Natalia wracała do domu późno – praca przeciągnęła się, głowa pulsowała, a w piersiach czuła ciężar zmęczenia. Nie przeczuwała, iż czeka na nią nowa fala przykrości i napięcia. Gdy przekroczyła próg mieszkania, od razu usłyszała znany, ale już dawno przebrzmiały głos z kuchni:
– A, wreszcie! – rzuciła kąśliwie Bogumiła Janowicz, teściowa Natalii. – Ciemno już od godziny, a ty dopiero się zjawiasz. To twoja praca jest ważniejsza od męża i domu?
– Było pilne zlecenie, musiałam zostać – spokojnie wyjaśniła Natalia, automatycznie zrzucając płaszcz.
– Zlecenie… A mój syn głodny, przy okazji – warknęła teściowa. – Zlew pełen brudnych naczyń, kurz aż się wali, a ty wyglądasz jak cień – i to się nazywa żona?
Natalia przytaknęła zmęczona i poszła się przebrać. Gdy wróciła do kuchni, zastygła przy drzwiach. Z sąsiedniego pokoju dobiegała rozmowa Bogumiły i Wojtka. To, co usłyszała, zwaliło ją z nóg.
– Wiesz, Wojtku, córka mojej przyjaciółki, Kornelia – to zupełnie inna para kaloszy. Mądra, z dobrego domu. I, między nami mówiąc, ma na ciebie oko – cedziła teściowa. – A to, iż jesteś żonaty, jej nie przeszkadza. To przecież nie na zawsze…
Natalii zaparło dech w piersiach. Krew uderzyła jej do twarzy. Jak można mówić coś takiego? Chciała krzyczeć, rzucić czymś ciężkim, ale w milczeniu weszła do łazienki, by nie wybuchnąć.
Po paru minutach wyszła, trzymając się ściany. Wojtek podbiegł:
– Natalia, co z tobą?
– Nic. Tylko się zdenerwowałam.
– No proszę, jeszcze się rozchorowała! – podchwyciła Bogumiła. – Oczywiście, to tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Natalia milczała, ale rano zrobiło się jej gorzej. Pogotowie, szpital, badania. Godzinę później oznajmiła Wojtkowi:
– Nie mam nic poważnego. Tylko… jestem w ciąży. Potrzebujemy spokoju i trochę więcej czułości.
Wojtek uścisnął ją mocno, łzy szczęścia spływały mu po policzkach. Ale euforia nie trwała długo.
Wróciwszy do domu, Natalia odkryła, iż Bogumiła wciąż tu jest. Gorzej – nie zamierzała milczeć.
– Jesteś pewien, iż to twoje dziecko? – spytała lodowato teściowa, gdy Natalia wyszła na chwilę.
– Mamo, ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – wybuchnął syn.
– Ona ciągle do późna, choćby nie widzisz, jak cię wodzi za nos!
Natalia zamarła w korytarzu. Nie mogła już tego znieść. Weszła do pokoju i powiedziała stanowczo:
– Nie będę się już tłumaczyć ani uginać. To twoje mieszkanie – ja wyjdę. Wojtek, decyduj: jesteś ze mną czy zostajesz tutaj. Ale nie pozwolę się dłużej poniżać. Zostanę matką. I chcę, by moje dziecko dorastało w miłości, a nie w nienawiści.
– No i dobrze! Niech się wynosi – rzuciła Bogumiła z zimnym triumfem.
Ale Wojtek nie ruszył się za nią. Stał i patrzył na matkę, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Myślisz, iż ja to wszystko znoszę dla ciebie? Nie, mamo, ja kocham Natalię. A ciebie… tylko mi ciebie żal. Odeszłaś od wszystkich. Byłaś cztery razy zamężna – i z nikim nie wytrzymałaś. A teraz chcesz, żebym słuchał twoich rad? Nie. Wychodzę. Buduję rodzinę z Natalią. Nie wtrącaj się.
Odwrócił się i wyszedł:
– Natalia! Gdzie nasza duża torba podróżna?
Minął rok. W nowej dzielnicy, alejką parku, szli we troje: Wojtek, Natalia i mały Jasio, smacznie śpiący w wózku. Mieli nowe mieszkanie, kupione wspólnymi siłami – oboje wnieśli równy wkład. Było im ciężko, ale byli szczęśliwi.
– Chłodno się robi – zauważył Wojtek. – Wracamy?
– Już czas. Jasio niedługo się obudzi.
Ale wtedy Natalia dostrzegła coś dziwnego. Ktoś szedł za nimi, kryjąc się za drzewami.
– Wojtek, ktoś nas śledzi.
Wojtek zatrzymał się gwałtownie:
– Mamo! Przestań! Ile można bawić się w szpiegów?
Zza drzewa wyszła Bogumiła Janowicz. Natalia nie poznała jej od razu. Była nie do poznania: przygarbiona, wyczerpana, ze zgaszonym wzrokiem.
– Ja… przepraszam. Chciałam tylko zobaczyć wnuka. Choć przez chwilę…
– Mogłaś przyjść normalnie. Wiesz, gdzie mieszkamy – odpowiedział sucho Wojtek.
– Nie mogłam. Wstyd. Ja… zrozumiałam. Wybaczcie mi oboje. Myliłam się. Natalia… nie z nienawiści. Naprawdę myślałam, iż zniszczysz mu życie. A okazało się, że… to ja byłam problemem.
Natalia milczała. W głowie wciąż dźwięczał jej dawny głos. Ale teraz przed nią stała nie przerażająca teściowa, ale starsza kobieta, prosząca o wybaczenie.
– Idziemy do domu. jeżeli chcesz – możesz iść z nami. O ile Wojtek nie ma nic przeciwko – powiedziała w końcu.
– Mamo, nie mam. Ale tylko pod warunkiem, iż będzie uczciwie. Bez pretensji, bez wtrącania się.
– Przysięgam. Chcę was tylko czasem widywać. Jasia. Was oboje. Nic więcej mi nie trzeba…
Tym razem Natalia nie chowała urazy. Szli razem. Jasio spał, a Bogumiła, w milczeniu, z lekkim uśmiechem, pchała wózek. Przeszłość została za nimi.
Nawet żelazne serca mogą nauczyć się kochać.