Syn przyprowadził do domu swoją dziewczynę, ale oficjalnie nie planują jeszcze ślubu. A ona zaczęła się zachowywać, jakby mieszkała tu od zawsze — grzebie po lodówce, sięga po garnki, zajmuje łazienkę, kiedy jej się podoba, nie pytając nas o nic

przytulnosc.pl 4 dni temu

Z mężem długo staraliśmy się o dziecko. Dopiero po piętnastu latach urodził się nasz jedyny syn – Michał. Był całym naszym światem, wszystko kręciło się wokół niego. Oczywiście miał u nas fory – rozpieszczony, chroniony. Już w przedszkolu i szkole słyszeliśmy, iż wychowujemy egoistę. Ale kto by słuchał? Przecież to „nasz synek”, „młodzież teraz taka trudna”.

Do wojska nie poszedł – względy zdrowotne. Szkołę techniczną skończył z trudem, trzeba było go dosłownie przepychać. Pracował tu i tam, ale ostatnia firma się rozpadła, a teraz od miesięcy „szuka pracy”.

Na wiosnę zakochał się – przez internet poznał Olę. Na początku przychodziła w gości, a potem nagle jej rzeczy zaczęły pojawiać się w łazience. Teraz praktycznie u nas mieszka – bez pytania, bez rozmowy. A my mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu – jeden pokój nasz, drugi Michała.

Ola rozgościła się u nas na dobre. Nie odzywa się prawie wcale – tylko „tak”, „nie”, „proszę”, „dzień dobry” – zero relacji. Za to rządzi się jak u siebie: korzysta z naszych produktów, gotuje, zajmuje łazienkę kiedy chce. A gdy zwróciłam synowi uwagę, powiedział tylko:
– No i co z tego? Przecież wszystko mamy wspólne. Traktuj ją jak moją żonę. Po prostu nie mamy jeszcze pieniędzy na wesele.

Mąż całe dnie w pracy – na dwóch etatach, wraca późno. Ja już na emeryturze, ale dorabiam jeszcze jako sprzątaczka w bogatych domach. Więc to ja jestem najczęściej w domu i widzę, co się dzieje.

Ola i Michał rozwożą ulotki, coś tam kombinują przez internet, ale żadnych pieniędzy nie widzieliśmy. Michał czasem jeszcze od nas pożycza – oczywiście bez zwrotu. Dziewczyna przyprowadza koleżanki, które czują się tu jak u siebie. Nas ignorują.
Na kuchni nie da się ugotować obiadu – ciągle ktoś tam siedzi z „młodych”. Czuję się, jakby knuli plan, jak nas z mężem wykurzyć z własnego mieszkania. A Michał? Udaje, iż nie słyszy.

Wszyscy radzą:
– Bądźcie stanowczy! Wyrzućcie ich, niech wynajmą coś i mieszkają na własny rachunek.
Tylko… jak wyrzucić własne dziecko?

Sprawa jest trudna. Ola pochodzi z bardzo trudnej rodziny – ojciec i matka nadużywają alkoholu. Michał na pewno by się tam nie odnalazł. A na wynajem ich nie stać – żyją z naszych zakupów, jedzeniem częstują też swoich gości. Michał wciąż „szuka pracy”, choć efektów nie widać.

Ale tak dalej żyć się nie da. Czuję się obco we własnym domu. Ta dziewczyna mi nie odpowiada, a syn ewidentnie trzyma jej stronę. Jeszcze trochę, a wprowadzą się z rzeczami do naszej sypialni – i co wtedy?

Nie wiemy już, co robić. Syna kochamy, nie chcemy go skrzywdzić. Ale sytuacja, w której żyjemy, to jakieś szaleństwo. Ile jeszcze damy radę to znosić?

Idź do oryginalnego materiału