Między Betlejem a listą postanowień

tygodnikprogram.com 3 godzin temu

Boże Narodzenie wraca co roku punktualnie, jakby chciało nam przypomnieć, iż świat – mimo całego zamieszania – wciąż trzyma się pewnych stałych zasad. Jest Betlejem, jest choinka, są życzenia zdrowia i miłości, a gdzieś pomiędzy nimi my, próbujący pogodzić duchowość z listą zakupów i rodzinne ciepło z realiami wspólnego stołu.

Zaczyna się od najlepszych intencji. W tym roku będzie spokojnie. Bez pośpiechu, bez nerwów, bez telefonu przy wigilijnej kolacji. Choinka będzie skromna, ale stylowa, potrawy tradycyjne, a rozmowy głębokie i pełne wzajemnego zrozumienia. Rzeczywistość – jak to ona – weryfikuje plan już przy pierwszym rozplątywaniu lampek. Telefon ląduje na stole „tylko na chwilę”, rozmowy gwałtownie schodzą na znane tematy, a idealna wizja świąt ustępuje miejsca temu, co najbardziej autentyczne: rodzinnej improwizacji.
I może właśnie w tym tkwi sens Bożego Narodzenia. Miłość w wersji świątecznej rzadko bywa patetyczna. Częściej objawia się w doprawianiu barszczu „na oko”, w przesuwaniu się na krześle, żeby zrobić komuś miejsce, w przymykaniu oka na drobne uszczypliwości, które w innym miesiącu roku uruchomiłyby długą dyskusję. To miłość praktyczna – taka, która wie, iż nie wszystko musi być idealne, żeby było prawdziwe.

Rodzina w święta przypomina żywy organizm – czasem zgrzyta, czasem męczy, ale bez niej trudno wyobrazić sobie tę opowieść w całości. To właśnie przy wigilijnym stole uczymy się cierpliwości, dystansu i poczucia humoru. Najlepsze rodzinne historie nie rodzą się wtedy, gdy wszystko idzie zgodnie z planem, ale wtedy, gdy coś się nie uda: gdy zabraknie jednego składnika, gdy pies uzna prezenty za własne trofeum albo gdy ktoś znów pomyli kolejność kolęd.
A zaraz po świętach przychodzi Nowy Rok – ze świeżą kartką i jeszcze świeższymi postanowieniami. Będziemy zdrowsi, spokojniejsi, bardziej uważni. Będziemy biegać, czytać, ograniczać cukier i ekran. Lista jest długa, a wiara w jej realizację – wyjątkowo silna, przynajmniej do połowy stycznia. Jest w tym coś wzruszającego: co roku dajemy sobie kredyt zaufania, wierząc, iż tym razem naprawdę się uda. I choćby jeżeli większość tych postanowień nie przetrwa do wiosny, to coś jednak zostaje. Chęć bycia bliżej. Potrzeba rozmowy. Gotowość, by zadzwonić, odwiedzić, wybaczyć. Bo Boże Narodzenie, z całym swoim blaskiem i chaosem, przypomina nam, iż najważniejsze rzeczy nie mieszczą się w pudełkach pod choinką.
Można więc z lekkim sarkazmem powiedzieć, iż święta to coroczny test naszej cierpliwości i organizacji. Ale z pełnym przekonaniem trzeba dodać: to także czas, który uczy nas, iż miłość nie musi być idealna, by była prawdziwa. Wystarczy, iż jest obecna.
I tego właśnie warto sobie życzyć – na święta i na cały nowy rok. Wesołych Świąt i samych radosnych dni w Nowym 2026 Roku! I więcej poczucia humoru…. zwłaszcza, gdy czytacie felietony!

Antoni B.

Idź do oryginalnego materiału