A mnie to wisi! Wanda przeszła się po pokoju, wymachując rękami. Mamo, ile można to znosić? Koleżanki już się ze mnie śmieją!
Mamo, znowu cieknie! Znowu! wrzasnęła Wanda, wyskakując z łazienki z mokrymi włosami i ręcznikiem w dłoniach. Mówiłam, iż z tym mieszkaniem coś jest nie tak!
Cicho bądź! Sąsiedzi usłyszą! syknęła Krystyna Nowak, rzucając ścierkę i biegnąc do córki. Gdzie cieknie?
Wszędzie! Z kranu, z prysznica, choćby spod umywalki kałuża! Wanda wymachiwała rękami, rozpryskując wodę po korytarzu. Mówiłam! Mówiłam, iż nie trzeba było wiązać się z tym ruderą!
Krystyna milcząc weszła do łazienki, spojrzała na wodę rozlewającą się po podłodze i ciężko opadła na stołek. Miesiąc temu przeprowadziły się do tego dwupokojowego mieszkania w centrum Poznania, sprzedając swój dom na przedmieściach. Wydawało się, iż życie wreszcie się ułoży blisko praca, sklepy, przychodnia. A teraz
Mamo, czemu siedzisz? Trzeba coś zrobić! Wanda stała w drzwiach, owinięta szlafrokiem.
A co mamy zrobić? zmęczonym głosem odparła Krystyna. Hydraulika wzywać? Znów na własny koszt? Trzeci raz w tym miesiącu.
To może do właścicielki? Niech ona płaci, to jej mieszkanie!
Już do niej dzwoniłam. Mówi, iż to nasza wina, iż nieumiejętnie korzystamy z instalacji. Jak można nieumiejętnie zakręcać kran? Krystyna wstała, zaczęła zbierać wodę ścierką. Idź jeść śniadanie, spóźnisz się do pracy.
Jakie śniadanie? Kuchenka znowu nie działa! oburzyła się Wanda. Wczoraj męczyłam się cały wieczór, ledwo ugotowałam kaszę. A dzisiaj w ogóle się nie włącza.
Krystyna tylko westchnęła. Kuchenka faktycznie szwankowała od pierwszego dnia, ale właścicielka, Barbara Kowalska, zapewniała, iż jest sprawna, tylko trzeba się przyzwyczaić. Przyzwyczaić do tego, iż palniki włączają się co drugi raz, a piekarnik działa, kiedy ma na to ochotę.
Dobra, skoczę do Lidki, poproszę, żeby zagotowała wodę burknęła Wanda, wciągając dżinsy.
Nie biegaj do sąsiadów! zatrzymała ją matka. I tak już wstyd. Wczoraj u Lidii prosiłyśmy o masło, przedwczoraj o sól. Pomyślą, iż jesteśmy żebraczki.
To co? Głodne mamy iść do pracy?
Krystyna spojrzała na córkę i poczuła, jak do gardła podchodzi jej znany, ciasny guzek. Po co w ogóle zgodziły się na tę przeprowadzkę? W swoim domu problemów było mniej, żyły spokojnie, nikomu nie zawadzały. A tu co dnia nowa niespodzianka.
Wanda wyszła do pracy głodna i wściekła, a Krystyna została, żeby rozprawić się z potopem w łazience. Wytarła wodę, spróbowała dokręcić krany bezskutecznie. Cienka strużka i tak sączyła się spod zaworu.
Telefon zadzwonił, gdy właśnie zamierzała zadzwonić po hydraulika.
Krystyna Nowak? Tu Barbara Kowalska. Jak tam? Nie narzekacie?
No cóż zaczęła ostrożnie Krystyna. Znowu z hydrauliką problem
Znowu? przerwała właścicielka. Co wy tam robicie z moim mieszkaniem? Mówiłam, trzeba delikatnie!
Nie robimy nic dziwnego. Po prostu odkręcamy i zakręcamy krany, jak należy.
To po co co tydzień wzywać hydraulika? Może coś zniszczyliście? Ciężkie upuściliście?
Krystyna zacisnęła usta. Nic nie upuściły, tylko mieszkanie okazało się dalekie od stanu, w jakim przedstawiła je Barbara Kowalska podczas oględzin. Wtedy wszystko działało, woda leciała, kuchenka grzała, gniazdka nie iskrzyły. A teraz codziennie nowe niespodzianki.
Barbaro, może jednak przyśle pani majstra? Bo już nam głupio
Jakiego majstra? To wasza wina! Przecież mówiłam, iż instalacja stara, trzeba uważać!
Ale w umowie jest napisane, iż wszystko sprawne
Sprawne, sprawne! Tylko wy nie umiecie z tego korzystać! warknęła Barbara i rzuciła słuchawkę.
Krystyna powoli odłożyła telefon i rozejrzała się. Mieszkanie rzeczywiście było w centrum, jasne, z wysokimi sufitami. Ale z każdym dniem stawało się jasne, iż to tylko fasada. Instalacja stara, rury zardzewiałe, okna nie domykają się, a właścicielka choćby słuchać nie chciała o remoncie.
Na obiad wróciła Wanda, pochmurna jak listopadowe niebo.
No i co? Coś naprawili? zapytała, rzucając torbę na podłogę.
Gdzie tam. Właścicielka twierdzi, iż to nasza wina.
Nasza? W czym nasza? wybuchnęła córka. W tym, iż jej mieszkanie się rozpada?
Wanda, nie krzycz. Ściany cienkie, sąsiedzi słyszą.
A mnie to wisi! Wanda przeszła się po pokoju, wymachując rękami. Mamo, ile można to znosić? Koleżanki już się śmieją! Mówią, iż żyję jak Cyganka raz wody nie ma, raz światła, raz kuchenka nie działa!
Twoje koleżanki niech lepiej milczą zamruczała Krystyna. Ich rodzice kupują mieszkania, a nie wynajmują.
To może i my kupmy? nagle zaproponowała Wanda. Zostały pieniądze z domu, dołożymy trochę
Jakie pieniądze? zdziwiła się matka. Przecież wydałyśmy prawie wszystko na twoje leczenie.
Wanda zamilkła. Operacja rzeczywiście kosztowała majątek, i właśnie dlatego zdecydowały się przenieść bliżej szpitala. Myślały, iż wynajem będzie tymczasowy, dopóki córka nie wróci do formy. A wyszło, iż wpadły w pułapkę.
Może poszukamy innego mieszkania? niepewnie rzuciła Wanda.
Za co? Krystyna wskazała na stół, gdzie leżały rachunki. Patrz. Prąd, woda, czynsz, twoje leki. Ledwo wiążemy koniec z końcem.
Wanda podeszła, przejrzała papiery i gwizdnęła cicho.
O kurczę! Nie wiedziałam, iż aż tyle
Nie musiałaś wiedzieć. To moja sprawa. Krystyna zebrała rachunki w stos. Ale teraz rozumiesz, dlaczego nie możemy tak