Teściowa pracuje na zmiany, więc postanowiłam wykorzystać moment, kiedy oboje z teściem byli w pracy, i zrobić im niespodziankę. Wiedziałam, iż w jeden dzień nie dam rady ogarnąć całego mieszkania, ale kuchnia i łazienka naprawdę lśniły. Niestety, niespodzianka nie wyszła tak, jak chciałam – nikt mnie nie pochwalił. Zamiast tego od razu zaczęły się pretensje: nikt nie mógł znaleźć swoich rzeczy. Na dodatek wyrzuciłam trochę starych szmat, popękane kubki i ręczniki. Tego mi nie darowano

przytulnosc.pl 6 dni temu

Od dziecka byłam nauczona porządku. W naszym domu zawsze panowała czystość: wszystko miało swoje miejsce, brudne rzeczy się myło, kurz się ścierało. Nie potrafię żyć inaczej. Nie wyobrażam sobie, żeby w zlewie stał brudny garnek albo przy drzwiach walały się zabłocone buty.

Z moim mężem poznałam się przez internet. Mieszkaliśmy w sąsiednich miastach, 25 kilometrów od siebie. Długo pisaliśmy, aż w końcu się zakochałam. On jest najmłodszym synem z wielodzietnej rodziny – jest ich pięcioro, ale starsze rodzeństwo już się wyprowadziło. Mieszka z rodzicami w trzypokojowym mieszkaniu. Najpierw przyjeżdżał do mnie jako narzeczony, a potem, gdy zdecydowaliśmy się na ślub, zabrał mnie do siebie.

To, co zobaczyłam, po prostu mnie zatkało. Dzieci już dorosłe, a w mieszkaniu — chaos. Wszędzie porozrzucane rzeczy, kuchnia tłusta, podłoga szara od brudu, góra naczyń w zlewie, pełno starych ścier i szmat. A najgorsze — zapach. Dwa koty, kuwety pełne, a obok też „niespodzianki”. Nigdy bym nie pomyślała, iż wrócę tu jako „druga gospodyni”.

Teść był w pracy, po domu kręciła się matka mojego męża — w znoszonym szlafroku. Miła, trzeba przyznać. Gotowała kolację, potem zaprosiła mnie do stołu. Jedzenie zwykłe — ziemniaki, śledź, kotlety, sało. Ale przy tym bałaganie nie mogłam nic przełknąć.

Po ślubie jednak musieliśmy tam zamieszkać. U nas miejsca nie było — w moim domu w jednym pokoju rodzice, w drugim siostra. A u teściów przynajmniej było przestronnie. Studiuję zaocznie, więc mogłam się przenieść, a mąż miał pracę niedaleko, której nie chciał rzucać. Wiedzieliśmy, iż za rok, może dwa, weźmiemy kredyt i kupimy coś swojego.

Więc zacisnęłam zęby i zabrałam się za sprzątanie. Gdy teściowie byli w pracy, postanowiłam zrobić im porządną niespodziankę. Kuchnia i łazienka błyszczały, ale reakcja była lodowata. Nie tylko mnie nie pochwalono, ale jeszcze usłyszałam, iż „nikt nie może nic znaleźć”. A gdy okazało się, iż wyrzuciłam ich „skarby”, zaczęła się burza.

Wieczorem dostało mi się porządnie. Usłyszałam, żebym „nie wtrącała się w cudzy dom”. Chcę porządku — niech będzie tylko w moim pokoju. Mąż próbował mnie uspokoić, ale nikt się choćby nie zdobył na słowo „przepraszam”.

Dwa dni później w kuchni znowu był bałagan. Gotuję więc tylko dla nas dwojga, myję tylko nasze talerze, kupiłam choćby własny czajnik do pokoju, żeby nie musieć wchodzić do kuchni.

Pewnego dnia spróbowałam inaczej. Zaczęłam rozmowę z teściową o sprzątaniu — mówiłam o środkach czystości, jakich warto używać, żeby się nie przemęczać. Wysłuchała mnie z obojętną miną i powiedziała tylko:
– Kura nie uczy kury znosić jajek.

Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, ale nie wytrzymałam:
– No ale przecież kiedyś trzeba posprzątać ten bałagan! Tu wszystko brudne, śmierdzi, szmaty walają się wszędzie, aż wstyd kogoś zaprosić!

Od tego dnia jestem tam wrogiem numer jeden. Minęły cztery miesiące i czuję się jak w piekle. Nie mam pojęcia, jak nauczyć dorosłych ludzi podstaw porządku i higieny. Przestałam już marzyć o remoncie czy nowoczesnych meblach — chciałabym tylko nie musieć zakładać gumowych rękawiczek do gotowania.

Siedzę w pokoju, uczę się, staram się unikać wspólnych przestrzeni. Ale gdy tylko wyjdę, aż mnie skręca.
Nie wiem, czy da się przyzwyczaić dorosłych ludzi do czystości. Dla mnie to jak inny świat — świat, którego nigdy nie zrozumiem.

Idź do oryginalnego materiału