Teściowa, która stała się przyjaciółką

twojacena.pl 22 godzin temu

**Dziennik: Teściowa, która stała się przyjaciółką**

„Co ty sobie wyobrażasz?!” – głos Haliny Kazimierówny drżał z oburzenia. – „Mój syn żył normalnie, zanim ciebie poznał!”

„A teraz żyje nie normalnie?” – Kinga stała pośrodku kuchni z oczami mokrymi od łez, ściskając w ręce kuchenną ścierkę. – „Może wytłumaczysz mi, w czym problem?”

„Problem w tym, iż Krzysiek schudł dziesięć kilo! Patrz, w co go zamieniłaś!”

Krzysztof siedział przy stole, wpatrzony w talerz z niedojedzoną zupą, wyraźnie pragnąc, aby ziemia się pod nim rozstąpiła. W wieku trzydziestu dwóch lat czuł się jak nastolatek, którego rodzice łają za byle co.

„Mamo, daj spokój” – mruknął, nie podnosząc głowy.

„Nie dam spokoju!” – Halina Kazimierzówna odwróciła się do syna. – „Spójrz na siebie w lustro! Policzki zapadnięte, pod oczami sińce. A to wszystko dlatego, iż ona cię nie karmi!”

„Jak to nie karmię?” – wybuchnęła Kinga. – „Codziennie gotuję! Dzisiaj rano ugotowałam rosół!”

„Rosół!” – wzgardliwie prychnęła teściowa. – „Woda z marchewką. Gdzie mięso? Gdzie śmietana? Gdzie porządne jedzenie dla mężczyzny?”

Kinga poczuła, jak wszystko się w niej ściska. Minęło już pół roku, odkąd wyszła za Krzysztofa, i od tego czasu każda wizyta teściowej kończyła się awanturą. Albo zupa nie taka, albo koszule źle wyprasowane, albo mieszkanie nieporządnie posprzątane.

„Halino Kazimierzówno, staram się ze wszystkich sił” – powiedziała cicho. – „Ale mam pracę, studia zaoczne…”

„Praca!” – teściowa załamała ręce. – „Jaka jeszcze praca? Miejsce kobiety jest w domu, przy mężu! A ty biegasz Bóg wie gdzie, a mój syn głodny jak wilk!”

Krzysztof w końcu podniósł głowę.

„Mamo, nie jestem głodny. Schudłem, bo zapisałem się na siłownię.”

„Na siłownię?” – Halina spojrzała na niego, jakby powiedział coś nieprzyzwoitego. – „Po co ci siłownia? I tak wyglądasz świetnie!”

Kinga nie wytrzymała i wyszła z kuchni. W sypialni usiadła na łóżku i w końcu puściła łzy. Jak bardzo była zmęczona tymi ciągłymi pretensjami! Cokolwiek zrobiła, dla Haliny Kazimierzówny zawsze było to nie tak.

A przecież na początku było inaczej. Gdy Krzysztof pierwszy raz przyprowadził ją do matki, Halina wydała się serdeczną kobietą. Poczęstowała herbatą, wypytywała o rodzinę, choćby komplementowała.

Ale gdy tylko padło słowo „ślub”, wszystko się zmieniło.

„Kinga, gdzie jesteś?” – Krzysztof zajrzał do sypialni. – „Mama już poszła.”

„Nareszcie” – szepnęła Kinga, ocierając łzy.

Mąż usiadł obok i objął ją za ramiona.

„Nie przejmuj się nią. Po prostu jest przyzwyczajona do swojego.”

„Do czego przyzwyczajona? Do tego, iż mieszkałeś z nią do trzydziestu dwóch lat?”

Krzysztof westchnął. Ten temat był bolesny dla obojga.

„Kinga, ona jest sama od lat. Tata zmarł, gdy miałem piętnaście lat. Całe życie poświęciła dla mnie.”

„Rozumiem. Ale teraz ja jestem twoją żoną. Nie można znaleźć kompromisu?”

„Można. Tylko potrzebujemy czasu.”

Czasu. To słowo Kinga słyszała już setki razy. Ile jeszcze czasu będzie potrzebować Halina, aby zaakceptować ją jako część rodziny?

Następnego dnia Kinga postanowiła działać. Po pracy kupiła produkty i przygotowała prawdziwy obiad – trzy dania. Rosół na wołowinie, kotlety schabowe z ziemniakami i surówkę. Nakryła stół białym obrusem, postawiła kryształowe kieliszki.

Gdy Krzysztof wrócił, aż oniemiał.

„Oho! A co to za święto?”

„Żadne święto. Po prostu chciałam rozpieszczać męża.”

„Wspaniale pachnie! Jak u mamy w dzieciństwie.”

Jedli przy świecach. Krzysztof chwalił każde danie, a Kinga poczuła, iż było warto. Może gdy będzie się bardziej starać, teściowa zmieni nastawienie?

Lecz następnego dnia Halina znów przyszła z pretensjami.

„Krzysiek, co ty wczoraj do późna nie spałeś?” – zapytała, ledwo przekroczywszy próg. – „Masz czerwone oczy.”

„Spokojnie, mamo. O pół do dwunastej.”

„O pół do dwunastej!” – załamała ręce. – „A wstawać o siódmej! Toż to męczarnia dla organizmu!”

Kinga zrozumiała – to nie chodziło o jedzenie ani sen. Chodziło o nią. O to, iż „ukradła” matce jedynego syna.

Wtedy spróbowała innego podejścia.

„Halino Kazimierzówno” – zwróciła się do teściowej podczas kolejnej wizyty – „czy mogłabyś nauczyć mnie gotować ten twój rosół, który Krzysiek tak uwielbiał w dzieciństwie?”

Teściowa spojrzała na nią zaskoczona.

„Po co?”

„Chcę go ucieszyć. Ty najlepiej wiesz, co lubi.”

Halina milczała, zastanawiając się, czy to podstęp.

„No… Można spróbować. Tylko pewnie ci nie wyjdzie tak smacznie.”

„Spróbujemy.”

I zaczęły. Halina dyktowała przepis, Kinga notowała. Potem razem poszły na rynek po składniki.

„Patrz, mięso musi być takie” – tłumaczyła teściowa, wskazując na ladę. – „Nie za tłuste, ale i nie chude. A kapustę bierz tylko młodą, stara będzie gorzka.”

Kinga słuchała uważnie. W domu zabrały się za gotowanie.

„Cebulę kroisz grubiej” – poprawiała Halina. – „I nie płacz, bo rosół będzie słony.”

„A jak nie płakać? Cebula szczypie.”

„Nożem pod zimną wodą. I oddychaj ustami, nie nosem.”

Powoli atmosfera się ocieplała. Halina opowiadała o dzieciństwie Krzysztofa, a Kinga słuchała z ciekawością.

„A jak miał pięć lat, to potrafił zjeść trzy talerze tej zupy!” – śmiała się teściowa. – „Myślałam, iż pęknie.”

„A teraz ma mniejszy apetyt. Może wiek?”

„Nie, po prostu się męczy w pracy. Teraz ma trudny projekt, klienci kapryśni.”

Kinga zdziwiła się. Krzysztof nigdy nie opowiadał jej szczegółów o pracy. A matka znała każdy szczegół.

„On ci tak dużo opowiada?”

„No jasne. Zawsze mi wszystko mówił – o szkole, kolegach, dziewczynach, któreNadszedł dzień, gdy Halina Kazimierzówna przytuliła Kingę jak córkę i powiedziała: „Dziękuję, iż jesteś częścią naszej rodziny”.

Idź do oryginalnego materiału