Teraz proszę tylko o miskę zupy

newsempire24.com 1 dzień temu

Mam siedemdziesiąt siedem lat i doszłam do dnia, kiedy proszę swoją synową, Kasię, tylko o talerz zupy. Jeszcze niedawno myślałam, iż jej obowiązkiem jest utrzymanie domu w czystości, gotowanie, szydełkowanie, dbanie o rodzinę, tak jak ja to robiłam w swoim czasie. Ale życie się zmieniło i ja, Maria Kowalska, zrozumiałam, iż moje oczekiwania zostały w przeszłości. Zabrali mnie do siebie syn Marek i Kasia, i teraz mieszkam w ich domu, czując się trochę jak gość, trochę jak ciężar. Serce mnie boli od tej myśli, ale uczę się akceptować rzeczywistość, chociaż żal wciąż tli się wewnątrz.

Kiedyś byłam panią dużego domu. Wstawałam o świcie, gotowałam rosół, piekłam pierogi, szyłam firanki, wychowywałam Marka. Mój mąż, niech spoczywa w pokoju, pracował w hucie, a ja dbałam o dom, żeby wracał do ciepła. Myślałam, iż tak musi być: kobieta to strażniczka domowego ogniska, a synowa, kiedy przyjdzie czas, przejmie tę tradycję. Gdy Marek przyprowadził Kasię, miałam nadzieję, iż stanie się dla mnie córką, iż będziemy razem krzątać się po domu, dzielić przepisami, jak za dawnych lat. Ale wyszło inaczej.

Kasia to nowoczesna kobieta. Pracuje w korporacji, non-stop z telefonem, ubiera się modnie, rzadko gotuje. Kiedy pobrali się z Markiem, mieszkałam jeszcze w swoim mieszkaniu, ale dwa lata temu zdrowie zaczęło szwankować – nogi odmawiały posłuszeństwa, w głowie się kręciło. Marek nalegał, żebym zamieszkała z nimi: „Mamo, damy radę, będzie ci z nami lepiej”. Zgodziłam się, sprzedałam mieszkanie, żeby im nie ciążyć, a pieniądze dałam na remont ich domu. Myślałam, iż pomogę w gospodarstwie, jak się da. Ale okazało się, iż Kasia nie chce mojej pomocy – ani moich oczekiwań.

Od pierwszego dnia zauważyłam, iż nie lubi, gdy wchodzę do kuchni. Kiedyś zaproponowałam ugotowanie pomidorowej, jak Marek lubi, a ona tylko się uśmiechnęła: „Maria, niech się pani nie martwi, zamówię jedzenie, będzie szybciej”. Zamówi? Dla mnie jedzenie to troska, a nie przycisk w telefonie. Próbowałam sprzątać, ale Kasia delikatnie powstrzymywała: „Nie trzeba, mamy odkurzacz robot”. Robot? A gdzie dusza, gdzie to domowe ciepło? Milczałam, ale w środku rosło uczucie, iż tu nie pasuję. Marek tylko wzruszał ramionami: „Mamo, Kasia sobie radzi, odpocznij sobie”. Odpocząć? W moim wieku odpoczynek to nie siedzenie bezczynnie, ale bycie potrzebną.

Najbardziej boli jej podejście. Zawsze sądziłam, iż synowa powinna szanować teściową, pomagać, słuchać rad. Ale Kasia wszystko robi po swojemu. Przyrządza jakieś sałatki z awokado, a nie schabowego, jak uczyłam. Dom mają czysty, ale zimny – brak tych drobiazgów, które go ożywiają: żadnych własnoręcznie robionych serwetek, żadnego zapachu świeżego ciasta. Kiedyś wspomniałam: „Kasiu, może upieczemy sernik, Marek tak lubi”. A ona na to: „Maria, teraz jemy mniej słodkiego, dieta”. Dieta? A czym w takim razie karmi się dusza?

Zaczęłam się obrażać. Myślałam, iż mnie nie szanuje, nie ceni mojego doświadczenia. Próbowałam rozmawiać z Markiem: „Synu, twoja żona w ogóle nie dba o dom, wszystko na telefon, wszystko na wynos. To ma być rodzina?” Ale on tylko machnął ręką: „Mamo, u nas wszystko w porządku, nie dramatyzuj”. W porządku? Dla nich może i tak, ale ja czuję się jak mebel, który przesunięto w kąt. Sąsiadka, gdy się jej poskarżyłam, powiedziała: „Marysiu, czasy się zmieniły, synowe już nie te”. Ale ja nie chcę winić czasów. Chcę, żeby mnie widzieli, a nie tylko karmili i kładli spać.

Parę dni temu zrozumiałam, iż już nie daję rady. Kasia przygotowywała obiad – coś z kurczakiem i jakimś dziwnym sosem. Siedziałam w swoim pokoju, słuchałam, jak się śmieją z Markiem, i nagle poczułam się obca. Wstałam, weszłam do kuchni i powiedziałam: „Kasiu, ugotuj mi, proszę, talerz zupy. Zwykłej, jak lubię, z ziemniakami”. Zdziwiła się, ale skinęła głową: „Dobrze, Maria, zrobię jutro”. I wczoraj przyniosła mi tę zupę – prostą, ciepłą, prawie taką jak moja. Jadłam i o mało nie rozpłakałam się. Nie przez smak, ale przez to, co sobie uświadomiłam: to już wszystko, o co proszę. Nie haftowania, nie sprzątania, nie moich zasad – tylko talerz zupy.

Zrozumiałam, iż moje oczekiwania były z innego życia. Kasia nie będzie taka jak ja i może to wcale nie jest źle. Ona pracuje, jest zmęczona, a ja w swoim wieku nie powinnam już oceniać, jak ma wyglądać ich dom. Ale boli, iż nie jestem potrzebna tak jak kiedyś. Marek mnie kocha, to wiem, ale ma własne życie. A ja siedzę w ich domu i myślę: gdzie jest ta kobieta, która wszystkim zarządzała? Została tylko staruszka, która prosi o zupę.

Postanowiłam nie poddawać się. Nauczę się żyć inaczej: oglądać seriale, spacerować po podwórku, dzwonić do starych przyjaciółek. Może poproszę Kasię, żeby nauczyła mnie zamawiać jedzenie przez telefon – nuż mi się spodoba? Ale nie chcę być ciężarem. jeżeli nie widzą we mnie matki i babci, znajdę dla kogo żyć. A na razie proszę tylko o talerz zupy – i może odrobinę ciepła, którego mi tak brakuje.

Idź do oryginalnego materiału