plasterki.

Swoją drogą, mówiąc o wyborze jedzenia, Kingo, myślę, iż wszystkim byłoby wygodniej, gdybyście kupili drugą lodówkę do kuchni. Wasza jest za mała dla trzech rodzin, a znalazłam dobry model teraz jest na przecenie, wyślę Wojtkowi link uśmiechnęła się Helena Aleksandrowna.

Po co nam druga lodówka i skąd trzy rodziny? szczerze zdziwiona zapytała Kinga.

No jak to, to w części nasz wspólny dom, budowaliśmy go razem, ze wspólnych funduszy, pomagałam wam z wystrojem. Będziemy się tu często spotykać na wspólne święta. Wszyscy jesteśmy różni, a żeby było wygodnie pod jednym dachem, przygotowałam kilka pomysłów. Helena Aleksandrowna grzebała w torebce, szukając telefonu.

Kinga zaskoczona spojrzała na Wojtka, ale on był równie zdezorientowany jak ona.

Tak, co ja tu miałam teściowa założyła okulary na łańcuszku, zmrużyła oczy i przybliżyła ekran gdzie to było…

Mamo, w aplikacji listy, na pierwszej stronie pomogła jej Olga, nakładając Wojtkowi kolejne kawałki indyka.

Aha, o! uradowana zawołała Helena Aleksandrowna więc lodówka, domowe ubrania, ciepłe bluzy żeby nie trzeba było się przebierać po przyjeździe wyjaśnia

Idź do oryginalnego materiału