— Po prostu rób swoje — głos Dominika brzmiał jak codzienny komunikat pogodowy. choćby nie oderwał wzroku od telefonu. — Twoje zadanie to dbać o dom. Ja zarabiam, ty prowadzisz gospodarstwo. Wszystko fair.
Zamarłam z talerzem w ręce. Przez dwadzieścia trzy lata małżeństwa przywykłam do różnych rzeczy, ale to zdanie…
Kinga, moja najlepsza przyjaciółka, która siedziała naprzeciwko, parsknęła śmiechem nad kieliszkiem wina:
— A co w tym złego? Wiele kobiet marzyłoby o tym, żeby być na twoim miejscu, Jadziu.
Mój wzrok przemknął w stronę syna. Kacper siedział ze spuszczoną głową. Jego telefon zadrżał.
— Dom, — postawiłam talerz na stole. — A nie przyszło ci do głowy, iż mogę być kimś więcej niż sprzątaczką?
— No i zaczyna się — przewrócił oczami. — Przecież już to omówiliśmy, kiedy rzucałaś pracę.
— Czy może to ty mnie przekonałeś, iż tak będzie lepiej?
Coś w moim tonie zmusiło go, żeby w końcu oderwał się od ekranu. Nasze spojrzenia się spotkały i zauważyłam w jego oczach błysk strachu. Naprawdę myślał, iż nie widzę tych ich porozumiewawczych spojrzeń, tych „przypadkowych” dotknięć?
Kacper nagle zerwał się od stołu:
— Mogę już iść? Mam zadanie z informatyki.
— Jasne, idź — odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od męża.
Dźwięk zatrzaskujących się drzwi wejściowych rozniósł się po mieszkaniu. Kinga wymknęła się cichaczem. Dominik w milczeniu zbierał naczynia.
— Zostaw te talerze. Usiądź.
— O co znów chodzi? — zastygł przy zlewie.
— O to, iż nie jestem zmywarką. Pamiętasz, kim byłam, zanim wmówiłeś mi, iż „dzieci potrzebują matki w domu”?
— Znowu swoje.
— Nie. To ty zawsze decydujesz. Jak zwykle.
Telefon męża cicho zadzwonił. Wiadomość.
— Nie odpiszesz? Od Kingi?
— Przestań. Zachowujesz się jak wariatka.
— Jak wariatka? To pogadajmy o szaleństwie. Opowiedz mi o tym waszym „projekcie” z moją najlepszą przyjaciółką.
Dźwięk policzka rozdarł powietrze. Ale to nie Dominik mnie uderzył. To ja wymierzyłam mu tę niezłą laurkę.
— Mamo? — głos Kacpra z przedpokoju sprawił, iż oboje drgnęliśmy. — Idę do Marcela, dobrze?
— Oczywiście, skarbie.
O trzeciej w nocy obudził mnie trzask drzwi. Kacper?
— Gdzie byłeś? — stanęłam w progu kuchni.
Syn drgnął, gwałtownie chowając coś do kieszeni.
— Kasiu, co się dzieje?
— Ja… rzuciłem studia. Dwa miesiące temu. Nie chcę być informatykiem! To twoje marzenie, nie moje.
— A pieniądze? Komu jesteś winien?
— Pożyczyłem. Piętnaście tysięcy. Na kurs fotografii. Teraz grożą, iż powiedzą tacie.
— Jutro to ogarniemy — odparłam.
Nie zdążyłam dokończyć. W zamku przekręcił się klucz. Dominik.
— Nie śpicie? — jego głos brzmiał ochryple. Czuć od niego whisky.
— Tato, wytłumaczę wszystko — Kacper stanął między nami.
— Co dokładnie? Że mój syn to kłamca? Kinga mi wszystko powiedziała. O studiach.
Zamarłam:
— Kinga?
— No tak, wyobraź sobie. Chociaż jedna osoba w tym domu uważa, iż warto mówić mi prawdę.
— Koniec — powiedziałam, patrząc na Dominika.
— Jaki „koniec”? To tak go wychowałaś? — odwrócił się do mnie. — Aha, i jeszcze jedno — co tam u Kingi? Nie zmęczyła się tymi waszymi „spotkaniami biznesowymi”?
— Zamknij się — warknął Dominik.
— No i co? Uderzysz? Przy synu?
Wtedy Kacper ruszył w stronę drzwi:
— Wychodzę. Wy oboje… pasujecie do siebie.
Drzwi zatrzasnęły się.
— Zadowolona? — głos Dominika drżał.
I w tej samej chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
Za progiem stała Kinga. Rozczochrana, z rozmazanym tuszem.
— Musimy pogadać.
— Co ty tu robisz? — warknął Dominik.
— To samo co zawsze — przeszła obok niego, siadając przy stole. — Rujnuję cudze życie. Wiesz, Jadziu, on mnie też obiecywał, iż się z tobą rozwie— „Różnica jest, iż ja w końcu otworzyłam oczy,” dodała, wyciągając z torebki nasz wspólny klucz i kładąc go na stole przed wyjściem, a ja wzięłam głęboki oddech, zdając sobie sprawę, iż ta noc, choć pełna bólu, była pierwszym krokiem do prawdziwej wolności.