„Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą!” — kłótnie z teściową doprowadziły Kingę do ostateczności
Kinga stała przy kuchence, przewracając pierogi, gdy do kuchni wszedł jej mąż.
— Kinga, dzwoniła dziś mama — zaczął Krzysztof. — Mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z wnukiem.
— Narzekała? — zdziwiła się Kinga.
— No tak. Twierdzi, iż ciągle wymyślasz jakieś powody. Już michałek miesiąc jej nie widział — dodał.
Kinga nerwowo otarła ręce o fartuch.
— Krzysztofie… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała coś, o czym musisz wiedzieć.
Opowiedziała wszystko. Krzysztof zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.
Zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Halina Zawadzka, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:
— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!
Kinga wymuszenie się uśmiechnęła, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Michał właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to jednak był pretekst, by wylać swoje oburzenie.
— Krzysztof! — podniosła głos Halina. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Masz pokazać żonie, jak prowadzić dom!
— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś był na wakacjach!
— Michał jest po prostu żywiołowy — spokojnie wtrąciła Kinga, ale głos zdradzał napięcie.
— Żywiołowy! Powinnaś go pilnować, a nie pozwalać mu łazić po całym mieszkaniu!
I znowu rozmowa zeszła na to, iż Krzysztof w dzieciństwie był pod kloszem. Idealne dziecko, wychowane pod lupą. Kinga milcząco kiwała głową, ale z każdym słowem w środku rosła w niej bunt.
— Halino Zawadzka — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.
— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!
— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.
— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?
— Mamo… — wtrącił się Krzysztof, ale teściowa tylko się bardziej rozpaliła.
— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, gdzie to zgłosić!
Następnego dnia znów przyszła — ostro zapukała, jak zwykle.
— Czemu tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.
— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kinga.
— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?
— Oczywiście. Ale Michał się bawi. To normalne.
— Normalne? A Krzysztof w dzieciństwie… — zaczęła teściowa.
— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko jajecznicy do dziś usmażyć nie umie!
— Co ty chcesz przez to powiedzieć?
— To, iż wychowaliście mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.
— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!
— Jestem z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.
W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kinga rzuciła się do salonu — na podłodze stał Michał, z dłonią przeciętą szkłem.
— Jezu… — Kinga wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze!
— No widzisz! — warknęła Halina. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! Pójdę do opieki społecznej!
Kinga zastygła. To już nie było zwykłe obrażanie — to była groźba.
— Dobrze. Niech pani przyjdzie z inspektorem. A teraz — czas już iść — cicho powiedziała.
Od tamtego dnia Kinga się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. I zawsze znajdował się pretekst, by odwlec wizytę: kwarantanna, lekarz, remont, dziecko chore…
Pewnego dnia Halina przyjechała bez zapowiedzi. Kinga wyjrzała przez szparę w drzwiach:
— Ojej, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Tylko iż Michał ma słabą odporność, lekarz radzi nikogo nie wpuszczać.
— Ja nie jestem obca!
— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarskie. Poczekamy trochę i znów się spotkamy!
Teściowa odeszła wściekła, nic nie mówiąc.
Wieczorem Krzysztof podszedł do żony.
— Mama mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z Michałem. Dlaczego?
— Bo się boję. Groziła mi opieką społeczną.
— Przesadzasz.
— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jak znów się wścieknie?
Zamilkł. Kinga wzięła go za rękę.
— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.
— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?
— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.
— Dobrze — ustąpił. — Nie będę więcej naciskać.
Kinga odetchnęła z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.