To nie było przypadkowe

newsempire24.com 1 tydzień temu

To na pewno nie był przypadek.

Ola szła na dyskotekę, jakby unosiła się nad ziemią.

Krótka jeansowa spódniczka, opięte legginsy w metalicznym kolorze, śnieżnobiałe adidasy, top ze zdjęciem modelki i wysoki kucyk ściśnięty grubą gumką. Usta – różowa pomadka, oczy – w tęczowych cieniach. Prawdziwa gwiazda.

Wszyscy mówili, iż Olka to cud. Ona też o tym wiedziała. Duma osiedla. Dostała się na uniwersytet w Warszawie – sama. Bez znajomości, bez pomocy.

Jak to Zośka Pasternak utyskiwała?

— Tobie, Kowalska, do studiów jak pies na mszę! Technikum maksimum, i to tylko jeżeli ojczym się postara. Inaczej – zamiatanie ulic czeka.

A tak, właśnie. Ojczym. Prawdziwy ojciec dawno zniknął z horyzontu. A ojczym… raczej nie będzie się starał dla „takiej nieudacznicy”.

Zośka czekała, aż dziewczyna się rozpłacze. Ale Ola wstała, spojrzała jej prosto w oczy i spokojnie, niemal wyzywająco, rzuciła:

— Zobaczymy, kto kim będzie.

Zośka zmrużyła oczy i obiecała jej słodką zemstę na egzaminie. Ale Ola zdała. I dostała się. Sama. Bez „wsparcia z góry”. Ot, tak.

— Dziewczyno, nie masz ochoty na czystą i wielką miłość?

— Z tobą? Rybarczyk, całkiem cię strach opuścił?

— Olu, co ty. Jak życie?

— Lepiej niż wszystkim.

— Figurka masz, mmm…

— Sam taką chcesz?

— Chcę.

— Przyjdź, ubiorę cię – wyjdziesz nie gorzej.

— Och, złośnica z ciebie, Kowalska. A ja, może, cię kocham.

— Zgiń, maro, babcia poświęciła mi osikowy krzyż – od takich jak ty i od nocnych zmór.

— No bez jaj…

— Właśnie tak. Na wszelki wypadek.

Szli wieczorną ulicą, przekomarzając się żartobliwie. Młodzi. Wolni. Niezniszczalni.

— Słuchaj, a może w poniedziałek wpadniemy do szkoły? – zaproponował Rybarczyk.

— Oszalałeś? Po co?

— Wyobraź sobie, jak Zośka się zakrztusi, gdy się dowie, iż sama się dostałaś. Na studia.

Ola uśmiechnęła się lekko.

— Mam to gdzieś. A ty?

— Przeciągnę lato, a potem – wojsko. Będziesz na mnie czekać?

— Jasne. Usiądę na ławce, w chuście, skarpetkę ci dziergać. Stumetrową.

— No idź se…

— No.

— Ooo, patrz, to przecież Anka! Poszła do zawodówki?

— Ta. Każdemu swoje. Dobra, Misiek, idę. Tam moje dziewczyny. A ty z Anką się kręcisz?

— Nie, no… tak, gadamy.

— Ona jest dobra. Ona poczeka. A ja – nie.

— Czyli ze mną – w ogóle nie ma opcji?

— Nie. – Powiedziała twardo. I odeszła.

Nauka przychodziła Oli z łatwością. Nie dlatego, iż była prosta – po prostu nie narzekała.

— Jak ty to wszystko ogarniasz? – pytała sąsiadka z pokoju.

— Co?

— No i do kina, i na dyskoteki, i studia…

— Nie wiem – wzruszyła ramionami Ola. – Po prostu żyję. Nie jęczę. Z chłopakami się nie wiążę. Studia – moja przyszłość. A imprezy? Kiedy, jak nie teraz?

— A ja za mąż chcę. Za bogatego.

— A ja – nie.

Z Darkiem Ola poznała się na dyskotece. Był zbyt natrętny – uciekła. Ale następnego dnia przyszedł pod akademik. Z kwiatami, z czekoladkami. Zamknęła mu drzwi przed nosem. On – z kinem i różami. Ona – znowu obok.

Dziewczyna już nerwowo drgała okiem od jego uwagi. Nienawidziła prawie. A tu jeszcze Rybarczyk listy z wojska przysyła. Tęskni. Ale nie za służbą, tylko o uczuciach pisze.

A ona przecież zna tego Rybarczyka – jak do czternastki w brązowych rajstopach pod dresem biegał… Jak babcia go do znachorki woziła – leczyć moczenie nocne.

Darek jeździł na motorze, czatował na nią, jak w filmie. A potem… potem upadł. Na jej oczach. I ona, bez namysłu, rzuciła się ku niemu. Nie dlatego, iż Darek. Tylko dlatego, iż człowiek.

I z jakiegoś powodu… zgodziła się na randkę.

Pół roku się spotykali. Nie motyle. Nie miłość. Ale jakoś… blisko. Stał się swój.

Potem list od Rybarczyka: pretensje, oskarżenia, brudne słowa. Ktoś nakablował. A ona choćby się nie kryła.

Z Darkiem było prościej. Był blisko. Pewny. Z nim można było marzyć. O ślubie. O przyszłości.

— Masz szczęście, Olka – powiedziała sąsiadka.

— W czym?

— Z Darkiem. Nie wiesz, kim on jest?

— Jak to?

— Tata u niego – gruba ryba. Kupił mu motor. Teraz – auto. Jedynak. Bogaci. W wieku.

— No i?

— Mówią… iż ma już narzeczoną. Lilę. Ojcowie chcą interesy połączyć.

Wieczorem Ola zapytała Darka. Zaniepokoił się.

— To wszystko ojciec. Ja nie chcę. Lila mi niepotrzebna. Mam ciebie. Uciekniemy.

— W weekend pojadę do rodziców.

— Dobrze… – i wydało jej się, iż odetchnął z ulgą.

Gdy wróciła – coś było nie tak. Dziewczyny patrzyły dziwnie. Chłopaki – z uśmieszkiem.

— Co się dzieje?

— Usiądź… Olu… Darek… On…

— Co?

— Ożenił się.

Ani drżenia. Ani łzy. W środku – zawalenie. Ale na zewnątrz – głaz.

— Tylko tyle?

— Jesteś taka spokojna…

— A jaka mam być? Wiedziałam. Wyjechałam, żeby zrozumieć. A on – wziął ślub. Zgodziłam się. Wszystko logiczne.

Pochyliła się do sąsiadki:

— Nie wymawiaj jego imienia. Nigdy. Dla mnie go nie ma.

Po dyplomie Ola nie pojechała do domu. Pojechała – do szpitala.

Urodził się Jasiek. Silny. Z chwytem na życie.

— Olu… ty… ojcu powiesz?

— Mamo, nigdy. I nie pytaj.

— Dobrze, tylko… Ja miałam nadzieję, iż nie powtórzysz mojego losu.

— I nie powtórzę. Ty wyszłaś za ojca. Ja – nie.

— U nas pomieszkacie?

Ola zobaczyła: matka się boi. Ojczym – nie ucieszony.

— Rozumiem. choćby zeNie spodziewała się, iż to właśnie Rybarczyk, ten sam, który w podstawówce przynosił jej jabłka z sadu, stanie pod drzwiami z pierścionkiem i powie: “Dla mnie Jasiek zawsze był nasz”.

Idź do oryginalnego materiału