Szczęśliwe Przemiany

twojacena.pl 12 godzin temu

Barbara Kowalska wyszła z klatki schodowej i zatrzymała się na chwilę. Zmrużyła lekko oczy, spoglądając w niebo, zastanawiając się, czy nie zacznie padać, po czym dopiero skinęła głową siedzącym na ławce sąsiadkom i ruszyła dalej, unosząc dumnie podbródek. Kobiety, które umilkły na jej widok, znów zaczęły szeptać, rzucając za nią nieprzyjazne spojrzenia.

Nikt nie wiedział dokładnie, ile Barbara ma lat. Była już na emeryturze od kilku lat, ale trzymała się znakomicie. Siwiejące włosy zawsze modnie ścięte, makijaż dyskretny, ale podkreślający urodę. Sylwetka prosta, bez zbędnych fałdek, choć nie można było nazwać jej chudą.

Jedni twierdzili, iż ma około sześćdziesiątki, inni – iż ledwo przekroczyła pięćdziesiatkę. Najbardziej zawistne szeptały, iż pewnie dawno przeszła siedemdziesiątkę, ale dzięki zabiegom wygląda młodziej.

– A co jej złego ma być? Mąż porządny był, nie pił, nie znęcał się. Po cichu związał się z młodszą. Syn jedyny, kłopotów nie sprawia. Ani wnuków, ani kota, ani psa. Zero zmartwień. Gdyby nie mój pijak, może też bym tak królową chodziła.

– Ty? Królową? Rozśmieszyłaś mnie, Bronisławo – szturchając mówiącą, zaśmiała się sąsiadka.

– A co? Jak mój Janusz w końcu się rozpuści, to może i ja zacznę żyć. Wyjdę z domu, popatrzę na was z góry i pójdę sobie spacerować.

Sąsiadki wybuchnęły śmiechem.

– Patrzcie tylko, jak Zbigniew za Barbarą oczy wypatruje, choćby pracy nie pilnuje – zauważyła jedna.

– Niech nie marzy. Trzeba było szukać skromniejszej – westchnęła inna.

– A co Zbigniew złego? Nie pije, nie pali, złote ręce – broniła go kolejna.

– Czemu takie złośliwe, baby? Dajcie Barbarze Kowalskiej spokój. Nie zazdrośćcie – odezwał się sam Zbigniew i wrócił do przycinania krzewów.

Barbara domyślała się, iż jest obgadywana. Słyszała urywki zdań, widziała te spojrzenia. Dawno przestała zwracać na to uwagę.

Życie miała różne, jak większość kobiet. Mąż przystojny, zadbany, pasujący do niej. Kobiety same mu się narzucały. Ile przez to wycierpiała. A gdy w końcu odszedł, myślała, iż nie przeżyje. Dla syna wzięła się w garść. Od tamtej pory jednak trzymała mężczyzn na dystans.

Jedyny syn, Krzysztof, zbliżał się do trzydziestki, a wciąż nie był żonaty. Barbarę to nie cieszyło. Czy to normalne, żeby dorosły mężczyzna mieszkał z matką? Dziewczyny miał, ale do ślubu nie doszło.

Nie wszystkie podobały się Barbarze. adekwatnie żadna. Ale nie przeszkadzała. Wiedziała, iż zakazami tylko pogorszy sprawę, a syna może i stracić. Czekała. Z czasem miłości mijały. Jedne Krzysztof porzucał sam, inne go zostawiały.

Ale jedna omal nie została jego żoną. Miła, sympatyczna dziewczyna. Ślub, no to ślub, czas najwyższy. Barbara nie protestowała. Krzysztof, jak się należy, poszedł poznać jej rodziców, ale wrócił przybity. Ojciec okazał się pijakiem, matka zmaltretowana, zdrowie nadwyrężone. Wypili za znajomość, a ojciec zaczął prawić przyszłemu zięciowi kazania, grozić, omal nie doszło do awantury.

– Mamo, co robić? Kocham ją, ale jak żyć z takimi teściami? – spytał syn.

– Niczego nie zmienisz. To jej rodzice, na zawsze z nią związani. jeżeli jesteś gotowy, żeń się – odpowiedziała Barbara.

Ku jej euforii jednak się rozstali.

Po spacerze Barbara poczytała książkę, zdrzemnęła się i zabrała za przygotowanie kolacji, co chwilę spoglądając na zegarek. Krzysztof się spóźniał. „Znów się zakochał” – pomyślała. I rzeczywiście – syn wrócił nie sam.

– Mamo, poznaj Kingę. A to moja mama, Barbara Kowalska – przedstawił je sobie.

Barbara spojrzała na Kingę i aż sapnęła. Niebieskie oczy jak jeziora, dołeczki w policzkach… Na takich się żeni. Cóż, czas nadszedł.

– Dlaczego nie uprzedziłeś? Przygotowałabym coś specjalnego – z niezadowoleniem zauważyła.

– U ciebie zawsze wszystko pyszne – przytulił ją syn, kładąc głowę na jej ramieniu.

– Gdy się przymilasz, to pewnie coś chcesz – delikatnie dotknęła jego czoła. – Myjcie ręce, siadamy do stołu.

Z łazienki długo dobiegały śmiechy i przekomarzania. Młodzi weszli do kuchni zarumienieni, ale na stole już czekały talerze z jedzeniem, błyszczące sztućce i parująca herbata. Wszystko jak należy.

Po winowajczym spojrzeniu syna Barbara zrozumiała, iż się nie myli – szykuje się ogłoszenie.

– Mów już, nie ciągnij – poprosiła, zmęczona niepewnością.

Krzysztof wziął głęboki wdech i wyrzucił z góry:
– Jutro idziemy z chłopakami na dwudniową wycieczkę. Kinga chce z nami.

– Dobrze. Najlepiej poznać człowieka na szlaku. Przy okazji przedstawisz Kingę kolegom – odparła, myśląc jednak, iż to nie koniec niespodzianek.

– Mógłabyś posiedzieć z dzieckiem? Dziewczynka duża, sześć lat, kłopotu nie sprawi. – Zrobił pauzę. – Dorosłe towarzystwo, komary, będzie jej ciężko.

– Czyje dziecko? – spytała, choć znała odpowiedź.

„No i mamy to. Gdzie on je znajduje? Raz z tatuażami i kolczykiem w nosie, raz z pijącymi teściami, a teraz jeszcze z dzieckiem. Kiedy zdążyła? Wygląda na dwadzieścia pięć, a już sześcioletnia córka. Wczesna ptaszyna. I te dołeczki w policzkach” – przemknęło jej przez myśl.

– Moje – odpowiedziała Kinga, patrząc Barbarze prosto w oczy.

„Nie speszona, nie wyzywająco, ale i nie bojąc się” – zauważyła Barbara.

– Nie, nie mogę. Zapomniałam, jak z dziećmi się obchodzić. Mam plany. Poza tym, obce dziecko to odpowiedzialność… – zaczęła się wykręcać.

– Mamo, nie żartuj. Jakie plany? Do parku? To z Anitą i tak pójdziesz – nie dawał za wygraną Krzysztof.

„Te imiona… Coraz dziwniejsze” – pomyślała.

– Nie trzeba – Kinga położyła wąską dłoń naBarbara westchnęła głęboko, spojrzała w te niebieskie oczy małej Anity i nagle zrozumiała, iż życie właśnie przygotowało dla niej najpiękniejszy prezent – nową rodzinę, która wypełniła jej dom ciepłem i śmiechem.

Idź do oryginalnego materiału