Szczęście w starej kamienicy: Dziwne losy lokatorów z PRL-u

twojacena.pl 10 godzin temu

**Szczęście starej komunalki**

Czekając na męża z pracy, Zofia siedziała przy kuchennym stole i piła herbatę z tymiankiem, sącząc powoli jeden łyk za drugim. Gdy usłyszała dźwięk klucza w zamku, wstała i zatrzymała się w progu. Wszedł mąż, Witold, poważny i milczący.

Cześć odezwała się pierwsza. Znów się spóźniłeś. Już dawno zjadłam kolację, czekałam na ciebie

Cześć odparł krótko. Nie musiałaś czekać. Nie jestem głodny, a tak w ogóle nie zostanę długo. Spakuję rzeczy i wyjdę powiedział, nie zdejmując butów. Przeszedł do pokoju, otworzył szafę i wyciągnął walizkę.

Zofia stała jak sparaliżowana. Nie rozumiejąc nic, patrzyła, jak wrzuca do walizki pierwsze lepsze ubrania.

Witoldzie, wytłumacz, co się dzieje?

Naprawdę nie rozumiesz? Odchodzę od ciebie wycedził wyraźnie, nie patrząc jej w oczy.

Dokąd?

Do innej kobiety

Aha, pewnie do jakiejś młodziutkiej, choć sam jeszcze młody jesteś, czterdzieści lat to nie wiek odparła zjadliwie, powoli dochodząc do siebie. Nie pokażę mu łez powtarzała w myślach, a głośno spytała: I od dawna to u was trwa?

Prawie rok odrzekł spokojnie. Widząc jej zdumienie, dodał: Twoje problemy, iż nic nie zauważyłaś. Musiałem świetnie się maskować.

Odchodzisz na zawsze, czy zaczęła niepewnie.

Zosiu, czy ty naprawdę nie rozumiesz? Słuchaj uważnie odchodzę do innej. niedługo będziemy mieli dziecko. My z tobą nie mogliśmy, a Kasia urodzi mi syna. Daję ci miesiąc, żebyś wyprowadziła się z mojego mieszkania. Gdzie i jak to twoje zmartwienie. My tu zamieszkamy z Kasią i synkiem, póki co ona wynajmuje.

Witold wyszedł. Zofia została sama, ściany zdawały się przygniatać, w mieszkaniu panowała cisza. Włączyła telewizor, niech choć ktoś mówi. Z Witoldem przeżyli dwanaście lat. Do siebie wracała prawie tydzień, ale poradziła sobie.

Po rodzicach, którzy wcześnie odeszli, pozostał jej dom na wsi. Ale nie chciała tam żyć sama.

Nie dam rady myślała. Daleko od cywilizacji, brak wygód, zero pracy. W trzydziestym piątym roku życia nie chce się mieszkać na wsi. Sprzedam ten dom. Za te pieniądze kupię choćby pokój w komunalki czy akademiku, resztę życie pokaże.

Tak też zrobiła. Dom sprzedała od razu, gdy tylko przyjechała na wieś. Sąsiadka, Weronika, czekała na nią.

Zosieńko, dobrze, iż przyjechałaś, już chcieliśmy jechać do miasta cię szukać.

Co się stało? zaniepokoiła się Zofia.

No bo moi krewni chcą kupić twój dom. Przyjechali z Pomorza, potrzebują takiego domku, który można rozebrać i postawić nowy. Chcą mieszkać blisko nas, moja siostra z mężem

Boże, Weronika, właśnie po to przyjechałam! Świetnie, niech biorą, byle się tylko dogadali co do ceny. Oto mój numer

Wszystko się ułożyło. Już po dziesięciu dniach miała pieniądze w ręku. Niewiele, bo cóż wart był ten półrozpadający się domek? Kupiła malutki pokój w akademiku mieszkalnym. Kuchnia wspólna, w dwóch pokojach mieszkali sąsiedzi, trzeci należał do niej. Uważała to za komunalkę.

Sąsiedzi wydawali się spokojni, całkiem przyzwoici. Zofia rzadko się z nimi widywała, od rana do wieczora była w pracy. Tam właśnie nawiązała romans z kolegą, Darkiem. Wszystko zdawało się układać dobrze, przynajmniej tak jej się wydawało.

Niedługo przed Dniem Kobiet, Darek oznajmił:

Muszę o wielu rzeczach przemyśleć. Nie jestem pewien swoich uczuć, weźmy sobie przerwę.

Weźmy a najlepiej idź w las! warknęła rozgniewana.

Wróciła do domu wściekła. Trzydzieści sześć lat, a ona nie ma czasu w przerwy. Postanowiła zajeść stres. Otworzyła lodówkę brakowało kawałka szynki. Zaczęła się trząść.

Kto wziął moją szynkę?! wrzasnęła na całą kuchnię.

Zosieńko, wyrzuciłam ją dwa dni temu była zielona i śmierdziała. Uznałam, iż i tak byś jej nie zjadła, po co ryzykować zdrowiem? spokojnie, ale nieco wymijająco odpowiedziała sąsiadka, Halina Stefanowa.

Nie wam decydować, co mam jeść! Zofia wpadła w furię. Cudze rzeczy się nie tyka!

Wylała całą złość na sąsiadkę. Mąż ją zostawił, straciła dobre mieszkanie, ten kolega odebrał jej nadzieję, a teraz jeszcze sąsiedzi zabierają jedzenie!

Halino Stefanowo, nie przejmuj się odezwał się Jan Ignacy, sąsiad z drugiego pokoju.

Miał koło sześćdziesiątki, siwy, w okularach, spokojny intelektualista. Zawsze siedział w kącie kuchni w starym fotelu, z gazetą lub książką. Halina Stefanowa była wyraźnie zasmucona.

Zosia wyładowuje na tobie złość, ale to nie ty jesteś powodem. Nie bierz tego do siebie powiedział mentor

Idź do oryginalnego materiału