Syn wysłał mnie do domu opieki… a teraz prosi o pieniądze na swój ślub!

newskey24.com 3 dni temu

**Dziś mój syn zostawił mnie w domu opieki a teraz prosi o pieniędzy na swój ślub**

Nigdy nie myślałem, iż moja starość będzie pachnieć środkiem dezynfekującym i letnią zupą pomidorową.
Wyobrażałem sobie, iż po siedemdziesiątce będę chodził w eleganckim garniturze, grał w szachy w parku Łazienkowskim, flirtował z emerytkami z klubu seniora i popijał kawę z pączkiem, rozprawiając o polityce albo o tym, jak Lech Poznański znowu przegrał.
Ale nie.
Życie postawiło mnie w domu opieki o pięknej nazwie Złota Jesień, który brzmi jak tytuł wiersza, ale ma więcej zamkniętych drzwi niż areszt śledczy.

Mój syn przyprowadził mnie pewnego wtorku, po obiedzie.
Tato, tutaj będzie ci lepiej powiedział tym swoim cienkim głosem, którym mówi, gdy ma zamiar zrobić coś okropnego. Będziesz miał towarzystwo, opiekę medyczną, zajęcia
Świetnie odparłem. To zostaw mi też swoją kartę kredytową, a urządzę sobie rejs po Karaibach dla rekreacji.
Nie odpowiedział. Dał mi szybkiego buziaka tego rodzaju pocałunku, który oznacza uciekam, zanim zaczniesz mnie oceniać i wyszedł.
Zostałem sam, wpatrując się w sufit, wdychając zapach chloru, który wżera się w skórę, i myśląc, iż jeżeli to jest dla mojego dobra, to wolę już swoją starą krzywdę.

Pierwsze dni były koszmarem. Nie mogłem spać: mój współlokator, pan Henryk, chrapie, jakby w jego gardle utknął ciągnik, a pani Wanda chowa wszystkim kapcie, żeby sprawdzić, kto się zorientuje jakby to był jakiś eksperyment społeczny.
Ale człowiek się przyzwyczaja. Starych ludzi się nie docenia, a nie wiedzą, jak potrafimy się naginać, gdy nie ma wyjścia.
Ćwiczę joge na krześle (choć wyglądam jak rozpadająca się origami), gram w brydża trzy razy w tygodniu i zaprzyjaźniłem się z sympatyczną panią Ireną, która codziennie proponuje mi małżeństwo.
Panie Janie, zrobilibyśmy wspaniałą parę mówi, machając plastikowym goździkiem.
Oczywiście, Irenko, ale najpierw przypomnij sobie, jak się nazywam odpowiadam.
Śmieje się. Ja też. W gruncie rzeczy jest lepiej, niż się spodziewałem.

Aż w niedzielę syn pojawił się niespodziewanie. Miał tę samą minę co w 5. klasie, gdy chciał nowy rower: Tato, potrzebuję czegoś.
Taaatooo! zaczyna, przeciągając słowa jak w dzieciństwie.
Co znowu zepsułeś? pytam, składając ręce na piersi.
Nic, tato. Po prostu żenię się.

Uniosłem brew.
Naprawdę? Cóż za niespodzianka! Nie wiedziałem, iż znalazła się aż taka śmiała dusza.
Zaśm

Idź do oryginalnego materiału