Teściowa uważa, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci

polregion.pl 2 miesięcy temu

Siostra mojego męża zawsze uważała, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci.

Zwykła posługiwać się wyjątkowo mglistymi sformułowaniami. Gdy mówiła: „Trzeba by zabrać dzieci na ten nowy film”, oznaczało to, iż mój małżonek natychmiast miał się zerwać i zawieźć siostrzeńców do kina. A jeżeli padało: „Taka piękna pogoda, a wy w domu siedzicie”, domagała się, byśmy poszli z jej latoroślami do parku, aby pojeździć na karuzelach. Oczywiście, na nasz koszt.

Ja nigdy nie łapałam takich podpowiedzi. Gdy stawały się zbyt oczywiste, udawałam, iż nic nie rozumiem. jeżeli chcesz o coś prosić — mów wprost. Bez tych sztuczek. Ale mój mąż zawsze od razu reagował na zachcianki swojej siostry.

Kochał swoich siostrzeńców. Moim zdaniem, choćby za bardzo. Emocje Marianny były zrozumiałe, jej pragnienie, by dzieci miały różnorodne rozrywki — też. ale według mnie to obowiązek rodziców — organizować czas swoim pociechom. Babcie, dziadkowie, wujkowie czy ciotki nie powinni tego robić.

Oczywiście, czasem można sprawić przyjemność cudzym dzieciom. W końcu to rodzina. Ale to nie powinien być przymus! Niedawno obchodziliśmy imieniny naszego siostrzeńca, Dominika. Jego urodziny już minęły, więc podarowaliśmy mu całkiem niezły prezent. ale Marianna, jak zwykle, zaczęła majsterkować słowami. Najwyraźniej uznała, iż solidny rower to kiepski podarunek. Choć kosztował niemało. Wpadła na pomysł, iż chłopcu przydałaby się wycieczka do Włoch na weekend. I oczywiście z nią, bo przecież małe dziecko nie może podróżować samo.

W języku aluzji brzmiało to tak: „Domek zawsze marzył, by zobaczyć Włochy”. Wyjaśnienie otrzymaliśmy dopiero podczas przyjęcia, gdy brat wręczył jej tort, a nie vouchery. Mnie tam nie było, pracowałam. Mąż pojechał sam. Podarował Dominikowi poduszki układające się w jego imię. Długo szukaliśmy w Internecie odpowiedniego prezentu na takie święto. Zwykle w domu Dominika tego nie celebrowano.

Z każdym rokiem wymagania Marianny rosły. Mnie to już porządnie znudziło. ale mąż zbyt kochał siostrzeńców — nie miałam na to wpływu. Zawsze marzył o własnym dziecku, ale jakoś nie wyszło. Przeniósł więc uczucia na dzieci siostry. Wystarczyło, by poprosiła, a one robiły słodkie minki i błagały cienkim głosikiem. A mąż biegł spełniać ich zachcianki. Ja to rozumiałam, on jednak nie wierzył, iż jego siostra potrafi tak podle wykorzystywać dzieci. Aż nagle zaszłam w ciążę.

Od razu powiedziałam mężowi. Wpadł w szał radości, niemal tańcząc wokół mojego brzucha. Gdy Marianna znów poprosiła o wyjazd, mąż odmówił i oznajmił, iż niedługo będzie miał własne dziecko. Wtedy jego siostra obraziła się i kazała mu wyjść. Potem zadzwoniła do mnie, wrzeszcząc. Pytała, jak śmiałam zajść w ciążę. Oskarżała, iż zrobiłam to specjalnie, by jej dzieci cierpiały. Nie słuchałam tych krzyków i po prostu odłożyłam słuchawkę.

Wkrótce przyszli siostrzeńcy z własnoręcznie zrobionymi kartkami. Napisali: „Wujku, nie zostawiaj nas” i „Po co ci swoje dzieci, skoro już nas masz?”. Czaili się pod jego pracą. Ciekawe, kto wpadł na ten genialny pomysł. Raczej sami by tego nie wymyślili. Nie wiem, kto mógł im podpowiedzieć. ale Marianna przeliczyła się — efekt był odwrotny od zamierzonego.

Mąż wrócił do domu, przynosząc te kartki, i zrozumiał, jaki był naiwny przez te wszystkie lata.

— Jestem po prostu skończonym głupcem! — wykrzyknął. — „Wujku, zepsuła nam się kuchenka mikrofalowa, po szkole nie mamy jak podgrzać obiadu, boimy się gazu. A mamusia nie ma pieniędzy na nową, kup nam, prosimy” — przedrzeźniał dzieci. — Ona zawsze tak robiła! Namawiała je, by żebrały. A ja wciąż na to leciałem. Co za idiota!

Zmienił się z dnia na dzień. Wcześniej dawał Mariannie wszystko, choćby ostatnie grosze, byle tylko siostrzeńcom było dobrze. Teraz usiadł i spisał w notesie wszystkie wydatki na jej dzieci.

Marianna, nie tracąc tupetu, przyszła do nas, by „porozmawiać”.

— Skoro niedługo będziecie mieli swoje dziecko, to może, braciszku, podarujesz nam coś ostatni raz? Już więcej nie przyjdę. Przydałby się samochód, by wozić dzieci — oświadczyła od progu.

Zamiast odpowiedzi, mąż wcisnął jej w ręce swoje notatki i zażądał zwrotu każdego grosza. Dał pół roku. I wyrzucił za drzwi.

— Idź już. Znajdź sobie pracę — rzucił za nią.

Jej przyjaciółki teraz zasypują mnie wiadomościami w mediach. Oskarżają, iż przez mnie dzieci są głodne i pozbawione męskiej opieki. Wysyłam je tam, gdzie pieprz rośnie. Marianna i tak ma nieźle — mąż zrzekł się spadku po rodzicach, więc dostała wszystko, w tym mieszkanie. A jej były mąż zostawił jej drugie, by mogła żyć z dziećmi. Więc mieszka w jednym, drugie wynajmuje, a do tego dostaje alimenty.

Nie sądzę, by zginęła. A u nas też wszystko w porządku.

Idź do oryginalnego materiału