Szczęście w kawałkach
Marek dostał telefon od matki — prosiła, żeby powiesić półkę na kuchni. Następnego dnia wpadł do niej, ale w domu jej nie było. Mieszkanie było otwarte na jego klucz. Półka leżała, tak jak obiecała mama, ale wiertarka… Gdzie ona jest? Może na strychu, pełnym staroci.
Wszedł na krzesło, otworzył drzwiczki — i oto jest, wiertarka! Pociągnął za kabel, który się zaplątał, wiertarka ześlizgnęła się i uderzyła w wazon. Roztrzaskał się na drobne kawałki. Marek zaklął, wiedząc, jak mama go ceniła. Zebrał odłamki, powiesił półkę i wyjechał. Przez telefon obiecał matce, iż kupi nowy wazon na Dzień Kobiet. Ale nie uszło mu to tak łatwo — mama długo rozpaczała.
Czas mijał, ale podobnego wazonu nigdzie nie było. W ostatnią sobotę przed świętem Marek w końcu go znalazł… w rękach dziewczyny. Sprzedawca powiedział, iż to ostatni egzemplarz. Marek podszedł, przeprosił i szczerze opowiedział, jak stłukł wazon i iż mama mu nie wybaczy, jeżeli nie znajdzie zamiennika.
Dziewczyna, o imieniu Kinga, po chwili wahania uśmiechnęła się i podała mu wazon. „Proszę, niech pan ucieka przed mamą i jej wyrzutami”. Wzięła inny, a Marek — ten upragniony.
Przy wyjściu z sklepu zaczęli rozmawiać. On żartował, ona się śmiała. niedługo zaprosił ją do siebie — na Dzień Kobiet, do mamy. Kinga była zaskoczona, ale się zgodziła.
Następnego dnia stanęli razem w progu jego matki. Ta była zachwycona prezentem i jeszcze bardziej — Kingą. „Widzisz, syneczku, wszystko się układa — gdyby nie ten wazon, nie byłoby takiej dziewczyny u twojego boku”, — śmiała się.
Od tamtego dnia życie Marka zmieniło się. On i Kinga spędzali coraz więcej czasu razem, chodząc po parkach, rozmawiając o filmach i książkach, snując plany. Poznał ją ze swoją córką, która przyjechała na wakacje, i na szczęście od razu się polubiły. Dziewczyna była wzruszona jego dobrocią i troską. A mama Marka często wspominała tamten dzień, gdy jej syn przypadkiem stłukł wazon, i twierdziła, iż to był znak od losu. Kinga też dziwiła się, jak jedno przypadkowe spotkanie mogło doprowadzić do tak głębokiej więzi. Pół roku później wzięli ślub. Wesele było skromne, ale bardzo ciepłe. Mama Marka wzniósłszy toast, znów podziękowała losowi za stłuczony wazon. A Marek, patrząc na żonę, wiedział, iż znalazł tę, na którą czekał całe życie. I za każdym razem, gdy mijał tę półkę, z uśmiechem wspominał, jak jeden rozbity wazon doprowadził go do szczęścia, o którym choćby nie śmiał marzyć.