SZCZĘŚCIE CZY TYLKO GŁUPOTA?

newsempire24.com 5 godzin temu

SZCZĘŚLIWA CZY TYLKO GŁUPIA?

Iwonę, cichą i niepozorną dziewczynę, przyjaciółki nazywały tylko „szczęściarą głupią”. Jak to możliwe? Zaraz zrozumiecie.

Ledwie skończyła dwadzieścia lat, gdy koleżanka zaprosiła ją na wakacje do Zakopanego. Góry, słońce, darmowy nocleg – jechały do rodziny tej przyjaciółki. Tam Iwona poznała Marcina – przystojnego podpułkownika, który wynajmował pokój obok. Mężczyzna z wojskową przeszłością, który przeszedł przez misję za granicą, teraz pracował w komendzie uzupełnień. Czuć w nim było siłę, twardość, pewność siebie. Ale też ból. Iwona zrozumiała to, gdy zobaczyła na jego plecach stary, przerażający bliznę. Głupio zapytała:
— To stamtąd?
Marcin tylko wzruszył ramionami i zanurkował w jeziorze. Nie lubił o tym rozmawiać.

Iwona zakochała się do szaleństwa. Oddała mu się natychmiast, gdy tylko tego zapragnął. W odpowiedzi on, uśmiechając się, rzucił:
— No to teraz trzeba się ożenić.
Nie zraziło jej, iż nie padło słowo „kocham”. Wydawało jej się, iż to prawdziwe szczęście.

Marcin był od niej starszy o 17 lat i przejął kontrolę nad wszystkim: ślub bez sukni i limuzyn, tylko podpis w urzędzie w jego mieście. Mówił, iż są już dorośli na takie fanaberie. Poza tym… on już to wszystko przeżył. Był wdowcem z ośmioletnią córką.

Dla Iwony to był cios, ale uznała, iż miłość jest ważniejsza. Została. Dziewczynka, Kasia, była zaniedbana i nikomu niepotrzebna, błąkała się między babciami. Najpierw Iwona tylko jej współczuła, ale gdy pewnego dnia usłyszała z podwórka:
— Mamo! — ledwie powstrzymała łzy. I adoptowała Kasię.

Iwona miała za sobą tylko kurs fryzjerski. Chciała się uczyć – Marcin ciął krótko:
— Znajdź salon i idź na macierzyński. Chcę syna.
Ale ciąża nie nadchodziła. A może wcale nie chodziło o nią.

A potem uderzyło: jego podwładny wpadł na łapówce, i choć Marcin był niewinny, w wojsku odpowiedzialność spada zawsze na przełożonego. Musiał odejść „ze względów zdrowotnych”. Emerytura była dobra, ale męża to złamało. Zamknął się w domu, przestał przynosić pieniądze, codziennie – wódka i kumple. Po roku czy dwóch Iwona zrozumiała: mąż stał się cieniem siebie. Nie pracował, nie pomagał, choćby jedzenia nie kupował, a z lodówki jadł tylko to, co lubił.

Gdy nadeszło lato, Iwona z Kasią wyjechały do Zakopanego. W dwa tygodnie stało się jasne: trzeba odejść.
— Przecież ty jesteś moją mamą — powiedziała jej Kasia.
Iwona skinęła głową.

Marcin urządził scenę:
— To ci Kasię na kark powieszę!
Gdy dowiedział się, iż decyzja jest nieodwołalna, splunął:
— Głupia jesteś, Iwona.

Wróciła do rodzinnego miasta, do rodziców. Oczywiście, woleliby wnuki z krwi, ale Kasię przyjęli. Dziewczynka poszła do szkoły, Iwona znów strzygła ludzi. Pewnego dnia przyszedł siwiejący mężczyzna – sympatyczny, uprzejmy. Zostawił napiwek, a wieczorem – bukiet. Nazywał się Tomasz. Był od niej starszy o 10 lat, po rozwodzie, mieszkał we własnym domu, prowadził mały, ale stabilny biznes budowlany.

Z nim było przytulnie. Mówił, iż kocha. Iwona pomyślała: ile można szukać szczęścia? Oto ono. Wzięli ślub. Koleżanki zazdrościły:
— Gdybyś nie wzięła córki byłego męża, nie byłabyś głupia.

Iwona trochę się smuciła: Bóg nie dał jej własnych dzieci. Ale życie przygotowało nowy zwrot. Tomasz miał młodszą siostrę – problemową. Urodziła dwie dziewczynki, zachowywała się lekkomyślnie, piła. Teraz odbierano jej prawa rodzicielskie. Opieka społeczna już interesowała się dziećmi.

Tomasz wahał się:
— To, oczywiście, nie twój problem…
Iwona w tej chwili wyobraziła sobie: dziewczynki w łódce, a wszyscy je odpychają. Matka, ojcowie, wujek. I co, ona też?

— Bierzemy — powiedziała stanowczo. — Przecież wiesz, Kasia nie jest moja. A wyrosła już – do liceum idzie.
Mąż mocno ją przytulił i długo tak siedzieli, w ciszy. Dwoje, dla których słowa już nie były potrzebne.

Czy Iwona jest szczęściarą? Bez wątpienia! Pierwszy mąż – oficer, przystojniak. Było uczucie, było doświadczenie. Rozstali się – tak, ale bez dzieci. Druga próba – udana: mąż dobry, dom jest, stabilność. Zazdrość koleżanek zrozumiała.

A czy głupia? Adoptowała dziewczynkę, wzięła na siebie siostrzenice męża. Wie, iż to obowiązki, wydatki, łzy, nieprzespane noce. Ale nie rezygnuje. Bo jej serce nie wybiera łatwych dróg.

…Zasypiając na ramieniu męża, Iwona myślała, jak będzie wiązać dziewczynkom warkocze, dobierać sukienki, czytać bajki na dobranoc. W ich domu będzie śmiech, zapach jedzenia, balony na przyjęcia i huśtawki w parku. Kasia jest już dorosła – bardziej przyjaciółka niż córka. A te maluchy długo jeszcze będą przy niej. I to jest szczęście. Iwona się go nie bała. I dlatego – nie jest głupia. Tylko naprawdę szczęśliwą kobietą.

Idź do oryginalnego materiału