Teściowa bez granic – jak wszystko się obróciło

newsempire24.com 3 dni temu

26 maja 2023

Wracałem dziś późno z pracy – projekt w biurze się przeciągał, głowa pulsowała ze zmęczenia. Nie spodziewałem się, iż w domu czeka na mnie nowa fala napięć. Gdy wszedłem do mieszkania, od razu usłyszałem znajomy, ale już dawno irytujący głos z kuchni:

– A, dożyliśmy! – rzuciła sarkastycznie Halina Januszewska, moja teściowa. – Ciemno jak w grobie, a ty dopiero się zjawiasz. To ma być ta twoja ważna praca, iż można zapomnieć o mężu i domu?

– Byłam na spotkaniu, termin gonił – spokojnie wytłumaczyłem, automatycznie wieszając płaszcz.

– Spotkanie… A mój syn głodny jak wilk – mamrotała dalej teściowa. – W zlewie góra brudnych naczyń, kurz aż się snuje po podłodze, a ty wyglądasz jak cień. To ma być żona?

Zmęczony skinąłem głową i poszedłem się przebrać. Gdy wróciłem do kuchni, zatrzymałem się przy drzwiach. Z sąsiedniego pokoju dobiegał rozmowa Haliny i Tomka. To, co usłyszałem, kompletnie mnie zatkało.

– Tomek, słuchaj, ta Krysia – córka mojej przyjaciółki – to zupełnie inna para kaloszy. Z dobrego domu, prawdziwa gospodyni. I, mówię ci, ma na ciebie oko – przekonywała teściowa. – A to, żeś żonaty, to przecież nie na wieki…

Zamarłem. Krew uderzyła mi do głowy. Jak można coś takiego mówić? Chciałem rzucić czymś o ścianę, ale w milczeniu weszłam do łazienki, żeby nie wybuchnąć.

Kilka minut później wyszedłem, trzymając się ściany. Tomek podbiegł:

– Jagoda, co z tobą?

– Nic. Tylko się zdenerwowałam.

– A to pięknie! – podchwyciła Halina. – Teraz jeszcze będzie się rozchorowywać, żeby zwrócić na siebie uwagę.

Nie odpowiedziałam. Ale rano było już gorzej. Pogotowie, szpital, badania. Godzinę później powiedziałam Tomkowi:

– Nic poważnego. Po prostu… jestem w ciąży. Potrzebujemy spokoju i trochę więcej wyrozumiałości.

Tomek przytulił mnie mocno, z oczu płynęły mu łzy szczęścia. Ale euforia nie trwała długo.

W domu okazało się, iż Halina wciąż u nas mieszka. I co gorsza – nie zamierzała milczeć.

– Jesteś pewien, iż to twoje dziecko? – spytała zimno syna, gdy na chwilę wyszłam.

– Mamo, ogarnij się! – warknął.

– Ona ciągle gdzieś lata po nocy, a ty choćby nie widzisz, jak cię wodzi za nos!

Stałam w korytarzu, sparaliżowana tymi słowami. Miałam dość. Weszłam do pokoju i powiedziałam stanowczo:

– Koniec z tłumaczeniem się i ugrzeczaniem. To twój dom, Halino – ja wychodzę. Tomek, decyduj: idziesz ze mną czy zostajesz. Ale nie pozwolę się już dłużej upokarzać. Zostanę matką i wychowam dziecko w miłości, nie w nienawiści.

– I dobrze! Niech sobie idzie – rzuciła z zimnym triumfem Halina.

Ale Tomek nie ruszył się za nią. Patrzył na matkę, jakby widział ją po raz pierwszy.

– Myślisz, iż znoszę to wszystko dla ciebie? Nie, mamo. Kocham Jagodę. A ciebie… tylko mi żal. Odeszłaś od wszystkich. Byłaś cztery razy zamężna – i zawsze kończyło się klęską. A teraz chcesz, żebym słuchał twoich rad? Nie. Wychodzę. Będę budował rodzinę z Jagodą. Nie wtrącaj się.

Odwrócił się i wyszedł:

– Jagoda! Gdzie nasza duża torba podróżna?

Minął rok. W nowej dzielnicy, alejką parku, szliśmy we trójkę: Tomek, ja i mały Jasio, śpiący w wózku. Kupiliśmy razem mieszkanie – po połowie. Było ciężko, ale byliśmy szczęśliwi.

– Zimno się robi – zauważył Tomek. – Wracamy?

– Najwyższy czas. Jasio niedługo się obudzi.

Ale wtedy coś przykuło moją uwagę. Ktoś szedł za nami, chowając się za drzewami.

– Tomku, ktoś nas śledzi.

Tomek zatrzymał się gwałtownie:

– Mamo! Przestań już z tym szpiegowaniem!

Zza drzewa wyszła Halina. Ledwo ją poznałam. Była przygarbiona, wynędzniała, z zagasłym spojrzeniem.

– Ja… przepraszam. Chciałam tylko zobaczyć wnuka. Chociaż na chwilę…

– Mogłaś przyjść normalnie. Wiesz, gdzie mieszkamy – odparł sucho Tomek.

– Nie mogłam. Wstyd. Zrozumiałam… iż się myliłam. Jagoda… nie chciałam zła. Naprawdę myślałam, iż zrujnujesz mu życie. A wyszło… zupełnie inaczej.

Milczałam. W głowie wciąż dźwięczały jej dawne słowa. Ale teraz przede mną stała niegroźna już staruszka, błagająca o wybaczenie.

– Idziemy do domu. jeżeli chcesz, możesz iść z nami. O ile Tomek nie ma nic przeciwko.

– Mamo, nie mam. Ale pod warunkiem: zero wtrącania się, zero uwag.

– Przysięgam. Chcę tylko czasem was widzieć. Jasia. Was oboje. Nic więcej mi nie potrzeba…

Tym razem nie chowałam urazy. Szliśmy razem. Jaś spał, a Halina, w milczeniu, z lekkim uśmiechem, prowadziła wózek. Przeszłość została za nami.

Nawet najtwardsze serca mogą jeszcze nauczyć się kochać.

Idź do oryginalnego materiału