Teściowa została na lato

twojacena.pl 4 godzin temu

Dziś znów mój dzień zaczyna się od tej samej myśli: „Jak długo jeszcze to potrwa?” Wczoraj wieczorem teściowa oznajmiła, iż zostanie u nas na lato.

Halinka, a może bym u was na lato zamieszkała? powiedziała Helena, wycierając ręce w kuchenny ręcznik. Mieszkanie mi zalali sąsiedzi z góry, teraz remont. Budowlańcy mówią, iż do jesieni nie skończą.

Zamarłam z chochlą nad garnkiem pomidorowej. Lato z teściową? Trzy miesiące pod jednym dachem? W myślach przeliczam wakacje dzieci, urlop męża, wyjazdy na działkę A przez cały ten czas obok będzie Helena ze swoimi uwagami, radami i tym wiecznie niezadowolonym spojrzeniem.

Oczywiście, mamo usłyszałam swój własny głos. Zostańcie. Gdzie indziej mielibyście iść?

No to świetnie! ucieszyła się. Nie będę wam ciężarem, pomogę, zajmę się wnukami. Wicio ciągle w pracy, a ty sama z dziećmi się męczysz.

Witek faktycznie wracał późno, ale ja całkiem nieźle radziłam sobie z dziesięcioletnim Kubą i siedmioletnią Zosią. Dopóki do naszego poukładanego życia nie wdarła się Helena ze swoimi zasadami.

Już następnego dnia wzięła się za porządki. Umyła wszystkie naczynia od nowa, bo według niej źle spłukałam płyn. Przestawiła produkty w lodówce wędlina ma leżeć na górnej półce, a nie byle gdzie. Zabawki dzieci poukładała w pudełka i wyniosła do schowka.

Po co ten bałagan w domu? oświadczyła Zosi, która szukała swojej ulubionej lalki. Pobawiłaś się, to posprzątaj.

Zosia rozpłakała się, a ja, zaciskając zęby, poszłam wyciągać zabawki z powrotem.

Heleno, dzieci powinny czuć się w domu swobodnie spróbowałam zaprotestować.

Swoboda to nie znaczy po chamsku odcięła. Za moich czasów dzieci były wychowane.

Kuba, usłyszawszy rozmowę, burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju. Od początku unikał babci, a ona wciąż go poprawiała: za głośna muzyka, za długo przy komputerze, za dużo hałasu z kolegami.

Wieczorem Witek wrócił zmęczony i głodny. Jak zwykle podgrzałam mu obiad, ale zanim zdążyłam podać, wtrąciła się teściowa.

Wiciu, ty zupełnie schudłeś! lamentowała, nakładając mu pełny talerz. Hala źle cię karmi, same te sklepowe półprodukty. Jutro pójdę na rynek, kupię prawdziwego mięsa, zrobię kotlety.

Mamo, nie trzeba, mamy wszystko próbował się opędzić, ale ona już się rozkręciła.

Co to znaczy nie trzeba? Ty jesteś moim synem, ja się o ciebie troszczę! A tu patrzę, kompletnie was zaniedbali Koszule nie wyprasowane, skarpety z dziurami. Za moich czasów żona dbała o męża, jak należy.

Poczułam, jak coś we mnie wrze. Cały dzień prałam, sprzątałam, gotowałam, woziłam dzieci do szkoły i na zajęcia, a tu jeszcze zarzuty, iż mało dbam o rodzinę.

Dbam o rodzinę powiedziałam cicho, ale stanowczo. Po prostu mamy inne czasy, Heleno.

Czasy, czasy skrzywiła się. A rodzina zawsze ta sama.

Witek milczał, metodycznie zajadając zupę. Nigdy nie wtrącał się w konflikty między mną a jego matką, wolał przeczekać. To mnie wkurzało najbardziej mógłby czasem stanąć w mojej obronie.

Po tygodniu wspólnego życia atmosfera była już nie do wytrzymania. Helena krytykowała wszystko: moje gotowanie, wychowywanie dzieci, prowadzenie domu. Wstawała o szóstej i hałasowała w kuchni, robiąc śniadanie „jak należy”. Dzieci narzekały, iż babcia nie daje im spokojnie zjeść, ciągle poprawia, jak trzymać widelec i ile gryźć.

Mamo, może pojedziecie do cioci Basi? zaproponował Witek podczas kolejnej awantury. Przecież was zapraszała.

A co, ja tu jestem niepotrzebna? oburzyła się. Pomagam, staram się, a mnie się wyrzuca! Basia mieszka w kawalerce, tam nie ma miejsca. Czy ja wam przeszkadzam?

Nie przeszkadzacie skłamałam. Tylko

Tylko co? Mów wprost!

Tylko mamy różne spojrzenia na życie ostrożnie powiedziałam. I inaczej wychowujemy dzieci.

Aha! triumfująco zawołała. Więc o to chodzi! Moje wychowanie wam nie pasuje? A Witek jak wyrósł? Na porządnego człowieka, pracowitego!

Mamo, starczy zmęczonym głosem poprosił Witek. Wszyscy jesteśmy nerwowi.

Nie starczy! nie ustępowała. Chcę wiedzieć, co ja złego robię. W czym wam przeszkadzam?

Wzięłam głęboki oddech. Nagromadzona złość domagała się ujścia, ale powstrzymywałam się za wszelką cenę.

Nie przeszkadzacie powtórzyłam. Ale każda rodzina ma prawo do swoich granic.

Granic! prychnęła. Dla własnej matki granice! Co to za czasy

Kuba i Zosia przycupnęli w kącie, przestraszeni krzykami.

Następnego dnia postanowiłam z nimi porozmawiać. Wiedziałam, iż im też nie jest łatwo.

Jak tam, kochani? spytałam, sadzając ich obok siebie na kanapie.

Babcia jest dziwna przyznała Zosia. Ciągle się czepia i mówi, iż jesteśmy niegrzeczni.

A mi powiedziała, iż komputer niszczy mózg dodał Kuba. I iż za jej czasów dzieci bawiły się na podwórku, a nie w domu.

Babcia po prostu przyzwyczaiła się do innego życia próbowałam wytłumaczyć. Ona was kocha.

Ale ja się z nią źle czuję żałośnie powiedziała Zosia. Mogę jeść nie w kuchni, tylko tutaj?

Przytuliłam córkę. Mnie też w domu było nieswojo. Mieszkanie przestało być naszą twierdzą, miejscem, gdzie można odetchnąć. Teraz wszyscy chodzili na palcach, żeby nie narazić się teściowej.

Helena tymczasem dalej rządziła. Przeprała wszystkie ręczniki, twierdząc, iż źle pachną. Umyła szyby, narzekając na zacieki. Wyrzuciła kilka przypraw, które, jej zdaniem, były zepsute.

Dlaczego wyrzuciliście curry? spytałam, widząc pustą półkę.

Po co te świństwa w domu? zdziwiła się. Prawdziwe przyprawy to sól, piepr

Idź do oryginalnego materiału