Synowa rozdaje rzeczy wykonane z miłością przez teściową dla wnuków

newsempire24.com 2 dni temu

Synowa rozdaje rzeczy, które teściowa z miłością robiła dla wnuków

— No i co jest nie tak z tymi skarpetkami? Ciepłe, porządnie zrobione, kolor spokojny, przytulny. Jesień za pasem, chłody nadchodzą, idealne na tę porę — zapytałam Kasi, trzymając w rękach parę wełnianych skarpet, które właśnie mi sprzedawała.

— Wzór jakiś staroświecki — machnęła ręką Kasia, poprawiając włosy. — Mam syna, on w czymś takim nie będzie chodzić. A teściowa już narobiła tyle swetrów i czapek, iż szafy aż pękają. Nie dam rady tego wszystkiego nosić.

— No dobra, daj je tutaj — westchnęłam, zabierając skarpetki i kładąc je na wiązanym swetrze, który Kasia podarowała mi na urodziny.

Maria Kazimierzówna, teściowa mojej przyjaciółki, niedawno przeszła na emeryturę. Mieszkała w małym domku w Bydgoszczy i była prawdziwą czarodziejką robótek ręcznych. Jej drzewka i włóczka potrafiły zdziałać cuda: czapki, swetry, skarpety — wszystko wychodziło tak piękne, iż można było się zachwycić. Ale jej skłonność do oszczędzania czasem płatała jej figle.

Maria Kazimierzówna potrafiła rozpruć starą bluzkę, żeby zrobić z niej coś nowego dla wnuków. Tylko iż takie rzeczy wyglądały niechlujnie, miały supły i przetarcia, no i modne to akurat nie było. Z kolorami też się specjalnie nie patyczkowała — brała, co akurat miała pod рукой. Dlatego Kasia, synowa, albo wyrzucała jej prezenty, albo rozdawała znajomym, choćby ich nie rozpakowując.

Ale dla wnuków starała się jak mogła. Wydawała swoje skromne oszczędności na dobrej jakości włóczkę, siedziała godzinami nad robótką, wkładając w każdy oczko miłość i troskę. Te skarpetki, które Kasia mi oddała, były małym dziełem sztuki: mięciutkie, ciepłe, z równiutkim wzorkiem. Trzymałam je w rękach i czułam to ciepło, które babcia chciała przekazać swojemu wnukowi.

Pewnego dnia wyjrzałam przez okno i zamarłam: sąsiedzki chłopak biegał w czapce, którą Kasia niedawno próbowała mi wepchnąć. Tak samo było z kamizelką i szalikiem — wszystko, co Maria Kazimierzówna robiła z sercem, Kasia rozdawała dalej, choćby nie przymierzając synkowi. Nie rozumiałam, jak można tak postępować. To nie były zwłaszcze ubrania — w każdym był włożony kawałek serca tej starszej kobiety, która chciała po prostu sprawić wnukom radość.

Skarpetki, które Kasia mi oddała, idealnie pasowały mojemu córeczce. Założyłam jej je, a ona z dumą dreżasła po domu, chwaląc się, jakie są mięciutkie. Chętnie kupiłabym coś takiego w sklepie, ale gdzie znaleźć? Zaproponowałam Kasi, żeby porozmawiała z teściową, wytłumaczyła, iż niektóre rzeczy nie do końca jej się podobają, żeby nie тратиła czasu. Ale Kasia tylko machnęła ręką:
— Oj, daj spokoj. Łatwiej rozdaję, niż z nią dyskutować. I tak się obrazi.

Patrzyłam na nią i czułam, jak we mnie rośnie złość. Nie za siebie — za Marię Kazimierzównę. Ta kobieta, z jej spracowanymi rękami i dobrym sercem, godzinami siedziała nad każdym oczkiem, myśląc o wnuku. A jej pracę spraszałi lub oddawali obcym, choćby nie podziękowawszy.

Kasia dalej męczyła temat teściowej: iż za dużo się wtrąca, iż narzuca swoje zdanie. Ale ja widziałam w tym tylko bra”Tylko po co się przejmować, skoro ona i tak tego nie doceni?” — odpowiedziała Kasia, z nową paczką swetrów w rękach.

Idź do oryginalnego materiału