Tamtej nocy wyrzuciłam syna i synową z domu i zabrałam im klucze. Nadeszła chwila, gdy zrozumiałam dość.
Minął tydzień, a ja wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam. Wyrzuciłam własnego syna i jego żonę z mojego domu. I wiecie co? Nie czuję choćby odrobiny winy. Bo to była ostatnia kropla. To oni zmusili mnie do tej decyzji.
Wszystko zaczęło się pół roku temu. Wróciłam z pracy, jak zwykle. Zmęczona, marzyłam tylko o herbacie i odrobinie spokoju. A co widzę? W kuchni stoi mój syn, Krzysztof, i jego żona, Kinga. Ona kroi ser, on siedzi przy stole, czyta gazetę, jakby nigdy nic, i mówi z uśmiechem:
Cześć, mamo! Wpadliśmy cię odwiedzić!
Na pierwszy rzut oka nic złego. Zawsze się cieszę, gdy Krzysztof wpada. Ale gwałtownie zrozumiałam: to nie była wizyta. To była przeprowadzka. Bez ostrzeżenia, bez pytania. Weszli do mojego domu i się rozgoszcili.
Okazało się, iż zostali wyrzuceni z wynajmowanego mieszkania nie płacili czynszu od pół roku. Już im mówiłam: nie żyjcie ponad stan! Znajdźcie coś skromniejszego, oszczędzajcie. Ale nie. Chcieli mieszkać w centrum Warszawy, w odnowionym mieszkaniu, z balkonem i widokiem. A gdy wszystko runęło, przybiegli do mamy.
Mamo, zostaniemy tylko tydzień. Przysięgam, już szukam nowego mieszkania zapewniał Krzysztof.
Ja, jak głupia, uwierzyłam. Pomyślałam: no dobrze, tydzień to nie koniec świata. Jesteśmy rodziną. Muszę pomóc. Gdybym tylko wiedziała, do czego to doprowadzi
Minął tydzień. Potem drugi. Potem trzy miesiące. Nikt nie szukał mieszkania. Zamiast tego urządzili się, jakby to był ich dom. Nie pytali, nie pomagali, nie współpracowali. A Kinga Boże, jak bardzo się na niej zawiodłam.
Nie gotowała, nie sprzątała. Całe dnie spędzała z koleżankami, a gdy zostawała w domu, wylegiwała się na kanapie z telefonem. Ja wracałam z pracy, robiłam obiad, zmywałam naczynia, a ona jakby była gościem w hotelu. choćby własnej szklanki nie umyła.
Pewnego dnia delikatnie zasugerowałam: może znajdziecie dodatkową pracę? Ułatwiłoby to sprawy. Odpowiedź była natychmiastowa:
Wiemy, co robimy. Dziękujemy za troskę.
Ja ich utrzymywałam, płaciłam za wodę, prąd, gaz. Oni nie dawali ani grosza. A jeszcze urządzali awantury, gdy coś nie było po ich myśli. Każde moje słowo wywoływało burzę.
Aż wreszcie, tydzień temu. Późna noc. Leżę w łóżku, nie mogąc zasnąć. W salonie telewizor ryczał, Krzysztof i Kinga śmiali się, rozmawiali głośno. Musiałam wstać o szóstej rano. Wyszłam i powiedziałam:
Idziecie spać, czy nie? Ja muszę wstać wcześnie!
Mamo, nie zaczynaj odparł Krzysztof.
Proszę pani, nie robi













