Szczerze o życiu

twojacena.pl 2 godzin temu

Znowu zbliżały się Święta. W całym Krakowie panował gwar, centra handlowe świeciły się ciepłym światłem, ludzie krzątali się między półkami, próbując zdążyć z zakupami. Z głośników leciała ta sama świąteczna piosenka, którą wszyscy słyszeli już milion razy.

A Jolancie wcale nie było wesoło. Ten rok z matką, Wandą, był dla nich ciężki uczyły się żyć bez ojca. Jolanta nie mieszkała już z rodzicami, była dorosłą, zamężną kobietą i miała dziesięcioletniego syna, Bartka.

Ojciec

Rok temu, tuż przed Wigilią, zmarł jej tata. Było jej tak źle, iż choćby nie od razu zrozumiała, iż matce pozostało trudniej.

Marek Kowalski był troskliwym, dobrym mężem i ojcem. Jako wykładowca ekonomii na uniwersytecie traktował studentów z sercem, zawsze mówił:

To przecież moje dzieci, nigdy na nich nie krzyczę. A oni odpowiadają mi tym samym. Przez tyle lat nauczania nigdy nie miałem z nimi konfliktu. Były pytania, ale razem je rozwiązywaliśmy oni zadowoleni i ja też.

Tak, tato, wszyscy o tobie mówią z szacunkiem przytakiwała córka.

Marek kochał oglądać stare filmy, śmiał się zaraźliwie, uwielbiał spacery z córką, gdy była mała. Czasem całą rodziną chodzili do kina, na spacery po parku, a na wakacje też jeździli zawsze we trójkę.

Jolanta widziała, jak ojciec delikatnie traktował matkę, więc i ona szukała męża podobnego do niego. I udało się była zadowolona ze swojego wyboru. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu, które podarowali im rodzice obojga.

Wszystko było dobrze. Ale trzy lata temu Markowi nagle zdiagnozowano raka. Wanda z córką były w szoku, a on je uspokajał:

Nic się nie martwcie, moje dziewczyny, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie żartował, choć w jego oczach nie było już blasku.

A rok temu odszedł.

Nie przeżyję bez niego

Do końca życia będę pamiętać stuk zamarzniętej ziemi o wieko trumny, łkanie matki, smutny dźwięk talerzy na stypie myślała czasem Jolanta.

Teraz nieustannie bała się o matkę. Kiedy wróciły do pustego mieszkania po pogrzebie, Wanda, nie rozbierając się, weszła do pokoju i powoli osunęła się w fotel, w którym zawsze siedział jej mąż. Patrzyła w jeden punkt, a córka też nie wiedziała, co powiedzieć była złamana żalem, nie miała sił.

Nie dam rady usłyszała słowa matki.

Podeszła, przysiadła przed nią na piętach, wzięła jej zimne dłonie w swoje.

Czego nie dasz rady, mamo?

Wanda spojrzała na córkę zdziwiona, jakby nie rozumiejąc pytania, i cicho wyszeptała:

Żyć bez niego. Nie potrafię.

Dopiero teraz Jolanta zrozumiała, iż choć jej jest ciężko, matce pozostało gorzej.

Czekała, aż ból minie

Minął dokładnie rok. Wanda z córką uczyły się żyć dalej bez Marka. Jolanta stopniowo oswajała się z brakiem jego głosu w słuchawce. Tak bardzo chciała go jeszcze usłyszeć. Kiedyś, przychodząc do rodziców, zawsze widziała znajomą siwą głowę w starym fotelu naprzeciw telewizora ulubionym miejscu ojca. Teraz go tam nie było. Teraz musiała się odzwyczaić, została tylko rozpacz. Czekała, aż ten rozdzierający duszę ból minie, ale dołączył do niego strach o matkę.

Boże, tylko niech mama da sobie radę myślała Jolanta, budząc się w nocy, i ta myśl nachodziła ją w różnych chwilach.

Wtedy brała telefon i dzwoniła do matki nie w środku nocy, ale rano, w dzień, wieczorem. Bała się o nią rozpaczliwie.

Jolka, nie dręcz się często uspokajał ją mąż, Krzysztof. Spójrz na siebie, masz przygaszone oczy, schudłaś, jesteś jak nakręcona. Z twoją mamą wszystko będzie dobrze. Jeszcze mało czasu minęło, ale uwierz mi, wszystko się ułoży.

Może masz rację, Krzysiu. Ale za każdym razem, gdy na nią patrzę, boję się. Zmieniła się nie do poznania, taka cicha. O czym ona tak ciągle myśli? Trzeba ją zaprosić do nas.

Jolanta wzięła telefon i zadzwoniła. Matka odezwała się cicho.

Tak, córeczko

Mamo, przyjedź do nas. Dzisiaj sobota, pójdziemy z tobą i Bartkiem do parku albo gdzieś. No nie siedź tak sama.

Nie, córko, dziękuję. Nie chce mi się wychodzić z domu, a co dopiero jechać gdzieś. Zresztą nie jestem sama, w myślach zawsze jestem z tatą.

Właśnie w myślach. Mamo, chcę cię od tych myśli oderwać. Przyjedź namawiała Jolanta, ale matka odmówiła.

Odłożyła telefon, spojrzała na Krzysztofa.

Jak ją z tego domu wyciągnąć? Kiedy do niej przychodzę, cieszy się, ale też nie chce wychodzić, mówi, iż woli pogadać w domu.

Cierpliwości, Jolka, cierpliwości. Musi minąć czas.

Niepokoje

Dziś mijał rok od śmierci Marka, za dwa dni Nowy Rok. Życie toczyło się dalej. Jolanta od rana dzwoniła do matki, ale ta nie odbierała. Dzwoniła raz, drugi, trzeci sygnał, ale Wanda milczała. Jolanta się wystraszyła. Zwykle tak nie było, matka zawsze odbierała.

Chwyciła kluczyki i wypadła z domu. Wbiegła do klatki z walącym sercem, które zaraz miało wyskoczyć z piersi.

Boże, pomóż, tylko niech nic się nie stało szeptała, otwierając drzwi swoim kluczem.

Znowu i znowu czytała kartkę

Wchodząc do mieszkania, od razu poczuła, iż coś jest nie tak. Cisza, idealny porządek. Na kuchennym stole kartka: *Moja kochana córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham, i nie chcę ci sprawiać bólu. Cokolwiek się stanie, pamiętaj, iż cię kocham*.

Jolanta złapała się za blat i osunęła na krzesło. Nogi stały się jak z waty, myśli wirowały, nie mogła zebrać ich w całość. W oczach co chwilę robiło się ciemno. Czytała kartkę raz za razem, choć litery się rozmywały.

Zawsze wiedziałam, iż to, czego się boisz, właśnie się wydarza pomyślała w końcu.

Spojrzała na filiżankę na stole herbata jeszcze nie wyschła.

Więc mama wyszła niedawno, może jeszcze nic się nieWiedziała już, gdzie ma jechać, więc wyszarpnęła kluczyki i wypadła z mieszkania, bo wreszcie dotarło jejPobiegiem ruszyła na cmentarz, a gdy zobaczyła matkę klęczącą przy grobie ojca, złapała ją za ręce i powiedziała przez łzy: „Mamusiu, wracamy do domu”.

Idź do oryginalnego materiału