Sześcioletnia Orfeuszka: Mama dwóch córek oczekuje na trzecie dziecko

newskey24.com 1 tydzień temu

Sierota od szóstego roku życia: mama dwóch córek spodziewała się trzeciego dziecka

Zostałam sierotą w wieku sześciu lat. Moja mama miała już dwie córki, a właśnie rodziła trzecią. Pamiętam wszystko jak krzyczała, jak sąsiadki zebrały się wokół, płakały, jak głos mamy nagle ucichł

Dlaczego nie wezwali lekarza albo nie zawieźli mamy do szpitala? Nigdy tego nie zrozumiałam. Dlaczego? Czy dlatego, iż wieś była odległa? Czy drogi były zawiane śniegiem? Do dziś nie wiem, ale musiał być jakiś powód. Mama zmarła przy porodzie, zostawiając mnie, moją siostrę i nowo narodzoną Paulinę.

Po śmierci mamy tata był zagubiony. Nie mieliśmy tu rodziny wszyscy byli na zachodzie, nikt nie mógł pomóc tacie się nami zająć. Sąsiadki poradziły mu, by gwałtownie się ożenił. Nie minął tydzień od pogrzebu, a już był zaręczony.

Ludzie sugerowali, by oświadczył się nauczycielce mówili, iż to dobra kobieta. Tata poszedł i dostał zgodę. Widocznie mu się spodobała. Był młody i przystojny wysoki, szczupły, z czarnymi jak u Cygana oczami. Można się w nich było zgubić.

Wieczorem przyszedł z narzeczoną, by nas przedstawić.
Przyniosłem wam nową mamę!

Byłam wściekła, czułam gorycz, nie rozumiałam, ale sercem dziecka wiedziałam, iż coś jest nie tak. Dom wciąż pachniał mamą. Miałyśmy na sobie sukienki, które uszyła i wyprała, a tu nagle on przynosi nam nową mamę. Dzisiaj to rozumiem, ale wtedy nienawidziłam go i jego narzeczonej. Nie wiem, co sobie o nas myślała, ale weszła do domu pod rękę z tatą.

Oboje byli trochę pijani, a ona powiedziała:
Nazywajcie mnie mamą, a zostanę.
Szepnęłam do siostry:
To nie nasza mama. Nasza umarła. Nie mów tak do niej!

Siostra wybuchnęła płaczem, a ja, jako starsza, wystąpiłam naprzód.
Nie, nie będziemy cię tak nazywać. Nie jesteś naszą mamą. Jesteś obca!
O, jaka rezolutna dziewczynka! Więc dobrze, nie zostanę z wami.

Nauczycielka wyszła, a tata miał iść za nią, ale zatrzymał się w progu, niepewny. Stał ze spuszczoną głową, w końcu odwrócił się, przytulił nas i zaczął gorzko płakać. Płakaliśmy razem z nim. choćby mała Paulina w kołysce zaczęła kwilić. Płakaliśmy za mamą, a tata za ukochaną żoną, ale nasz smutek był większy. Łzy sierot są wszędzie takie same, a tęsknota za matką jest uniwersalna, w każdym języku. To jedyny raz, kiedy widziałam, jak mój ojciec płacze.

Został z nami jeszcze dwa tygodnie, bo pracował w lesie jako drwal. Co miał zrobić? W wiosce nie było innej pracy. Dogadał się z sąsiadką, zostawił jej pieniądze na jedzenie, Paulinę oddał innej kobiecie i poszedł w bór.

Zostałyśmy same. Sąsiadka przychodziła, gotowała, paliła w piecu i odchodziła. Miała swoje sprawy. Całe dni spędzałyśmy samotne zmarznięte, głodne i przestraszone. Wieś zaczęła szukać rozwiązania. Potrzebna była kobieta, która przyjęłaby nas jak własne dzieci. Gdzie taką znaleźć?

Po naradach dowiedzieliśmy się, iż daleka kuzynka jednej z mieszkanek zna młodą kobietę porzuconą przez męża, bo nie mogła mieć dzieci. Może kiedyś urodziła, ale dziecko zmarło, a Bóg nie dał jej więcej nikt nie wiedział na pewno. Znaleźli jej adres, napisali list i przez drugą ciocię, Zofię, wezwali ją do nas.

Tata był jeszcze w lesie, gdy Zofia przyszła do nas pewnego ranka. Weszła tak cicho, iż choćby nie słyszałyśmy. Obudziłam się, a w domu ktoś chodził tak jak mama, szeleścił naczyniami w kuchni, a zapach naleśników unosił się w powietrzu!

Z ciekawości zajrzałyśmy z siostrą przez szparę. Zofia krzątała się spokojnie: myła naczynia, zamiatała podłogę. W końcu zorientowała się, iż nie śpimy.
No to chodźcie, złotka, jemy!
Zdziwiło nas, iż nas tak nazwała. Byłyśmy jasnowłose i niebieskookie, jak mama.
Zebrałyśmy się na odwagę i wyszłyśmy z pokoju.
Siadajcie przy stole!
Nie kazałyśmy sobie dwa razy mówić. Naleśniki były pyszne, a my zaczęłyśmy ufać tej kobiecie.
Mówcie mi Ciocia Zosia.

Potem wykąpała mnie i siostrę Wandę, wszystko uprała i odeszła. Następnego dnia wróciła. Dom zmienił się pod jej rękami był czysty i uporządkowany, jak za czasów mamy. Minęły trzy tygodnie, tata wciąż był w lesie, a Ciocia Zosia opiekowała się nami najlepiej, jak umiała, ale nie pozwalała, byśmy się do niej zbytnio przywiązały. Zwłaszcza Wandzia lgnęła do niej. Miała wtedy tylko trzy lata. Ja byłam bardziej nieufna. Ciocia Zosia była stanowcza, trochę zdystansowana. Nasza mama była radosna, lubiła śpiewać i tańczyć, nazywała tatę Wicusiem.

Co będzie, jak wasz tata wróci z lasu? Jaki on jest?
Zaczęłam niezręcznie wychwalać tatę, prawie wszystko psując! Powiedziałam:
Jest wspaniały! Spokojny! Jak się napije, to od razu zasypia!
Ciocia Zosia od raku się zaniepokoiła:
Często pije?
Często! odparła Wandzia, a ja kopnęłam ją pod stołem i dodałam:
Ale tylko od święta!

Ciocia Zosia odeszła uspokojona, a tata wrócił z lasu jeszcze tego wieczoru. WeszTata spojrzał na nas z uśmiechem, a w jego oczach, po raz pierwszy od śmierci mamy, zobaczyłyśmy odrobinę nadziei.

Idź do oryginalnego materiału