Teściowa całe życie uwielbiała swoje córki, a teraz to ja muszę się nią opiekować.

newskey24.com 1 tydzień temu

Teściowa przez całe życie uwielbiała swoje córki. A teraz to ja muszę się nią opiekować na starość.

Moja teściowa ma troje dzieci. Mojego męża, Jakuba, urodziła jako ostatniego. I wydaje się, iż zawsze był dla niej zbędny. Całe jej uwielbienie trafiało do dwóch starszych córek — Kingi i Anety. Zawsze im pomagała we wszystkim: w remoncie, z dziećmi, zakupami, spłatą długów. A nas, Jakuba i mnie, jakby nie było.

Przez osiem lat małżeństwa nie otrzymaliśmy od niej ani odrobiny pomocy. Żadnych prezentów, telefonów, wizyt. Nie zapraszano nas na rodzinne święta, urodziny wnuków ani choćby na jubileusz teściowej. Rozmawiała z nami rzadko i oschle — jeżeli w ogóle znalazła czas.

Gdy urodził się nasz syn, w głębi serca liczyłam, iż może wnuk rozpuści lód. Ale nic z tego. Teściowa choćby nie przyjechała go zobaczyć. Rzuciła tylko przez telefon: „Szkoda, iż nie dziewczynka” — i tyle. Wtedy Jakub cierpiał, zastanawiał się, co zrobił źle. W końcu pogodził się z tym. Opieraliśmy się tylko na moich rodzicach. To oni nas wspierali, zabierali wnuka, gdy pracowaliśmy na dwie zmiany, pomagali z zakupami, z emocjami, w każdej sprawie.

Teściowa od dawna była dla nas obcą osobą. Życzenia świąteczne wysyłaliśmy SMS-em — i na tym kończyła się nasza relacja. Zdawało się, iż ten rozdział dawno się zamknął.

Wszystko się zmieniło, gdy trafiła do szpitala. Lekarze postawili straszną diagnozę — chorobę, która odbiera sprawność i wymaga stałej opieki. Jakub, gdy się dowiedział, natychmiast rzucił pracę i pojechał do niej, mimo wszystko. Wrócił innym człowiekiem — wściekłym, zagubionym, złamanym w środku. Zawsze był dobry i sprawiedliwy, a teraz pierwszy raz w życiu krzyknął z bezsilności.

Okazało się, iż po wypisie matka potrzebuje całodobowej opieki. Jej córki gwałtownie zwołały „naradę rodzinną” — i uznały, iż to my z Jakubem powinniśmy się tym zająć. W końcu jedna ma niemowlę, druga dom pod Warszawą, a dojazd do centrum jest niewygodny. Ani słowa o tym, iż my też pracujemy, iż mamy swoje dziecko, iż nigdy nie byliśmy blisko z teściową.

Propozycja „przekazania” nam jej mieszkania brzmiała jak jałmużna. Zwłaszcza iż cały swój majątek dawno przepisała na córki. Działkę na Mazurach — Kinga. Samochód — Aneta. W ramach „wdzięczności za pomoc”, jak to nazwały. A teraz nagle przypomniały sobie o bracie, któremu zawsze dawano ochłapy. Gdy Jakub odmówił, oskarżyły go o brak serca, krzyczały, iż nie zasługuje na ich nazwisko.

A ja jestem po prostu zmęczona. Szkoda mi teściowej, naprawdę. Ale to obcy człowiek. Nie jestem gotowa opiekować się kimś, kto całe życie udawał, iż nas nie ma. Mój mąż nie jest już sobą — niszczy go poczucie obowiązku. Ale jaki może być obowiązek wobec kogoś, kto przez lata poniżał cię milczeniem?

Powiedział, iż jeżeli siostry uważają, iż matka zasługuje na pomoc, niech sprzedadzą jej trzypokojowe mieszkanie w Warszawie i zatrudnią profesjonalną opiekunkę. On jest gotów dorzucić się finansowo, ale nie poświęcić życia. Bo mamy swoje życie. Swoje zdrowie. Swoje prawo do spokoju.

Rozumiem, iż starość to nie radość. Ale dlaczego jej brzemię mają dźwigać ci, których zawsze odpychano? Gdzie były te „córeczki”, gdy teściowej zrobiło się źle? Dlaczego teraz siedzą z boku, a ja, obca kobieta, mam rzucić wszystko i zostać jej pielęgniarką?

Wiem — wielu mnie potępi. Powiedzą, iż nie wolno porzucać starszych, iż rodziny się nie wybiera. Ale w tej historii wszystko jest zbyt skomplikowane. Za dużo bólu, za dużo niesprawiedliwości.

I przede wszystkim — za późno.

Idź do oryginalnego materiału