Teściowa zawsze wielbiła swoje córki, a teraz to ja muszę się nią opiekować w jej starszych latach.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Teściowa całe życie uwielbiała swoje córki. A teraz to ja mam się nią opiekować na starość.

Moja teściowa ma troje dzieci. Mojego męża, Jakuba, urodziła jako ostatnie. I wygląda na to, iż dla niej zawsze był nieważny. Cała jej miłość trafiała do dwóch starszych córek – Agnieszki i Justyny. Im pomagała we wszystkim: w remontach, z dziećmi, w zakupach, w spłacaniu długów. A nas z Jakubem jakby nie było.

Przez osiem lat małżeństwa nie dostaliśmy od niej choćby odrobiny pomocy. Żadnych prezentów, telefonów, wizyt. Nie zapraszano nas na rodzinne uroczystości, urodziny wnuków, choćby na jubileusz teściowej. Rozmawiała z nami rzadko i chłodno – jeżeli w ogóle miała na to czas.

Gdy urodził nam się syn, w głębi duszy liczyłam, iż może wnuk odmieni tę sytuację. Ale nic. Teściowa choćby nie przyjechała go zobaczyć. Rzuciła tylko przez telefon: „Szkoda, iż nie dziewczynka” – i tyle. Jakub wtedy cierpiał, próbując zrozumieć, co zrobił źle. W końcu się pogodził z sytuacją. Polegaliśmy tylko na moich rodzicach. To oni nam pomagali, zabierali wnuka, gdy pracowaliśmy na dwie zmiany, wspierali finansowo i psychicznie, zawsze byli przy nas.

Teściowa stała się dla nas kimś obcym. Życzenia świąteczne wysyłaliśmy SMS-em – i na tym kończyły się nasze kontakty. Wydawało się, iż ten rozdział już dawno został zamknięty.

Wszystko się zmieniło, gdy trafiła do szpitala. Lekarze postawili straszną diagnozę – chorobę, która odbiera sprawność i wymaga stałej opieki. Jakub, gdy się dowiedział, natychmiast pojechał do niej, choć nie było to łatwe. Wrócił zupełnie innym człowiekiem – wściekłym, zagubionym, wewnętrznie złamanym. Zawsze był dobry i sprawiedliwy, a teraz po raz pierwszy w życiu nakrzyczał na wszystkich.

Okazało się, iż po wyjściu ze szpitala będzie potrzebna całodobowa opieka. Jej córki gwałtownie zwołały „narodę rodzinną” i uznały, iż to my z Jakubem powinniśmy się tym zająć. Jedna tłumaczyła się niemowlakiem, druga – mieszkaniem pod Warszawą i trudnościami z dojazdem. Żadnej wzmianki o tym, iż też pracujemy, iż mamy swoje dziecko, iż nigdy nie byliśmy z teściową blisko.

Propozycja, żeby „oddać nam” jej mieszkanie, brzmiała jak jałmużna. Zwłaszcza iż cały swój majątek już dawno przepisała na córki. Działkę pod Krakowem – Agnieszce. Samochód – Justynie. W zamian za „wsparcie”, jak to nazywały. A teraz nagle przypomniały sobie o bracie, któremu zawsze zostawały resztki. Gdy Jakub odmówił, zaczęły go oskarżać o brak serca, krzyczeć, iż nie zasługuje na nazwisko matki.

A ja po prostu jestem zmęczona. Szkoda mi teściowej, naprawdę. Ale to obcy człowiek. Nie jestem gotowa opiekować się kimś, kto całe życie udawał, iż nas nie ma. Mój mąż teraz nie jest sobą – zżera go poczucie obowiązku. Ale jaki obowiązek może być wobec kogoś, kto przez całe życie traktował cię jak powietrze?

Powiedział, iż jeżeli siostry uważają, iż matka zasługuje na opiekę, niech sprzedadzą jej trzypokojowe mieszkanie i zatrudnią profesjonalną opiekunkę. On jest gotów wspomóc finansowo, ale nie swoim życiem. Bo my mamy własne życie. Własne zdrowie. Własne prawo do spokoju.

Wiem, iż starość to nie radość. Ale dlaczego jej ciężar mają dźwigać ci, których zawsze odtrącano? Gdzie były te „córunci”, gdy teściowej zrobiło się źle? Dlaczego teraz siedzą cicho, a ja, obca kobieta, mam zostawić wszystko i zostać jej pielęgniarką?

Wiem – wielu mnie osądzi. Powiedzą, iż nie wolno zostawiać starszych, iż rodziny się nie wybiera. Ale w tej historii wszystko jest zbyt skomplikowane. Zbyt wiele bólu, zbyt wiele niesprawiedliwości.

I przede wszystkim – zbyt późno.

Idź do oryginalnego materiału