Danuta przypadkowo odkryła zdradę męża.
Jak to często bywa, żony dowiadują się jako ostatnie. Dopiero po czasie Danuta zrozumiała znaczenie dziwnych spojrzeń koleżanek i szeptów za jej plecami. Wszyscy w pracy wiedzieli, iż jej najbliższa przyjaciółka, Kinga, romansowała z jej mężem, Wojtkiem. Ale nic w jego zachowaniu nie wzbudziło jej podejrzeń.
Prawdę odkryła pewnego wieczoru, wracając do domu niespodziewanie. Danuta od lat pracowała jako lekarka w szpitalu w Warszawie. Tego dnia miała mieć nocny dyżur, ale młodsza koleżanka, Ania, poprosiła o przysługę:
Danusiu, czy mogłabyś zamienić się ze mną dyżurami? Ja wezmę ten nocny, a ty zastąpisz mnie w sobotę, chyba iż masz inne plany. Moja siostra wychodzi za mąż właśnie w sobotę.
Danuta się zgodziła. Ania była miłą i pomocną dziewczyną, a ślub to wystarczający powód.
Tego wieczoru wróciła do domu, podekscytowana myślą o zaskoczeniu męża. Sama jednak dostała większą niespodziankę. Ledwo przekroczyła próg, usłyszała głosy z sypialni Wojtka i drugi, równie dobrze jej znany, choć zupełnie tu nieoczekiwany. To był głos Kingi. To, co usłyszała, nie pozostawiało wątpliwości.
Wyszła tak cicho, jak weszła. Noc spędziła w szpitalu, bez snu. Jak teraz spojrzy w oczy kolegom z pracy? Oni wszyscy wiedzieli, a ona była ślepa z miłości, ufając Wojtkowi bezgranicznie. Stał się centrum jej życia, choćby wyrzekła się marzenia o dziecku, gdy tylko mówił, iż jeszcze nie czas, iż trzeba poczekać. Teraz rozumiała nie widział z nią przyszłości.
Tej nocy podjęła jedyną możliwą decyzję. Napisała prośbę o urlop, potem o zwolnienie, wróciła do domu, spakowała rzeczy, gdy Wojtek był w pracy, i ruszyła na dworzec. Miała po babci mały domek na wsi nikt nie pomyślałby, by jej tam szukać.
Na dworcu kupiła nową kartę SIM, starą wyrzuciła. Zerwała wszystko ze starym życiem.
Dzień później wysiadła na małej, zapomnianej stacji. Ostatni raz była tu dziesięć lat temu, na pogrzebie babci. Wszystko wyglądało tak samo cicho i pusto. W sam raz pomyślała. Do domu dotarła po krótkim podwiezieniu i dwudziestominutowym spacerze. Ogród był tak zarośnięty, iż ledwo odnalazła drzwi.
Tygodnie zajęło jej uporządkowanie domu i ogrodu. Nie dałaby rady sama, ale sąsiedzi, pamiętający jej babcię, Wandę, która uczyła w szkole przez 40 lat, chętnie pomogli. Danuta była zdumiona ich życzliwością.
Wieść o lekarce w wiosce gwałtownie się rozniosła. Pewnego dnia sąsiadka, Krystyna, przybiegła zdyszana:
Danusiu, przepraszam, iż zawracam głowę, ale moja córeczka zjadła coś nieświeżego, bardzo cierpi.
Chodźmy, wezmę apteczkę odparła Danuta.
Mała Zosia miała zatrucie. Danuta udzieliła pomocy i wytłumaczyła Krystynie, co robić dalej.
Dziękuję, Danusiu szlochała Krystyna. Zostań naszą lekarką. Do szpitala mamy 60 kilometrów, a nasza pielęgniarka wyjechała i nikt jej nie zastąpił.
Od tamtej pory wieśniacy przychodzili do Danuty po pomoc. Nie potrafiła odmówić, gdy oni tak ją przyjęli.
Władze lokalne, słysząc o jej działalności, zaoferowały posadę w przychodni powiatowej.
Nie, zostaję tutaj odparła stanowczo. Ale jeżeli urządzicie punkt lekarski we wsi, przyjmę.
Urzędnicy byli zaskoczeni, iż lekarz z Warszawy chce pracować w prowincjonalnej przychodni, ale Danuta nie ustąpiła. Kilka miesięcy później punkt otwarto, a ona zaczęła przyjmować pacjentów.
Pewnej nocy ktoś zapukał do drzwi. Nie zdziwiła się choroba nie patrzy na zegarek. Na progu stał nieznajomy mężczyzna.
Pani Danuto powiedział. Jestem z Nowej Wsi, 15 kilometrów stąd. Córka ciężko zachorowała. Myślałem, iż to przeziębienie, ale gorączka nie spada od trzech dni. Proszę, przyjedźcie.
Danuta zebrała sprzęt, słuchając opisu objawów. W domu zobaczyła bladą dziewczynkę, ledwo oddychającą.
To poważne orzekła po badaniu. Trzeba ją zawieźć do szpitala.
Mężczyzna potrząsnął głową:
Jestem z nią sam. Matka umarła przy porodzie. Nie mogę jej stracić
Ale szpital ma lepsze leki. Tu ich nie mam.
Powiedzcie, co trzeba, zdobędę. Tylko nie zabierajcie jej. W powiecie jest apteka dyżurna, ale nie mam nikogo, kto zostałby z nią.
Danuta zobaczyła jego przerażenie i rozpacz. Przyjrzała mu się wysoki, szczupły, z kasztanowymi włosami. Jego ciemnozielone oczy błyszczały determinacją.
Zostanę z córeczką powiedziała. Jak ma na imię?
Hania odparł czule. A ja jestem Marek. Dziękuję, pani doktor.
Marek pojechał po leki. Gorączka Hani nie spadała, dziewczynka płakała i wołała tatę. Danuta wzięła ją na ręce, kołysała, nucąc piosenkę, aż Hania się uspokoiła.
Gdy Marek wrócił, Danuta podała leki i rzekła zmęczona:
Teraz tylko czekać.
Czuwali całą noc. Nad ranem gorączka spadła, a na czole Hani pojawiły się kropelki potu.
Dobry znak powiedziała Danuta, choć wyczerpana, czuła ulgę.
Ocaliliście mi dziecko szepnął Marek.
Minął rok. Danuta przez cały czas pracowała w przychodni, lecząc wieśniaków. Ale teraz mieszkała w dużym domu Marka. Pobrali się pół roku po tej strasznej nocy, gdy życie Hani wisiało na włosku.
Dziewczynka pokochała Danutę, a ona ją choć czasem myślała o poświęconym marzeniu o własnym dziecku.
Wieczorem, zmęczona, ale szczęśliwa, wracała do domu, gdzie czekali na nią dwoje bliskich. Tego dnia Marek wybiegł na spotkanie:
Więc? Dostałaś urlop? Wszystko zaplanowane, jedziemy we trójkę!
Danuta uśmiechnęła się tajemniczo:
Urlop mam. Ale pojedziemy nie we trójkę tylko w czwórkę.
Marek zastygł, zanim porwał żonę w ramiona, unosząMarek zamilkł na chwilę, a potem wykrztusił ze łzami w oczach: Więc to prawda? Będziemy mieli swoje dziecko? i w tej chwili Danuta poczuła, iż jej życie, choć pełne bolesnych zwrotów, w końcu układa się tak, jak zawsze pragnęła.