Szykuje się ważna zmiana. Pojawi się nowy pojemnik do segregacji śmieci

natemat.pl 3 godzin temu
Spora część rodaków do dziś ma problem ze zrozumieniem idei i zasad wprowadzonej kilka lat temu segregacji odpadów, a pojawia się dla nich nowe wyzwanie. Wiele gmin wprowadza nową frakcję śmieci, na dodatek obciążając mieszkańców kosztami kupna nowego rodzaju kubłów.


Pierwsze przepisy dotyczące segregowania śmieci zaczęły się w Polsce pojawiać już kilkanaście lat temu. Były wprowadzane stopniowo, by Polaków przyzwyczajać do obowiązku sortowania śmieci. w tej chwili dzielimy odpady na pięć frakcji, ale już pojawia się kolejna: odpadki kuchenne lub zielone. Zależy, z której strony gmina zabiera się do tematu.

Segregacja śmieci. O co chodzi z dzieleniem frakcji bio


Dziś osobno wyrzucamy szkło, papier, plastik i odpady bio. Wszystko, czego nie da się zaliczyć do tych frakcji, trafia do kubła z napisem "zmieszane".

W wielu gminach pojawiają się nowe frakcje. W dużym skrócie chodzi o oddzielenie odpadów tzw. zielonych i odpadków kuchennych nadających się do kompostowania. Warto przypomnieć, iż w wielu gminach przepisy dotyczące segregowania śmieci mogą się delikatnie różnić. Niektóre przymykają na przykład oko na wyrzucanie odpadków bio w torebkach plastikowych i po prostu oddzielają je w procesie segregacji.

Na przykład w Warszawie w wielu miejscach od dawna możemy znaleźć kosze z napisem "Zielone". Tam należy wyrzucać na przykład skoszoną trawę, gałęzie, zagrabione liście. Kosze na "bio" są przeznaczone raczej na odpadki kuchenne: obierki, zepsute owoce i warzywa, fusy czy skorupki jaj.

Jak informuje PortalSamorzadowy.pl, podobne zasady są wprowadzane w wielu gminach. Serwis podaje ich przykłady, są no choćby Suwałki czy Nowe Miasto nad Wartą. Generalnie chodzi o oddzielenie śmieci "zielonych" i "kuchennych". W tym drugim mieście mieszkańcy sami muszą sobie kupić specjalne pojemniki na odpadki kuchenne.

Tu jeszcze warto przypomnieć, iż odpady typu "bio" nie mogą zawierać wielu rodzajów śmieci. Nie wyrzucamy tam kości, mięsa, żwirku z kuwety czy całych zepsutych jajek. Muszą być to odpadki roślinne, nie białkowe.

Po co dzielić "bio" na "kuchenne" i "zielone"? Powody


W dużym skrócie: odpadki kuchenne mogą trafić na przykład do biogazowni, a skoszona trawa na kompost, który przyda się do użyźniania miejskich trawników. Jak szacują eksperci, odpadki kuchenne typu "bio" są bardzo ciężkie, mogą stanowić choćby 40 proc. wagi wszystkich odpadów domowych. Z takich odpadów o wiele łatwiej wyłuskać też plastikowe torby pominięte przez mieszkańców.

Takie rozwiązanie może być też finansowo opłacalne dla miast i gmin. Dzięki niemu łatwiej osiągnąć zakładane poziomy recyklingu, które są liczone właśnie od masy śmieci.

Przypomnijmy też, iż od niedawna nie wolno też do śmieci "zmieszanych" wyrzucać tekstyliów. Te powinniśmy oddawać do PSZOK-ów. Ten przepis w zasadzie jest martwy, bo nikomu nie chce się wywozić pary dziurawych majtek czy spranych skarpetek do oddalonych o kilka czy kilkanaście kilometrów miejsc. Zniszczone tekstylia lądują więc w odpadach zmieszanych lub... publicznych koszach na śmieci.

Jeszcze inną kategorią śmieci są elektroodpady, które wyrzucamy do specjalnych pojemników ustawionych w różnych punktach polskich osiedli.

Źródło: PortalSamorzadowy.pl


Idź do oryginalnego materiału