Szokująca Wizyta w Nowym Domu: Kuchnia Jak po Eksplozji

polregion.pl 5 dni temu

Zaprosili nas na parapetówkę… i wpędzili w osłupienie: kuchnia jak po wybuchu

Ostatnio dostaliśmy z żoną zaproszenie od mojego dawnego kolegi Jakuba – wraz z małżonką przeprowadzili się do nowego wynajmowanego mieszkania w Poznaniu i postanowili uczcić to przyjęciem. W teorii radosna okazja, więc zgodziliśmy się z przyjemnością – z prezentem, w dobrych nastrojach.

Choć od dawna zastanawiałem się – dlaczego wciąż nie mają własnego mieszkania? Razem są już osiem lat, dzieci nie ma, oboje pracują: on jako taksówkarz, ona jako manikiurzystka w salonie. Naprawdę przez te wszystkie lata nie dało się wziąć choćby kredytu? No ale cóż, każdy ma swoje priorytety.

Pod blok podeszliśmy z butelką prosecco i eleganckim pudełkiem – w środku nasz prezent: zestaw porządnych kieliszków. Przywitała nas jego żona – Kinga. Miała na sobie wieczorową sukienkę i szpilki, które wbijały się w miękkie linoleum, zostawiając głębokie ślady. Wyglądało to komicznie: strój jak do restauracji, a w tle odrapane ściany i ponury korytarz.

Weszliśmy do mieszkania. Pierwsze, co rzucało się w oczy – ogólny stan zaniedbania. Na meblach warstwa kurzu, w przedpokoju piasek, jakby ich pies dopiero co wrócił ze spaceru. Starałem się nie zwracać uwagi – w końcu nie przyjechaliśmy na inspekcję, tylko w gości.

Skierowałem się do kuchni, żeby postawić prezent na stole. I wtedy jakby mnie uderzył w twarz. Zamarłem w drzwiach – tak bardzo zszokował mnie widok.

Kuchenny stół wyglądał, jakby ktoś próbował przetrwać na nim apokalipsę. Sterty śmieci pomieszane z resztkami jedzenia: tłuste serwetki, kości po kurczaku, słoiki z przyprawami, na wpół zgniłe jabłko, połamane ciastka. Na środku – pojemnik po śmietanie, a w środku coś podejrzanie zielonego. Najwyraźniej dawno zapomnieli wyrzucić.

Na tym wszystkim kilka brudnych kubków, jeden z zasuszonym torebkiem herbaty. Wyglądało na to, iż tu nie zaglądano od co najmniej trzech dni. To nie był zwykły bałagan – to była pełna antyhigiena.

Moja żona, widząc to, westchnęła i cicho zapytała:
— Może pomożemy posprzątać?
Kinga skinęła głową:
— Tak, oczywiście, dzięki, bo my nie zdążyliśmy…

Żona zabrała się do pracy i niedługo stół choć trochę się „rozjaśnił”. Ale niesmak pozostał. Było mi głupio – i za nich, i za nas. Nie mogłem zrozumieć, jak dorośli ludzie, bez małych dzieci, pracujący i w pełni sprawni, doprowadzili mieszkanie do takiego stanu.

Tak, każdy ma okresy zapracowania, dni, gdy brak sił na cokolwiek. Ale tu ewidentnie było to zaniedbanie kumulujące się tygodniami.

Usiedliśmy do stołu. Z jedzenia – wędzony ser, resztki wędlin, chipsy. Wszystko, co można kupić w sklepie po drodze. Apetyt zniknął, choć przyszedłem głodny. Trochę się napiliśmy i gwałtownie wyszliśmy – tłumacząc się obowiązkami.

W drodze do domu milczeliśmy z żoną. Dopiero po kilku minutach odezwała się:
— Ja bym w takim brudzie choćby dnia nie wytrzymała…

Nie mi mówić, jak ludzie mają żyć. Nie mnie oceniać. Ale jedno zrozumiałem na pewno: choćby najpiękniejszy prezent traci sens, gdy ląduje w chaosie i obojętności.

A wy zostalibyście na takim przyjęciu?

*Czasem najprostsze porządki w życiu trzeba robić nie tylko w domu, ale i w głowie.*

Idź do oryginalnego materiału