Teściowa wiedziała lepiej
Kasia drgnęła na dźwięk ostrego telefonu. Na ekranie migotało Anna Kowalska. Teściowa dzwoniła już trzeci raz tego ranka. Kasia wzięła głęboki oddech, zebrała siły i nacisnęła zieloną słuchawkę.
Tak, Anno Kowalska, słucham.
Kasiu, dlaczego nie odbierasz? głos teściowej brzmiał wyraźnie wyrzutem. Dzwoniłam i dzwoniłam!
Gotowałam kaszę dla Zosi, miałam ręce zajęte skłamała Kasia, choć tak naprawdę po prostu nie chciała po raz setny dyskutować o tym, jak źle wychowuje dziecko.
Znowu ta kasza! Mówiłam ci dzieci potrzebują mięsa! Mój Wojtuś na mięsie wyrósł, patrz, jaki zdrowy! A twoja Zosia taka blada, lada chwila wiatr ją zdmuchnie.
Kasia zamknęła oczy i policzyła do pięciu. Ich córka miała dopiero trzy lata, a lekarz zapewniał, iż rozwija się prawidłowo. Po prostu taka uroda wzięła po ojcu.
Anno Kowalska, karmimy ją też mięsem. Na obiad będą pulpety.
No i dobrze! Właśnie dlatego dzwonię. Wpadnę do was dziś, przywiozę rosół drobiowy. Na kościach, tak jak Wojtek lubi. I usmażę kotlety, po moim przepisie. Bo te twoje pulpety…
Kasia skrzywiła się. W pulpetach zabrzmiał tak jawny sarkazm, jakby proponowała dziecku truciznę.
Nie trzeba się trudzić, mamy wszystko spróbowała zaprotestować.
Jaki trud? Babcia chce odwiedzić wnuczkę! Chyba nie zabronisz?
W tych słowach objawiał się cały charakter teściowej umiejętność postawienia sprawy tak, iż każda odpowiedź poza zgodą brzmiałaby jak potworna nieuprzejmość.
Oczywiście, niech pani przyjeżdża poddała się Kasia.
Po rozmowie oparła czoło o chłodną szybę. Za oknem wirowały pojedyncze płatki śniegu, osiadając na nagich gałęziach drzew. Listopad był wilgotny i szary.
Mamusiu, z kim rozmawiałaś? z pokoju dziecięcego wyjrzała Zosia, ściskając w rękach podartego pluszowego misia.
Babcia Ania przyjedzie dziś uśmiechnęła się Kasia, starając się, by głos brzmiał radośnie.
Znowu będzie mówić, iż źle jem? Zosia zmarszczyła brwi.
Kasi ściśnęło się serce. choćby dziecko zauważało tę nieustanną krytykę.
Babcia bardzo cię kocha i chce, żebyś była zdrowa i silna.
Zosia nie wyglądała na przekonaną, ale skinęła głową i wróciła do zabawy.
Kasia zabrała się za sprzątanie. Choć z mężem preferowali twórczy bałagan, przed wizytą teściowej mieszkanie musiało lśnić idealną czystością. Inaczej niechybnie padłby komentarz, iż w takim chlewie i zarazki się zalęgną.
W dwie godziny umyła podłogi, przetarła kurze i upiekła jabłecznik jedyne jej kulinarne dzieło, które teściowa zawsze chwaliła.
Wojtek miał wrócić z pracy na obiad. Oboje pracowali zdalnie on jako programista, ona graficzka. Dziś jednak miał ważne spotkanie z klientem i poszedł do biura.
O drugiej punktualnie zadzwonił dzwonek do drzwi. Anna Kowalska była punktualna jak szwajcarski zegarek.
Witaj, synowo! teściowa, niska, pulchna kobieta z farbowanymi na kasztanowo włosami, wkroczyła uroczyście do mieszkania, obładowana torbami. Gdzie moja księżniczka?
Zosia nieśmiało wyjrzała z pokoju.
Chodź tutaj, skarbie! Babcia przyniosła smakołyki!
Dziewczynka podeszła i podała rączkę do pocałunku. Tego gestu nauczyła ją właśnie Anna Kowalska, uważająca, iż dziewczynki powinny być prawdziwymi damami.
Rączkę całuje się tylko dorosłym panienkom pochyliła się babcia i przytuliła wnuczkę. Jak będziesz miała szesnaście lat, wtedy podawaj rękę kawalerom. A babci mów po prostu dzień dobry.
Kasia przewróciła oczami, gdy teściowa nie widziała. Sprzecznych rad w sprawie wychowania od Anny Kowalskiej było pod dostatkiem.
Anno Kowalska, może pomogę z torbami? zaproponowała Kasia.
Tak, tak, wynieś do kuchni. Narobiłam tyle jedzenia! Wojtuś musi jeść porządnie, a nie byle czym się żywić.
W kuchni teściowa natychmiast przejęła dowodzenie:
Kasiu, podaj duży garnek. Nie, nie ten plastikowy, tylko porządny. I gdzie trzymacie chleb? W lodówce? Nie wolno chleba trzymać w lodówce! Wtedy czerstwieje!
Kasia cierpliwie podawała naczynia. Po sześciu latach małżeństwa z Wojtkiem przywykła, iż jego matka zawsze wie, jak powinno być.
Zosia jakaś blada zauważyła teściowa, wykładając z pojemników domowe przetwory. Wychodzicie z nią na spacer? Dajecie witaminy?
Tak, codziennie spacerujemy, jeżeli pogoda pozwala. I podajemy witaminy, które przepisał pediatra.
Pediatra! prychnęła Anna Kowalska. Co oni rozumieją, ci młodzi lekarze? Za moich czasów…
Zaczyna się pomyślała Kasia.
Za moich czasów dzieci spędzały na dworze całe dnie! I hartowały się! Wojtka wyprowadzałam w każdej pogodzie. I proszę, wyrósł na zdrowego mężczyznę.
Kasia milczała, choć mogła przypomnieć, iż jej mąż co zimę chorował na zapalenie oskrzeli i w dzieciństwie cierpiał na przewlekłe zapalenie migdałków.
Anno Kowalska, upiekłam ciasto. Napijemy się herbaty?
Najpierw obiad. Wszystko po kolei. A gdzie Wojtek? Dlaczego jeszcze go nie ma?
Jak na zawołanie, w przedpokoju zaskoczył zamek.
O, jest! ożywiła się teściowa.
Wojtek wszedł do mieszkania, zdziwiony widokiem butów w przedpokoju.
Mamo? Nie mówiłaś, iż przyjedziesz?
Jak to nie mówiłam? Dzwoniłam dziś rano do Kasi! oburzyła się Anna Kowalska.
Kasia przepraszająco uśmiechnęła się do męża. W natłoku zajęć zapomniała wysłać mu wiadomość o wizycie.
No, cześć, mamo Wojtek przytulił matkę. Jak się czujesz?
Ach, jakie tam czuję… Ciśnienie skacze, nogi wieczorem puchną. Ale ja się nie skarżę! Radzimy sobie sami, nikomu nie zawracamy głKasia przytuliła Zosię mocniej, wiedząc, iż choć teściowa pewnie jutro znów zadzwoni z nowym pomysłem, to ich mała rodzina zawsze znajdzie sposób, by być razem i trzymać się swoich zasad.