Tego dnia Jadwiga, jak zwykle, przygotowywała obiad kroiła mięso na gulasz. W kuchni unosił się zapach cebuli, na patelni skwierczał tłuszcz, gdy nagle zadzwonił telefon. Jej mąż Krzysztof odebrał. Jego głos był spokojny:
Halo?
Nastąpiła pauza. Długa. Jakby ktoś mówił bez przerwy, a on tylko słuchał. Jadwiga otarła ręce o fartuch i wyszła z kuchni. W korytarzu cisza. Przewód telefoniczny ciągnął się w stronę pokoju dzieci. Serce ścisnęło się. Nie wiedząc dlaczego, szła cicho, jak złodziejka na palcach.
Z uchylonych drzwi dobiegł jego szept. Głos, jakim nigdy z nią nie rozmawiał.
Kinga, proszę, uspokój się Rozumiem, naprawdę. Ale i ty mnie zrozum. Mam rodzinę, nie mogę teraz przyjechać Też cię kocham. Bardzo. Ale teraz nie mogę rozmawiać Jadwiga może wejść w każdej chwili. Wszystko jej powiem, ale jeszcze nie teraz Jutro. Proszę, nie dzwonić do mnie teraz. I tak Kocham cię.
Poczuła, jakby poraził ją prąd. Ręka, gotowa otworzyć drzwi, zawisła w powietrzu. Serce biło tak mocno, iż oddech stał się ciężki. Kocham cię. Powiedział to innej kobiecie. Nie jej.
Jadwiga nie urządziła sceny. W głowie odezwał się głos matki: Nigdy nie działaj pod wpływem emocji. Wyprostowała się, ile sił, i wróciła do kuchni. Wzięła nóż, ale ręka jej drżała. Kawałki mięsa spadały na deskę chaotycznie. O nogi ocierała się kotka, Jadwiga rzuciła jej kawałek jedyny odruch automatycznej życzliwości.
Też cię kocham
Te słowa wirowały w głowie jak zaklęcie. Zaczepiła się o inną jego frazę: Mam rodzinę Więc to wciąż ważne? Wciąż ma znaczenie?
Ale w takim razie kim ona jest? Tylko matką jego dzieci? Gospodynią domową? Nawykiem? Ból ścisnął pierś. Przecież wszystko między nimi było dobrze. Był troskliwy, uważny. Żadnych oznak oddalenia. Nigdy nie dawał powodu.
Po dwudziestu minutach Krzysztof wrócił do kuchni, wciągnął zapach gotującego się jedzenia i uśmiechnął się:
Ale pachnie! Jak długo jeszcze do obiadu?
Za pół godziny. Mięso drobno pokroiłam szybciej się ugotuje Kto dzwonił?
Co? jakby nie zrozumiał. A, z pracy. Poprosili, żebym jutro przyjął dostawę drewna.
Często cię proszą w weekendy. Nie podoba mi się to.
Wszyscy na urlopach, lato
Mhm.
Dlaczego taka smutna, Jadziu?
Po prostu zmęczona. Myślałam, iż jutro spędzimy dzień razem, pojedziemy na działkę.
A ty pracujesz. Pojedziemy wieczorem.
Krzysztofie
Co?
Kochasz mnie?
No jasne, co ty. Kocham, Jadziu. I naszych chłopców kocham. Przecież wiesz rodzina to dla mnie wszystko.
Wyprostował się, objął ją, pocałował w szyję. Ale po raz pierwszy w życiu ten pocałunek wydał jej się niesmaczny.
Później leżała na sofie i patrzyła na synów bawiących się obok. Kotka wskoczyła jej na brzuch, wbiła pazurki dziękowała za poczęstunek. Jadwiga ścisnęła jej łapki, opuściła głowę na puszyste futro.
Ta kobieta musi zniknąć.
Jadwiga nie mogła dzielić się mężem. Nie mogła z nim spać, wiedząc, iż był z inną. Ale stracić go nie do zniesienia. Decyzja przyszła sama: rozprawić się z kochanką. Osobiście. Bez jego udziału.
Następnego dnia, gdy mąż odprowadził dzieci do przedszkola i przygotowywał się do pracy, Jadwiga powiedziała w firmie, iż źle się czuje, i została w domu. Zamurowawszy się u sąsiadki, pożyczyła fartuch i chustę w fabryce będę malować ściany. Potem prosto do miejskiego parku. Po kilku minutach wyszedł Krzysztof. Jadwiga podążała za nim, chowając się za rogami ulic.
Wszedł na targ, kupił łososia i owoce, a potem skręcił w stronę osiedla domków jednorodzinnych. Jadwiga zrozumiała: tam ona mieszka. Mąż zniknął za bramą.
Usiadła na ławce. Czekała. I oto wyszedł nie sam. Wysoka blondynka u jego boku. Skierowali się w stronę lasu tam, gdzie oni sami kiedyś spacerowali. Jadwiga wróciła do domu. W głowie żar. W duszy rozpacz.
Po kilku dniach udało jej się dobrze przyjrzeć Kindze piękna, choć zdradziecka. Około trzydziestki. Potem szczęście: zobaczyła Kingę z przyjaciółką. Ta, niczego nieświadoma, wygadała wszystko.
Kinga? Samotna matka z chorym dzieckiem, mąż ją zostawił. Teraz ma wielbiciela. Żonatego. Mówi, iż porzuci dla niej swoją żonę szepnęła przyjaciółka, a w sercu Jadwigi zapłonęła zemsta.










