Syn oskarża mnie o rozpad jego rodziny: chciałam tylko, by synowa umyła naczynia

newsempire24.com 21 godzin temu

Miałem zaledwie 22 lata, kiedy mąż zostawił mnie samą z małym synem, Kacprem. Ledwo skończył dwa latka. Mężowi znudziło się dźwiganie ciężaru rodziny – stwierdził, iż woli wydawać pieniądze na siebie i kochankę. choćby jeżeli nie był idealny, razem było łatwiej. Gdy odszedł, cały świat spadł mi na barki.

Kacper poszedł do przedszkola, a ja znalazłam pracę. Czasem wracałam do domu padnięta ze zmęczenia, ale zawsze panował porządek: obiad gotowy, dziecko nakarmione, ubrania uprane i wyprasowane. Tak nauczyła mnie mama, a moje pokolenie rozumiało, czym jest obowiązek. Przyznaję, trochę rozpuściłam syna. W wieku 27 lat nie potrafił choćby usmażyć ziemniaków. Gdy się ożenił, myślałam, iż jego żona, Jowita, przejmie troskę o niego, a ja wreszcie zajmę się sobą – hobby, może choćby dodatkową pracą. Po prostu życiem w spokoju.

Ale nic z tego. Kacper oznajmił, iż on i Jowita wprowadzają się do mojego mieszkania w Krakowie – „na chwilę”. Nie byłam zachwycona, ale się zgodziłam. Liczyłam, iż Jowita zacznie gotować, prać, a ja jakoś to zniosę. Niestety, rzeczywistość okazała się koszmarem.

Jowita była leniwa. Nie sprzątała ze stołu, nie myła naczyń, nie prała ubrań, choćby odkurzacza nie tknęła. Dosłownie nic! Przez trzy miesiące obsługiwałam trzech ludzi. Czy tego właśnie chciałam na stare lata?

Kacper postanowił, iż będzie jedynym żywicielem rodziny, więc Jowita nie pracowała. Od rana do wieczora, zanim mąż wrócił, gadała z koleżankami lub wgapiała się w telefon. Ja wciąż pracowałam. Wracałam do domu, a tam chaos: ubrania porozrzucane, lodówka pusta, żadnego obiadu. Musiałam biec do sklepu, gotować, a potem myć stos brudnych talerzy. Jowicie choćby przez myśl nie przeszło, żeby poczuć się winna.

Pewnego dnia, gdy stałam przy zlewie, przyniosła mi talerz, który od kilku dni leżał w ich pokoju – pełen zepsutego jedzenia i muszek. Zagryzłam zęby, ale milczałam. Gdy jednak przyniosła kolejny taki talerz, straciłam cierpliwość.

„Jowita, jeżeli masz w sobie odrobinę sumienia, mogłabyś choć raz umyć naczynia” – powiedziałam spokojnie, choć gotowałam się w środku.

I co? Przeprosin brak. Następnego dnia wyprowadzili się – wynajęli mieszkanie. A Kacper oskarżył mnie, iż niszczę jego rodzinę. Jak? Prosząc żonę, żeby umyła talerz?

Dzięki Bogu, w domu znowu jest czysto i cicho. Teraz dbam tylko o siebie, i to ogromna ulga. Ale nie rozumiem: co jest z tą młodszą generacją? Nie potrafią ani sprzątać, ani brać odpowiedzialności. Mój syn, którego wychowywałam z taką miłością, obwinia mnie za swoje problemy. A ja tylko chciałam, żeby jego żona zachowywała się jak dorosła osoba.

Teraz żyję dla siebie. Ale w sercu zostało rozgoryczenie: czy popełniłam błąd, wychowując Kacpra? Czy to po prostu takie czasy, kiedy ludzie zapomnieli, co znaczy troszczyć się o innych?

Idź do oryginalnego materiału