Straszna zamieć: Zasypane drogi i zamknięte drzwi

twojacena.pl 3 miesięcy temu

Zamieć była straszna. Drogi zawiane — ani przejść, ani przejechać. Drzwi klatki nie otworzyć: zasypane na głucho trzema metrami śniegu, choćby odkopać się nie da. W końcu to nie północne miasto, a bloki nie są projektowane na takie ataki ze strony natury. w uproszczeniu — prawdziwa katastrofa, bez żartów.

I tej nocy umierał ojciec Julii.

Wylew. Brak karetki, brak ratowników. Tylko ona, młoda neurolog, i skromny zapas leków w domu.

Tata upadł w kuchni, stawiając czajnik. Julia nie widziała, jak to się stało, ale rozpoznać udar to zadanie dla pierwszoroczniaka. Dla niej to była oczywistość — wiedziała, iż poza szpitalem nie dotrwa do rana.

Dzwoniła do wszystkich, choćby na policję. Odpowiedź zawsze ta sama: *”Zgłoszenie przyjęte. Przyjedziemy, gdy tylko będzie możliwość.”*

Nikt nie przyjdzie. Ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie spróbowała. Ciężko wlekła ojca na łóżko, a on tylko jęczał, całkowicie sparaliżowany. Leki przeciwzakrzepowe odpadają — podała aspirynę, potem dożylnie prednizolon na obrzęk mózgu. Ciśnienie niskie — bisoprolol niepotrzebny.

Pozostało tylko czekać. Julia działała jak automat. Zgodnie z procedurami, podręcznikowo. Bez emocji, tylko wewnętrzna pustka.

A potem zgasło światło. W mieszkaniu zrobiło się ciemno i duszno. Meble jakby spuchły, powietrze zgęstniało do konsystencji syropu, oddech ojca stawał się głośniejszy. Julia sama niemal przestała oddychać.

— Żeby już było rano — szepnęła, tylko po to, by usłyszeć swój głos. Żeby upewnić się, iż jeszcze żyje.

W tej samej chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi.

Julia przestraszyła się i ucieszyła równocześnie. Pomoc? Kto inny mógłby teraz pukać? Rzuciła się do drzwi, potykając o wszystkie kąty po drodze. Otworzyła. W oczy uderzyło światło latarki.

— Cześć — powiedział głos z drugiej strony. Do bólu znajomy.

To był tylko sąsiad. Wiesiek, czterdziestolatek z mentalnością nastolatka. Wieczny rozrabiaka, który mógł pół roku chodzić nieogolony, potem zafarbować włosy na jaskrawy zielony i pokłócić się z dzielnicowym. Nie pracował, a jednak jakoś żył.

Dla Julii, która spędziła młodość nad książkami i schematami anatomicznymi, jego istnienie było obrazą. Tacy jak on nie powinni funkcjonować w normalnym społeczeństwie.

Chciała zatrzasnąć drzwi, ale Wiesiek bezceremonialnie wstawił nogę w futrynę. Czysta bezczelność.

— Wszystko w porządku? — zapytał.

— Zabierz tę nogę — warknęła.

Bała się go. Za każdym razem, gdy się spotykali, odsuwała się od niego jak od zarazy.

— No dobra — faktycznie cofnął nogę i opuścił latarkę. — Myślałem, iż może potrzebujesz pomocy.

— Nie twojej.

— Czyli jednak potrzebujesz — domyślił się Wiesiek. — Masz zapas wody?

— Boże, w czajniku! Albo z kranu! — zirytowała się i znów próbowała zamknąć drzwi.

Ale tym razem Wiesiek zostawił na progu pięciolitrową butelkę wody. Potem zniknął w swojej klatce. Za ścianą, która i tak nie tłumiła jego pijackich śpiewów ani nieudolnych prób gry na harmonijce.

— Okropny typ — mruknęła Julia.

A potem dotarło do niej. Poszła do kuchni. Krany wydały jęk pustych rur. Butelka została na granicy między jej mieszkaniem a resztą świata.

Wiesiek wrócił z paczką baterii i latarką. O czym ona, lekarka, choćby nie pomyślała.

— Mam ochotę posłać cię do diabła — przyznała, gdy wręczył jej naładowaną latarkę.

— Śmiało — wzruszył ramionami. — Tylko powiedz: jak twój ojciec?

— Piliście razem, czy co? Co cię to obchodzi?

— Nie piłem. Jak on się ma? — spytał prosto.

— Wylew… — wyrwało się Julii. — Potrzebna karetka…

Wiesiek odwrócił się na pięcie i zniknął. Julia została sama. Z umierającym ojcem, butelką wody i latarką.

— To drań, tato. Prawdziwy miejski pijaczek…

Latarka okazała się zbawienna. Zmierzyła ojcu ciśnienie, znalazła butelkę z glukozą, założyła kroplówkę. Próbowała nastawić czajnik — bez skutku. choćby gaz sięI wtedy, gdy zaczęła tracić nadzieję, usłyszała przez ścianę głos Wieśka, który nerwowo wydzwaniał po znajomych, próbując znaleźć kogoś z samochodem terenowym, a w jej sercu, pomimo uprzedzeń, zrodziła się ciepła iskra wdzięczności.

Idź do oryginalnego materiału